Niemal połowa Polaków irytuje się, gdy musi skorzystać z infolinii. Tymczasem taką usługę spotkać można na każdym kroku, korzystają z niej urzędy, firmy, a nawet spółdzielnie mieszkaniowe.
- Zablokowano mi konto w banku, a musiałem pilnie wykonać przelewy. Dzwoniłem na infolinię, a tam automat każe mi podać numer klienta i hasło, o którym pierwszy raz słyszę. Czekałem więc 15 minut, aż odbierze operator, wsłuchując się w jakąś melodyjkę. Gdy odebrał, pyta mnie o... hasło, którego przecież nie znam, bo właśnie do niego z tym problemem dzwonię. Przełącza mnie dalej. Znów czekałem 15 minut i... połączono mnie z tym samym człowiekiem, z którym już rozmawiałem - skarży się pan Bartosz z Wyżyn. - Czułem się jak w jakiejś ukrytej kamerze.
<!** reklama>- Szukałam fachowca, z którym mogłabym porozmawiać o reklamacji usług operatora komórkowego, bo żadna z opcji w infolinii tego nie przewidywała. W końcu ktoś się odezwał, ale i tak nie umiał mi pomóc - mówi pani Katarzyna z Bartodziejów. Coraz więcej jest firm i instytucji, które stawiają na nowoczesność, kosztem bezpośredniej obsługi swoich klientów. Tak jest na przykład w Urzędzie Miasta Bydgoszczy. Jednak z działania miejskiej infolinii zadowolony jest Jan Stranz, sekretarz miasta. - Jest bezpłatna. Osoba przy telefonie to pracownik wydziału organizacyjnego, nie ma rozwiązywać problemów, tylko przekazywać je odpowiednim komórkom - mówi sekretarz. - Nasza centrala automatyczna, która przekierowuje osoby do wybranych wydziałów, to też nowinka, która jest znakiem nowoczesności. Dzięki niej bydgoszczanie trafiają bezpośrednio do konkretnego wydziału i nie potrzebują pośrednictwa operatora.
Tymczasem ogólnopolskie badania infolinii dowiodły, że korzystanie z nich frustrujące jest dla prawie połowy badanych. Najbardziej irytuje ludzi długie oczekiwanie na połączenie i niekompetencja konsultantów.
