Robert Lubrant policjantem nie jest od pięciu lat, ale ciągle kręci go to samo - pomaganie tym, którzy nie dają sobie rady ze sobą i innymi.
<!** Image 2 align=right alt="Image 118596" sub="Pięciuset gimnazjalistów brało wczoraj udział w spektaklu profilaktycznym Stowarzyszenia „Bezpieczne Dziecko”, kierowanym przez Roberta Lubranta Fot. Tadeusz Pawłowski">Kiedy skończył szkołę rolniczą w Samostrzelu, zaczął od pielenia chwastów w Domu Pomocy Społecznej przy ulicy Mińskiej. Dziś wyszarpuje gdzie się da pieniądze - na programy profilaktyczne dla młodzieży, na pomoc ofiarom przemocy w rodzinie. Były zootechnik, były policjant, aktualny prezes Stowarzyszenia „Bezpieczeństwo Dziecka”, Robert Lubrant. Na profilu w Naszej-klasie ma blisko 500 znajomych i kilkanaście zdjęć. Takich, które pokazują działalność na rzecz innych.
- Trochę się wstydziłem, gdy mama namówiła mnie w połowie lat 80. do pracy w mundurze - opowiada. - Było to po prostu wtedy opłacalne finansowo, a w domu się nie przelewało. Ale od razu wiedziałem, że nie chcę iść do proponowanej mi drogówki, ale potrzebuję kontaktu z ludźmi, możliwości rozwiązywania życiowych problemów. Trafiłem do komisariatu, byłem dzielnicowym Siernieczka i Brdyujścia. Mogłem szybko awansować, ale pojawiła się szansa objęcia etatu specjalisty do spraw nieletnich. I to był mój żywioł.
Na szkoleniu z prewencji kryminalnej poznał nowoczesne metody przeciwdziałania patologiom. - Chciałem, by policja współpracowała z różnymi instytucjami. Za cel postawiłem sobie poznanie wszystkich pracowników socjalnych w Fordonie, wszystkich pedagogów szkolnych i dyrektorów. Kiedy zorganizowaliśmy, wspólnie z salezjanami pierwszą młodzieżową debatę o szkodliwości palenia, to był wtedy szok. Mówili, że czarni z niebieskimi straszą - wspomina Robert Lubrant.
<!** reklama>To był też początek przyjaźni i współpracy z terapeutami z Polskiego Towarzystwa Zapobiegania Narkomanii, Piotrem Janiszewskim i Robertem Rejniakiem. Ten ostatni był scenarzystą i reżyserem spektaklu, który wczoraj w bydgoskim kinoteatrze, obejrzało około 500 gimnazjalistów. - Pokazaliśmy im sceny z ich życia wzięte. Ja grałem biznesmena, sponsora sportowego, który nie zauważa, że syn pogrąża się w narkotykowym nałogu. Dilera odegrał brawurowo potężny policjant. Mój syn grał też... - mówi prezes. Synowie, 22-letni Patryk, student resocjalizacji, i 14-letni Sebastian, towarzyszą ojcu w jego „dziele”. - Czasami nie możemy już słuchać o tej jego działalności, telefon dzwoni bez przerwy, ale potem zawsze mu pomagamy - mówi Sebastian.
Bo Robert Lubrant musi robić kilka rzeczy jednocześnie. Oprócz wyszarpywania kolejnych grantów na „bezpieczne dziecko” (na przedstawienia, kolonie, gwiazdki), oczkiem w głowie byłego policjanta jest punkt konsultacyjny dla ofiar przemocy w rodzinie - kiedy w Bydgoszczy zdarzy się jakakolwiek tragedia rodzinna, zawsze zobaczycie go jako eksperta. - Współpraca z prokuraturą zaczyna się docierać, gorzej idzie nam z sądem. A przecież nasza działalność ma też wymiar ekonomiczny. Prowadzimy mnóstwo programów pomocowych dla ofiar, ale interesujemy się także sprawcami. I - to nasza, bydgoska, specjalność - nie tylko wtedy, gdy trafią już do więzienia. Zaproponowaliśmy terapię dla 4 pozostających na wolności panów. To nadzieja na 4 więźniów mniej, na 4 dramaty rodzinne do uniknięcia...
Punkt Konsultacyjny
Szukasz pomocy dla ofiary przemocy w rodzinie? Sprawdź http://sbd.org.pl/