Człowiek nie dość, że nie ma domu i mieszka w schronisku, to jeszcze mu zabrali życie. O ile kilkuletni brak stałego dachu nad głową to pewnie wybór przemieszczającego się swobodnie po wolnym kraju łazika, o tyle zaoczne wystawienie aktu zgonu nakazuje bliższe przyjrzenie się wypadkom ze stycznia tego roku.
<!** reklama>
Koleje losu tego bezdomnego można nazwać nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności. Wszystko przecież z urzędowego punktu widzenia było w porządku. W rozpadającym się domu znaleziono martwego mężczyznę. Nieznanego. I machina ruszyła. Prokuratura zleciła sekcję zwłok, bo tak się zawsze robi. Policjanci też zrobili swoje, bo starali się ustalić nazwisko i rodzinę. No i ustalili. Zawiadomili, rodzina przyjechała z innego zakątka Polski. Pochyliła się nad zwłokami i bez najmniejszych wątpliwości stwierdziła - tak to nasz brat, szwiagier itd. Skoro rozpoznała, to trzeba było zacząć załatwiać formalności z pogrzebem. Także akt zgonu. Siostra wnioskowała o wystawienie, więc USC odpowiedni dokument wydał. Potem trzeba było posprzątać ciuchy ze schroniska. Wtedy wyszło na jaw, że ten martwy bezdomny to nie ten, którego rodzina zidentyfikowała.
Możemy się uśmiechnąć nad takimi kolejami losu bezdomnego. Możemy współczuć rodzinie i nie dziwić się zdumieniu ofiary pomyłki. Możemy też zwyczajnie powiedzieć - kogoś po drodze tej zimy nie zgubiliśmy. I dobrze.