Dziwne rzeczy dzieją się z prądem na terenie kompleksu garaży przy ulicy Sandomierskiej na bydgoskich Kapuściskach. Zużywa się go więcej, niż wynika z liczników indywidualnych odbiorców.
Administracja Robotniczej Spółdzielni Mieszkaniowej „Jedność”, która zarządza garażami, przyznaje, że tak jest od dawna. Nikomu jednak nie udało się dotąd rozszyfrować zagadki znikającego prądu.
- Z mojego podlicznika wynika, że rocznie zużywam od kilku do około dwudziestu kilowatogodzin energii. Płacę jednak za sto kilkadziesiąt kWh, bo według rachunku ze spółdzielni tak ogromna jest różnica między moim licznikiem a licznikiem głównym - mówi Anna Muzykiewicz z ul. Sandomierskiej. Za 2011 rok ta różnica wyniosła aż 132 kilowatogodziny! Kwota do zapłaty nie jest może wielka, bo około 70 złotych, ale dziwi ogromny pobór energii, do którego nikt się nie przyznaje.
<!** reklama>
- Faktycznie, to bardzo dużo. Ta pani powinna się do nas zgłosić. Spróbujemy to wyjaśnić - zapewnia prezes RSM „Jedność”, Marek Łudziński, który nie ukrywa, że sposób rozliczania prądu nie jest doskonały. Odbiorcy płacą bowiem nie tylko za to, co wskażą ich podliczniki, ale za całość energii wykazanej przez tzw. licznik administracyjny. - Tam są latarnie uliczne. Za nie też wszyscy płacą wspólnie - przypomina prezes i dodaje, że najlepiej by było, gdyby każdy użytkownik miał swój licznik główny i indywidualnie rozliczał się z dostawcą prądu.
Jedyne, co może w tej sytuacji zrobić spółdzielnia, to przeprowadzać kontrole w garażach i szukać nielegalnych podłączeń do instalacji. Dotychczasowe naloty nie przyniosły jednak rezultatów. Poza ustaleniem, że kompleks tętni swoim życiem: tu piją i rżną w karty, tam grają na instrumentach, obok ktoś składa meble, a inny lakieruje auto. Raz tylko znaleziono działającą w garażu zamrażarkę. Ale pobierała prąd legalnie.
