Przedsiębiorca musiał zamknąć swoją firmę, gdy urzędnicy skarbowi zażądali od niego 215 tysięcy złotych rzekomo niezapłaconych podatków. Po trzech latach walki udowodnił inspektorom, że się pomylili. I co z tego?
Pomysł na własny biznes zrodził się w głowie Waldemara Szufrajdy jeszcze w szkole średniej. Dojeżdżając do Technikum Rolniczego w Karolewie stwierdził, że codzienne korzystanie z autobusów PKS to za duży wydatek dla uczniowskiej kieszeni. Okazało się, że lepszym rozwiązaniem jest dojeżdżanie całą grupą prywatnym autem i zrzutka na paliwo. Wielu tak robiło, ale Szufrajda poszedł o krok dalej. Kupił wysłużonego forda transita, w którym mieściło się 9 osób i wszystko postawił na jedną kartę. Po jakimś czasie pojawił się kolega z pomysłem, by zacząć jeździć tam, gdzie brakuje połączeń kolejowych i autobusowych między małymi miejscowościami a Bydgoszczą. W ten prosty sposób powstało prywatna przewozowa Firma Rainbow Bus, która z czasem była w stanie na niektórych trasach konkurować z PKS-em.
<!** Image 2 align=right alt="Image 110747" sub="Od takich fordów transitów rozpoczęła się historia firmy. Do 2005 r. trwał jej niezakłócony rozwój. / Fot. Archiwum Waldemara Szufrajdy ">Kontrola skarbowa
- Przez pierwsze 4 lata sam sobie byłem szefem, kierowcą i mechanikiem. Pracowałem po 18 godzin na dobę - wspomina Szufrajda. W kwietniu 1996 r., gdy firma rozpoczynała działalność, dysponowała zaledwie dwiema furgonetkami, obsługującymi trasę Bydgoszcz-Wtelno. Dziewięć lat później pracowało w niej już 20 kierowców na 7 liniach, a zamiast małych busów, pasażerów woziły normalne autobusy. Przedsiębiorstwo weszło w nowe stadium rozwoju, pojawiły się plany dalszej rozbudowy.
I nagle wszystko stanęło w połowie 2005 r., gdy do biura Firmy Rainbow Bus wkroczyło dwoje inspektorów I Urzędu Skarbowego w Bydgoszczy. - Kontrola na miejscu trwała przez 3 dni, ale to nie wystarczyło. Inspektorzy zażądali dostarczenia do urzędu pozostałych dokumentów firmy - mówi przedsiębiorca. Do dziś nie może zrozumieć, dlaczego kontrola była tak skrupulatna. Nie wie, czy kwestionowanie każdej faktury kosztowej było efektem donosu, czy raczej urzędnikami kierowała osobista niechęć do właściciela: - Czepiano się wszystkiego. Sprawdzano np. czy środki czystości, które kupowałem do firmy, nie zostały użyte przeze mnie w domu na potrzeby prywatne. Zakwestionowano tak zakup jednego z kilku odkurzaczy, którymi czyściliśmy autobusy - mówi Szufrajda.
<!** reklama>Efektem pracy inspektorów był kilkudziesięciostronicowy raport pokontrolny. Urząd skarbowy zażądał zapłaty 215 tys. zł podatków, które właściciel przedsiębiorstwa, zdaniem kontrolerów, powinien odprowadzić do państwowej kasy, lecz tego nie uczynił.
<!** Image 3 align=left alt="Image 110747" sub="Piknik organizowany od lat w rocznicę powstania przedsiębiorstwa. ">- Pismo z żądaniem zapłaty przyszło na adres biura. Początkowo nie mogłem zrozumieć, o co w ogóle chodzi. Dopiero kiedy zasięgnąłem opinii doradcy podatkowego i pokazałem to pismo księgowej, chwyciłem się za głowę - mówi Szufrajda.
Kontrola podatkowa dotyczyła rozliczeń podatnika z fiskusem za 2004 r. Oprócz wielu drobiazgów, kontrolerzy zakwestionowali przede wszystkim sposób zaksięgowania dopłaty do biletów ulgowych, wypłacanej przez Kujawsko-Pomorski Urząd Marszałkowski. Zdaniem przedsiębiorcy, pieniądze te, zgodnie z ustawą, wolne były od opodatkowania. Zdaniem aparatu skarbowego z Bydgoszczy, przeciwnie - zażądano 150 tys. zł nieuiszczonego podatku. Urząd nie uznał także wydatków firmy na telefony dla kierowców i nagrody dla pasażerów, wpisanych jako koszty działalności. Nie podobało się także ponad 80 faktur na prace budowlane bazy warsztatowo-garażowej. Inspektorzy stwierdzili, że nie były one związane z działalnością firmy.
Wyjaśnienia przedsiębiorcy nic nie dawały. Zablokowano konto firmy i zajęto część autobusów. Zahamowało to rozwój przedsiębiorstwa i zagroziło jego upadkiem.
- Nerwy, kłótnie, nieprzespane noce. Zaczęło brakować pieniędzy na wypłaty dla kierowców i bieżącą działalność. Firma z dnia na dzień umierała - wspomina Szufrajda. - Wyglądało to tak, jakby urzędnicy doszli do swoich ustaleń wbrew obowiązującemu prawu, a zgodnie ze swoim widzimisię.
<!** Image 4 align=right alt="Image 110747" sub="Dziś większość taboru firmy Waldemara Szufrajdy to duże autobusy. Na zdjęciu: pierwszy testowy Solbus">Odwołanie
- Winy nie ponoszą urzędnicy, lecz mętne i niejednoznaczne zapisy prawa. Gdyby przepisy były proste, to nie istniałyby problemy z ich interpretacją. Wszyscy wiemy, że prawo jest złe. Przyznają to w prywatnych rozmowach nawet sami urzędnicy skarbówki. Czy zwykły człowiek jest w stanie samodzielnie wypełnić PIT? Nie, bo system jest zbyt skomplikowany - mówi Krzysztof Matela, wiceprezes Bussines Centre Club.
Przepychanki Waldemara Szufrajdy z fiskusem trwały 3 lata. Z pomocą biura doradztwa podatkowego udało się złożyć skuteczne odwołanie do Izby Skarbowej w Bydgoszczy, która uchyliła decyzję podległego jej urzędu, zarządzając przeprowadzenie kontroli od początku. Tym razem, gdy pracownikom skarbówki patrzył na ręce wynajęty przez Szufrajdę pełnomocnik, okazało się, że z kwoty ponad 200 tys. zrobiło się 70 tys. zł.
- Szufrajda dobrze się bronił, tyle że jego argumenty nie trafiały urzędnikom do przekonania. Ciekawe, że te same racje, ale podnoszone przez nas, były przez urząd uznawane - zauważa Michał Wozikowski z bydgoskiej Kancelarii Doradztwa Podatkowego Mariusz Gotowicz.
Ostatecznie urzędnicy „zeszli” w swoich ustaleniach, jak podaje Szufrajda, do kwoty kilku tysięcy złotych! Przedsiębiorca do tej pory nie otrzymał z urzędu skarbowego wyjaśnienia, dlaczego we wnioskach z jednej i drugiej kontroli były tak duże rozbieżności. Wystąpił z powództwem cywilnym przeciwko skarbowi państwa i wygrał. W wyroku pierwszej instancji Sąd Rejonowy w Bydgoszczy zasądził w styczniu br. odszkodowanie za udzieloną Firmie Rainbow Bus pomoc prawną - 12 tys. zł - i zwrot kosztów procesu. Pieniądze ma wypłacić w imieniu skarbu państwa I Urząd Skarbowy w Bydgoszczy. Wyrok nie jest prawomocny, stronom przysługuje odwołanie.
- Podczas procesu sąd przyznał, że w postępowaniu urzędników skarbowych było wiele błędów i że bez interwencji pełnomocnika nie udałoby się nakłonić Izby Skarbowej do uchylenia krzywdzącej dla podatnika decyzji - dodaje Wozikowski.
To nie koniec
Szufrajda zapowiada, że to nie koniec. Zamierza wystąpić do sądu o drugie odszkodowanie. - Będzie to większa kwota niż pierwotnie zażądał ode mnie urząd - mówi.
Dzięki odważnej decyzji powołania do życia drugiej spółki pod nazwą FR-bus, przedsiębiorstwo udało się uratować. - Z początku nowa firma nie rozwijała się dobrze. Były chwile, gdy chciałem to wszystko rzucić. Udało się tylko dzięki pomocy rodziny, przyjaciół i dlatego, że mieliśmy nienaganną opinię.
Fakty
Za błędy płaci państwo
W kancelariach prawniczych, zajmujących się doradztwem podatkowym, bez trudu znaleźć można przykłady spraw podobnych do opisanej powyżej. Na życzenie osób poszkodowanych przez skarbówkę nie podajemy ich personaliów. Co zastanawiające, większość ludzi - nawet jeśli wygrali swoje sprawy - wynosi z tego doświadczenia lęk przed urzędami, bojąc się zemsty inspektorów skarbowych. Oto przykłady z naszego województwa.
Matka niepełnosprawnego dziecka kupuje mieszkanie. Urząd chce wiedzieć, skąd miała tyle pieniędzy. Nie daje wiary jej tłumaczeniom i dokumentom. Kobieta ma zapłacić urzędowi 70 tys. zł. Walka trwa pół roku. Dzięki pomocy prawnika kobiecie udaje się oczyścić z podejrzeń.
Inspektor izby skarbowej nabiera podczas kontroli podejrzeń, że firma sprzedaje część towaru „na lewo”. Właściciel firmy ma zapłacić ponad 80 tys. zł. Sprawa trwa kilka lat. Dopiero Naczelny Sąd Apelacyjny przyznaje przedsiębiorcy rację. W konsekwencji firmie trzeba oddać prawie połowę pobranej niesłusznie kwoty i odsetki - ponad 100 tys. zł. Za błąd inspektora płaci skarb państwa. Dziś inspektor jest wysokim urzędnikiem państwowym.
