Przyszły sezon będzie drugim, w którym Discovery Sports Events zorganizuje rywalizację najlepszych żużlowców świata, ale jak na razie o podboju nowych rynków nie ma mowy. W 2022 roku trudno było spodziewać się rewolucji, bo nowy promotor dopiero poznawał świat żużla, ale wielu kibiców i tak miało nadzieję, że następny sezon może przynieść odświeżenie cyklu. Od poniedziałku wiadomo już, że tak się nie stanie - jedyną nowością jest Ryga, ale sam fakt zawitania Łotwy do kalendarza Grand Prix czymś aż tak wyjątkowym wcale nie jest, bo turnieje w tym kraju już się odbywały w Daugavpils.
Polecamy
- Gdy poprawimy ogólną jakość Grand Prix, wtedy możemy myśleć o nowych krajach. Nie oczekujcie jednak od nas wielkich zmian w jedną noc. Bądźcie cierpliwi - mówił rok temu Francois Ribeiro, szef promotora rozgrywek.
Większych zmian rzeczywiście więc nie ma. Grand Prix po raz kolejny zamknie się wyłącznie w Europie - nie dojdzie do skutku turniej w Australii, który miał być szczególnym punktem kalendarza, bo w 2023 roku minie 100 lat od pierwszych w historii zawodów żużlowych, rozegranych wiek temu właśnie na Antypodach.
- Niestety, nie byliśmy w stanie osiągnąć porozumienia w sprawie powrotu Grand Prix do Australii już w 2023 roku. Mogę jednak wszystkich zapewnić, że kontynuujemy prace, dzięki którym najlepsi żużlowcy świata powrócą do kraju, który jest jednym z najważniejszych państw dla tej dyscypliny. Jest to dla nas jeden z najważniejszych celów. Jesteśmy zdeterminowani, żeby stworzyć niezapomniane zawody, na które australijscy fani po prostu zasługują - stwierdził Ribeiro.
Brak Australii w terminarzu oznacza, że po raz kolejny mistrza świata poznamy w Toruniu - finałowa runda Grand Prix na Motoarenie odbędzie się 30 września i będzie dziesiątą w sezonie.