A zespół ten wszak firmuje już jeden z wielkich przebojów bydgoskiej sceny, równie gorąco oklaskiwanego „Dziadka do orzechów”. Dyrektor Maciej Figas za pulpitem dyrygenckim, charyzmatyczny kanadyjski choreograf Paul Chalmer, autorka bajecznych, komentowanych w foyer kostiumów, Agata Uchman czy bardzo zdolna para odtwórców ról tytułowych – śliczna Natalia Ścibak i Paweł Nowicki.
„Romeo i Julia” Sergiusza Prokofiewa
to żelazny, acz bardzo wymagający tytuł światowych scen muzycznych. Trudno nadać mu dziś oryginalny rys. A jednak w Bydgoszczy się to udało, moim zdaniem, dzięki najlepiej rozumianej teatralności wystawienia oraz tchnięciu weń emocji. Po premierze w Novej obejrzałam sobie dla porównania „Romea i Julię” sprzed pięciu lat w mistrzowskim wykonaniu moskiewskiego Teatru Bolszoj. Znak firmowy dzieła Prokofiewa – monumentalny taniec rycerski, pawana z 1. aktu – jest zatańczony tam perfekcyjnie, błyskotliwie, oszałamiająco. Wykonawczo i realizatorsko to na pewno arcydzieło. A przecież, poza tym kunsztem, nie widać emocji, którą daje odbiorcy zespół bydgoski.
„Nasz” balet
bliższy jest idei szekspirowskiego libretta, dramaturgii tragedii zakochanej w sobie młodzieży zwaśnionych rodów z Werony. Liryczna bydgoska Julia, nie może znaleźć zrozumienia u rodziców (świetne role Olgi Karpowicz i Piotra Kobierzyńskiego), wpychających ją w ramiona Parysa (Tomasz Siedlecki), straszny koniec jest więc bliski…
Chwalony wyżej koncept realizatorski bardzo podoba się publiczności. Według pomysłu Paula Chalmera, podobnie jak w „Dziadku do orzechów”, to - niezależnie od tańca – interesujący spektakl. Czy jesteśmy na miejskim placu czy na balu, te plany są bardzo ożywione, pełne detali codziennego życia, ruchu. To nie ułatwia zadania wykonawcom – gdy tańczą z przypiętymi szpadami czy lawirują pomiędzy straganami.
To świetny pomysł
– zatrudnić fechmistrza (Sylwester Zawadzki) do ustawienia dynamicznych scen pojedynków, to wyborne – po raz kolejny wprowadzić do gry dzieci z operowego studia baletowego. Oryginalna, atrakcyjna, zasługująca na uznanie jest także scenografia Diany Marszałek, która przeniosła tło wydarzeń z renesansowej Werony do elżbietańskiej Anglii. Jak wspomniałam, aplauz wzbudziły też przebogate stroje (szarości i błękity wyróżniające Montekich oraz złoto-czerwone szaty Kapuletich!) autorstwa Agaty Uchman.
Jestem przekonana, że „Romeo i Julia” będzie równie wielkim sukcesem frekwencyjnym, co „Dziadek do orzechów”. W pełni zasłużenie.
Dziś wieczorem kolejny pokaz bydgoskiej premiery. We wtorek - "Trzej muszkieterowie" Teatru Capitol z Wrocławia.
Finał zwieńczył dzieło – po premierze „Romea i Julii”

Dramatyczne losy kochanków z Werony w interpretacji Natalii Ścibak i Pawła Nowickiego
To był niezapomniany wieczór w bydgoskim teatrze muzycznym. Oszałamiające brawa po opadnięciu kurtyny po sobotniej premierze „Romea i Julii” w pełni się zespołowi realizatorów przedstawienia należały!
Podaj powód zgłoszenia
A
Nie podzielam Pana czy Pani opinii. Zawsze znajdują się widzowie, którzy podczas braw "startują" do szatni czy na parking, by zdążyć przed innymi - to właśnie zachowanie "kulturalnej" widowni uważam za wzbudzające zażenowanie. Oklaski były oszałamiające, burzliwe i długie - obiektywnie. Premierowej publiczności się zdecydowanie podobało (choć pojawiały się głosy, że spektakl był za... długi. Nie o muzykę Prokofiewa czy tekst Szekspira, a o... drugą przerwę). Ocena poziomu spektaklu jest jednak zawsze subiektywna, ja też nie jestem recenzentką pisma branżowego, tylko dziennika. Piszę, co widziałam, co doceniłam, co jestem w stanie skonfrontować z profesjonalnymi źródłami. Dziękuję za komentarz, pozdrawiam, Ewa Czarnowska
w
Widać było te oszałamiające oklaski, gdy połowa widowni zaczęła opuszczać operę zanim ukłonili się wszyscy aktorzy. Warto też dodać zażenowane i znudzone miny widzów... sztuka słaba nawet na poziomie krajowym!