<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >To było jasne od początku, czyli od pierwszych dygnięć i drugich wygibasów. Jasne było, że panna Anna i pani Natasza dobiją do finału i będą się w nim zmagać na całego. Jasne też się szybko stało, kto w końcu wygra, ale to sobie na razie oszczędźmy. Bo zdecydowanie ciekawsze jest to, że obie artystki scen polskich udziałem w „Tańcu z gwiazdami” osiągną parę tych samych efektów. Między innymi wyrwą się z cienia swoich facetów.
Swoją drogą, nic tak nie świadczy o tym, że żyjemy w wiosce globalnej, jak odbiór przez publikę tak zwanych formatów. Bo dokładnie tak samo trafiają one w serca szaraków w najróżniejszych kątach kulturowych świata. Program łączący tańcowanie z gwiazdowaniem popularny jest więc wszędzie tam, gdzie ludzie słyszeli o tangu i salsie. A że w Polsce popularny jest już po raz 10., potrzebne było starcie gigantów. No i mamy je - tło odpadło a pozostały na placu boju Urbańska Natasza i Mucha Anna.
<!** reklama>Pani Natasza ma szansę przełamać złą passę. Niby ma wszystko, co Bóg przykazał. Prawdziwy talent i do śpiewania, i do tańcowania, klasyczną urodę i wejścia takie, że tylko pozazdrościć. Znana była w końcu od dawna jako kobieta Janusza Józefowicza. I może to sprawiło, że miała wszystko, poza sympatią publiczności - szczególnie, że Janusz z Buffo nachalnie się w jej karierze pojawiał. Ze szkodą dla kariery oczywiście, bo w pewnym momencie można było odnieść wrażenie, że źle znosi własny zmierzch i leczy depresje panią Nataszą. Przez lata był polskim musicalowym guru, aż pojawiły się pokolenia, dla których „Metro” i „Do grającej szafy...” nie znaczyły zupełnie nic. No i pojawili się też inni guru, którzy do tego przebąkiwali, że pan Janusz jest passe.
Tym razem więc opiekuńcze skrzydła Janusza Józefowicza są dyskretnie schowane - i bardzo dobrze. Facet z wozu, kobiecie lżej. Bo już żal było patrzeć, jak ta ciężko pracująca Natasza potyka się i potyka zawsze o krok od sukcesu.
Z Anną Muchą jest nieco inaczej. Talenty drzemią w niej takie sobie, ma za to rzadki dar budzenia sympatii w publice i to od zawsze, czyli od „Młodych wilków 1/2”. Był jednak czas, że związała się z Kubą Wojewódzkim i samobójczo postanowiła zniszczyć swój cieplacki wizerunek. Problem polegał na tym, że rola skandalisty jest dla Wojewódzkiego wymarzona (choć nie wszystko mu wychodzi, to naprawdę potrafi błysnąć), a już dla Anny Muchy niekoniecznie. Mówiąc szczerze, wyskoki miała dość dziwaczne. I całe szczęście, że taneczny szoł jej się przydarzył, bo była na najlepszej drodze zostania kolejną Kaczką-Dziwaczką naszego szołmeństwa.
Kończąca się 10. edycja „Tańca” to większy sukces Anny Muchy. Dla Nataszy Urbańskiej odpadnięcie przed finałem byłoby porażką - w końcu jest zawodowym zwierzakiem estradowym. Dla półamatorskiej Muchy była to szansa na ponowne rozkochanie w sobie publiki. I udało się.