https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dzwonię w imieniu mewy

- Nie pozwól jej wbiec na jezdnię! Zatrzymaj ją z lewej strony, a ja wezwę policję! - takie komendy słychać było w środową noc przy ulicy Dworcowej.

- Nie pozwól jej wbiec na jezdnię! Zatrzymaj ją z lewej strony, a ja wezwę policję! - takie komendy słychać było w środową noc przy ulicy Dworcowej.

Trójka bydgoszczan próbowała złapać agresywną mewę z rannym skrzydłem. Wielki ptak był skory do bitki. Larus canus, bo tak po łacinie zwie się rozwrzeszczane ptaszysko, zauważył pan Patryk, który właśnie wyszedł z koncertu w pobliskiej „Estradzie”.

Mężczyzna uratował w swoim życiu wiele zwierząt. Uznał, że lepiej będzie uśpić ptaka w lecznicy, niż pozwolić mu konać na środku ulicy w towarzystwie kotów i przechodniów, którzy raz po raz płoszyli ptaka. Tylko jak dzikie stworzenie przewieźć do weterynarza? Jego krzyki przyprawiały o dreszcze.

<!** reklama>

- Dzwonię po straż miejską - zadecydował pan Patryk. Municypalni odesłali jednak koordynatora obywatelskiej interwencji do Animal Patrol, gdzie specjaliści potwierdzili, że przyjadą, ale mają na to do dwóch godzin...Tymczasem mewa miotała się, wrzeszczała i prezentowała okazały dziób tak profesjonalnie, jak tytułowi bohaterowie „Ptaków” Alfreda Hitchcocka.

- A może lepiej zostawić tę sprawę naturze? - podpowiadał życzliwy przechodzień.

Zdesperowany bydgoszczanin, który chciał udzielić mewie pomocy, nie poddawał się jednak i zadzwonił do Straży Pożarnej.

- W końcu po koty na słupach przyjeżdżają. - stwierdził z nadzieją w głosie.

Okazało się jednak, że strażacy również nie podejmą interwencji.

Zdesperowany Patryk pomyślał, że dobrym rozwiązaniem byłoby zapakowanie ptaka w cokolwiek. W pobliskim sklepie monopolowym znalazł się karton po piwie. Umieszczenie w nim ptaka okazało się jednak wyjątkowo trudne. Mewa była oczywiście niezadowolona. Wybiła dziobem dziurę w bocznej ściance pudła i obserwowała okolicę.

Minęła chyba godzina. Ostatnią deską ratunku miała być policja.

- Przewożenie zwierząt nie jest naszym zadaniem - oświadczyli funkcjonariusze, ale wkrótce okazali zrozumienie dla bezradnych ratowników ptaka, który szybko znalazł się w bezpiecznym miejscu, w lecznicy przy ulicy Bełzy.

Stamtąd odebrali go ludzie z Animal Patrol. - Ptak czuję się dobrze, raczej nie ma złamanego skrzydła - mówiła następnego dnia Renata Nowicka, szefowa Animal Patrol. - Być może uszkodził sobie staw. Ma też lekką biegunkę. Jest to młody ptak, który prawdopodobnie uczył się latać. U nas się wykuruje.

Specjalistka potwierdza, że mewy są bardzo agresywne. Podpowiada, że czasem lepiej pozwolić im spokojnie dojść do siebie w jakimś zacisznym miejscu, niż je łapać.

- Proszę zrozumieć, że w umowie mamy zapisany dwugodzinny czas przyjazdu na miejsce interwencji. Stacjonujemy poza Bydgoszczą, opiekujemy się tam innymi zwierzętami i jednocześnie odbieramy zgłoszenia. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego nagle rzucić. Musimy więc liczyć na wrażliwość i cierpliwość ludzi, ale jeśli ich zaangażowanie kończy się w momencie, gdy mają ze zwierzęciem poczekać, to chyba coś jest nie tak - dodaje Ranata Nowicka

- Ptak, gdyby musiał czekać na pomoc dwie godziny, mógłby tego nie przeżyć - wyjaśnia swoje zaangażowanie pan Patryk. - Nie chciałem do tego dopuścić. Nie jestem świętym Franciszkiem, jestem po prostu człowiekiem...

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski