Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzwon, który bił Wołodyjowskiemu

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Mógłby i powinien być wielką turystyczną atrakcją Bydgoszczy. Pozostaje jednak niedostępny dla ludzkich oczu, nie istnieje w ogóle w świadomości mieszkańców miasta, choć trzy razy dziennie mogą usłyszeć jego głos


Mógłby i powinien być wielką turystyczną atrakcją Bydgoszczy. Pozostaje jednak niedostępny dla ludzkich oczu, nie istnieje w ogóle w świadomości mieszkańców miasta, choć trzy razy dziennie mogą usłyszeć jego głos

<!** Image 2 align=left alt="Image 14042" >Dwa dzwony na wieży bydgoskiego kościoła farnego, obecnie katedry pw. św. Marcina i Mikołaja, uruchamiane są automatycznie, na prąd, trzykrotnie każdego dnia. Ich głos roznosi się wokół najstarszej części miasta o 7.30 przed poranną mszą, o 12.00 na Anioł Pański i przed mszą wieczorną o 17.30 (lub 18.30).

Fara nie miała szczęścia do własnych dzwonów. Cztery z nich utraciła, np. w 1917 r., kiedy to zarekwirowano je na potrzeby wojenne cesarskiej armii niemieckiej. Od 82 lat wiernych na modlitwę do fary wzywają dzwony pochodzące z... Kamieńca Podolskiego. Jeden z nich został odlany w 1641 r. dla katedry, drugi - prawie cały wiek później - dla kościoła Dominikanów.

Starszy z nich to jeden z najsłynniejszych polskich dzwonów. Nie w sensie wyjątkowego dzieła sztuki ludwisarskiej, ale ze względu na jego wartość historyczną, patriotyczną i emocjonalną. To jego głos roznosił się po kresowej twierdzy na chwałę jej obrońców. To jego dźwięk unieśmiertelnił na kartach „Pana Wołodyjowskiego” Henryk Sienkiewicz.

Niczym tajemnica

Tymczasem o tym, że ów „skarb” wisi w Bydgoszczy, wie kilkunastu, może kilkudziesięciu mieszkańców miasta. I nic dziwnego, skoro ani władze miejskie, ani też kościelne nie uczyniły praktycznie niczego dla upowszechnienia tej informacji. W dodatku obecny stan dzwonnicy fary uniemożliwia obejrzenie historycznego dzwonu choćby z parometrowej odległości.

<!** Image 3 align=right alt="Image 14043" >Wiadomo, że waży 1183 kg, ma około metra wysokości i tyleż średnicy u dołu. Jego stan nie jest najlepszy, co widać po dolnym rancie kielicha, który można dostrzec z ostatniego dostępnego podestu dzwonnicy. Wejście wyżej, po skrzypiących i nadpróchniałych belkach, wymaga chyba użycia alpinistycznego sprzętu.

- Znajduje się na nim tabliczka z inskrypcją łacińską - mówi dr Zbigniew Zyglewski, autor publikacji „Dzwony bydgoskiej fary”. - Informuje ona, że w roku 1641 dzwon ufundowali Wojciech Wolskilnus i kanonik Stanisław Rilski dla katedry w Kamieńcu Podolskim.

Śluby Wołodyjowskiego

Katedra św. Piotra i Pawła w Kamieńcu zbudowana została pod koniec XVI w. Była najdalej na wschód położoną gotycką katedrą Europy. Wolno stojącą dzwonnicę wzniesiono w połowie następnego stulecia, a zatem w okresie, kiedy ufundowany został historyczny, dziś bydgoski dzwon. To on, wraz z innymi, musiał bić na alarm obrońcom twierdzy w 1672 roku, kiedy od południa nadeszła turecka nawała. To bicia tego dzwonu musiał słuchać jeden z obrońców twierdzy, pułkownik Jerzy Wołodyjowski, który zginął podczas oblężenia. Jego prawdziwa postać posłużyła Henrykowi Sienkiewiczowi do stworzenia jednego z najświetniejszych powieściowych bohaterów polskiej literatury.

Dzwon kamieniecki w „Panu Wołodyjowskim” występuje w scenie składania uroczystej przysięgi przez tytułowego bohatera oraz jego przyjaciela Ketlinga.

„Nazajutrz wielkie było w katedrze nabożeństwo. Słuchali go w skupieniu i podniosłości ducha rycerze, szlachta, żołnierstwo i lud pospolity. Pan Wołodyjowski z Ketlingiem leżeli krzyżem przed ołtarzem; Krzysia i Basia klęczały tuż za stallami, płacząc, bo wiedziały, iż ślub ów na niebezpieczeństwo życie ich mężów podać może. Po ukończeniu mszy ksiądz biskup obrócił się do ludu z monstrancją; wówczas mały rycerz wstał i klęknąwszy na stopniach ołtarza, tak rzekł wzruszonym, choć spokojnym głosem: - (...) ni z murów nie ustąpię, ni szmaty białej nie zatknę, choćby mi też pod gruzami pogrześć się przyszło... Tak mi dopomóż Bóg i święty Krzyż - Amen!

<!** Image 4 align=left alt="Image 14044" >Rozległy się głosy: - Wszyscy przysięgamy! Jeden na drugim polegniem! Nie upadnie ta twierdza! Przysięgamy! Przysięgamy! Amen! Amen! Amen!

Szable i rapiery wyszły ze zgrzytem z pochew i w kościele uczyniło się jasno od stali. Blask ów rozświecił groźne twarze, rozpalone oczy i zapał wielki, niewypowiedziany ogarnął szlachtę, żołnierzy, lud.

Wtem uderzono we wszystkie dzwony, huknął organ, ksiądz biskup zaintonował: Sub Tuum praesidium - sto głosów zabrzmiało mu w odpowiedzi - i tak modlono się za twierdzę, która była strażnicą chrześcijaństwa i kluczem Rzeczypospolitej.”

Traktatowi dzięki

Ten sam dzwon obwieszczać musiał zapewne „orbi et urbi” powrót wojsk polskich do Kamieńca w 1699 r. po traktacie karłowickim, kiedy to Rzeczpospolita odzyskała Podole, i żegnać polską załogę w 1772 r., kiedy po pierwszym rozbiorze Kamieniec wraz z okolicą stawał się częścią carskiego imperium.

Kiedy został zdjęty z wieży? Przypuszczalnie miało to miejsce w 1915 roku, kiedy szykowała się niemiecka ofensywa na froncie wschodnim. Car zarządził wówczas masowy wywóz cennych dzieł sztuki z przygranicznych terenów, w tym kościelnych dzwonów. W miarę posuwania się frontu, akcja obejmowała kolejne tereny. Nie chodziło tu o rabunek ani chęć przetopienia na przysłowiowe armaty, lecz zabezpieczenie przed wpadnięciem w ręce wroga.

Jakie były losy dzwonu (który powinien chyba nosić imię „Wołodyjowskiego”) do końca wojny polsko-bolszewickiej, ustalić może jedynie kwerenda po ukraińskich i rosyjskich archiwach. Z mroków historii dzwon naszej fary wynurzył się w roku 1922.

<!** Image 5 align=right alt="Image 14045" >Według danych Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości, w czasie pierwszej wojny światowej Rosjanie wywieźli z ziem II Rzeczypospolitej około 12000 dzwonów, z czego 7225 udało się odzyskać na mocy postanowień traktatu ryskiego.

Osobliwe przypadki

Przenieśmy się do Bydgoszczy. Po 1917 r. na dzwonnicy fary pozostało tylko jedno dzieło ludwisarzy. Pozostałe Niemcy zabrali na cele wojenne. Ówczesny proboszcz, Tadeusz Malczewski, rozpoczął starania o pozyskanie środków na odlanie nowych dzwonów, ale nie było to łatwe. W 1922 r. do Bydgoszczy dotarła wieść, że właśnie z ZSRR przybył transport zabranych w czasie I wojny dzwonów. Wyładowano je na wielkim placu koło kościoła Matki Boskiej Loretańskiej na warszawskiej Pradze. Wracały one stamtąd kolejno na swoje poprzednie miejsca. Nieoczekiwanie pojawiła się superata. Według porozumienia zawartego w traktacie ryskim, zwrotowi podlegać miały dzwony z tych miast, które od 1921 r. były w granicach państwa polskiego. Nie wiadomo, dlaczego Rosjanie dostarczyli dodatkowo trzy dzwony z Kamieńca Podolskiego, który pozostał za granicą Rzeczypospolitej.

Proboszczowi Malczewskiemu udało się znaleźć zwolenników wśród najwyższych władz kościelnych i państwowych dla idei przekazania „bezpańskich” dzwonów do Bydgoszczy. Na wieży fary zawisły 21 listopada 1923 roku. Dziwne, ale ówczesna prasa bydgoska nawet drobną wzmianką nie odnotowała tego wydarzenia...

Na tym osobliwych przypadków nie koniec. W czasie II wojny Niemcy masowo konfiskowali dzwony znów na „cele wojenne”. Dwóch najstarszych z katedry św. Marcina i Mikołaja jednak nie tknęli. Tym sposobem wiszą w Bydgoszczy do dziś. I tak jak ongiś obrońców najsłynniejszej kresowej twierdzy, tak dziś mieszkańców miasta nad Brdą zwołują co dzień na modlitwę...

„Cudze chwalicie, swego nie znacie. Sami nie wiecie, co posiadacie.” Te słowa Wincentego Pola dedykujemy władzom Bydgoszczy...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!