Deficyt między tym, co wydano na zagospodarowanie miejskich śmieci, a tym, ile zapłacili mieszkańcy - wyniósł ponad 2,8 mln zł - wynika z wykonania budżetu za ubiegły rok. Trzeba było dołożyć pieniądze z nadwyżki z poprzednich lat. Dane są świeże, niektórzy radni nawet nie zdążyli zapoznać się z wyliczeniami, ale już mają wątpliwości. - Będziemy się domagać wyjaśnień - zapowiada Jarosław Wenderlich z PiS, przewodniczący Komisji Gospodarki Komunalnej.
Zasada działania systemu gospodarki odpadami wprowadzonego w 2013 r. zakłada, że pieniądze z rachunków mają pokrywać wszystkie koszty - odbiór i zagospodarowanie śmieci. Nie może być ani zysku, ani strat.
Bo palą w piecach...
Ratusz twierdzi, że deficyt wziął się m.in. z tego, że w ub. roku mieszkańcy zaczęli zaniżać dane dotyczące liczby osób w lokalach, mają zaległości w opłatach i... palą śmieci w piecach.
Co grozi za palenie śmieciami:
Nikt tego nie mówi, że podwyżki mogą grozić nam już w tym roku. - Prowadzone są intensywne działania, które mają za podstawowy cel wzrost deklaracji do faktycznej liczby mieszkańców - mówi Adam Musiała, szef Biura Zarządzania Gospodarką Odpadami Komunalnymi. - Jeśli wszyscy mieszkańcy będą ponosili opłatę, w systemie nie będzie deficytu.
Mimo to ratusz bacznie przygląda się sytuacji. Sprawdza też, jak z deficytem radzą sobie inne miasta.
Zobacz również:
Do której będą czynne galerie i sklepy przed Wielkanocą [GOD...
Czytaj na następnej stronie >>
Pod koniec ubiegłego roku w budżecie miasta brakowało na gospodarkę odpadami 2,8 miliona złotych. To niezbyt wiele - 3,9 procent ponad 72-milionowego budżetu. Problem polega na tym, że taka sytuacja zdarzyła się od 2013 roku po raz pierwszy.
Nieoficjalnie mówi się, że bydgoszczanie przestali po ubiegłorocznych podwyżkach płacić. Jest również wyraźnie więcej śmieci segregowanych, których odbiór i dostarczanie do spalarni ProNatury przez wyłonione w przetargu firmy jest droższe niż frakcji zmieszanej.
RIO się zgodziła
- Powodami deficytu jest wykazywanie przez właścicieli nieruchomości zaniżonej liczby osób w lokalach - jest 15 procent mniej niż wynika z danych GUS - zauważa Adam Musiała, szef biura zarządzania gospodarką odpadami komunalnymi. - Właściciele nieruchomości wykazują selektywną zbiórkę, ale jej nie przeprowadzają; wciąż także są dzikie wysypiska...
Deficyt - zgodnie z decyzją Krajowej Rady Regionalnej Izby Obrachunkowej - został pokryty z nadwyżki z poprzednich lat. Co czeka nas w tym roku - nie wiadomo...
Bydgoszcz w 3D na Google Maps i Google Earth [zdjęcia]
Toruń da więcej
Na razie ratusz zapowiada intensywne kontrole i sprawdzanie faktycznej liczby mieszkańców w lokalach, a także wydajniejsze wykorzystanie spalarni odpadów miejskiej spółki ProNatura.
W tym ostatnim przypadku - po napięciach z Toruniem, dotyczących zbyt małej ilości odpadów dostarczanych z tego miasta - udało się konflikt zażegnać. W 2016 roku Toruń przekazał do spalarni 35 tys. ton odpadów, czyli - jak twierdził - maksymalną ilość, jaką może uzyskać z zamieszkałych nieruchomości. - Taka ilość nie zabezpiecza maksymalnych mocy przerobowych instalacji - brzmi oficjalny komunikat UM Toruń. - Przy współpracy z kancelarią prawną udało się znaleźć rozwiązanie, dzięki któremu w 2017 r. Toruń przekaże około 49 tys. ton odpadów do spalarni. Stosowną umowę miasto zawarło z MPO 10 kwietnia 2017 r. Od tego dnia do spalarni popłyną dodatkowe ilości odpadów. Co najważniejsze - nie wpłynie to na cenę zagospodarowania śmieci dla mieszkańców Torunia.
Nie przewidują zmian
A co z naszymi cenami? - Bydgoszcz na bieżąco monitoruje i analizuje sytuację systemu. Nie przewidujemy zmian, jedynie prowadzimy systematycznie analizy różnych modeli na przykładach innych miast. Jakiekolwiek zmiany musiałyby być poprzedzone konsultacjami społecznymi - podkreśla Adam Musiała.
Zobacz również:
Odważne fotografie młodej aktorki z "Na Wspólnej" [ZDJĘCIA]
Polub "Express" na Facebooku