https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dziękuj zawsze po...

Katarzyna Bogucka Monika Żuchlińska
Urolog nie przyjął korzyści majątkowej, a prezent z promilami był jedynie zamiennikiem słowa „dziękuję”. Wyrok uniewinniający medyka to milowy krok w dyskusji nad stosunkami lekarz - pacjent.

Urolog nie przyjął korzyści majątkowej, a prezent z promilami był jedynie zamiennikiem słowa „dziękuję”. Wyrok uniewinniający medyka to milowy krok w dyskusji nad stosunkami lekarz - pacjent.

<!** Image 2 align=right alt="Image 116377" sub="Dr Wojciech Szczęsny, rzecznik prasowy Bydgoskiej Izby Lekarskiej Fot. Archiwum">Rozmowa z dr. Wojciechem Szczęsnym, chirurgiem, rzecznikiem prasowym Bydgoskiej Izby Lekarskiej.

Gdzie przebiega granica między łapówką a podziękowaniem?

Granice są w zasadzie dwie. Po pierwsze, ważny jest czas. Jeśli pacjent uderza do lekarza na przykład z czekoladkami, koniakiem czy też z kopertą i nie jest ważne, czy włożył do niej 20 złotych czy 10 tysięcy, przed zabiegiem operacyjnym, przed przyjęciem do szpitala, to, mam nadzieję, że to jest to dla wszystkich jasne, nie nazywajmy tego wdzięcznością. Druga sprawa dotyczy szeroko pojętych „słodyczy”. Podarowanie ich, ale po zabiegu, po szczęśliwej operacji nie wydaje mi się czymś odrażającym, złym, karygodnym. To jest normalne i ludzkie.

Skąd się w ludziach bierze przeświadzczenie, że gdy dadzą cokolwiek, będzie im lepiej?

Podam może nie najszczęśliwszy przykład z glazurą. Ludzie zapraszają fachowca, żeby położył płytki. Zwykle dopieszcza się tego fachowca. - Panie Zbyszku, proszę tu jakiś drobiazg, może jakieś napoje wyskokowe. Chcemy, żeby coś było zrobione jak najlepiej. Wierzymy, że pan Zbyszek po tym darze właśnie nam położy glazurę prosto, idealnie, choć on prawdopodobnie zrobi nam tak jak wszędzie. Tylko że my mamy spokój wewnętrzny. Dopełniliśmy jakiegoś rytuału, zadbaliśmy o dobre samopoczucie fachowca. Ten sam mechanizm dotyczy wszystkich dziedzin, także usług medycznych.

<!** reklama>Co się daje lekarzom?

Zacznę może od tego, że nie ma powodu, by oferować ludziom świadczącym jakieś powszechne usługi prezentów za spełnianie obowiązków. Przypomina mi się przykład naszych babć, mam, które odbierały emerytury, renty od listonosza i dawały mu tak zwaną „końcówkę”, czyli 5, 6 złotych ze swojego świadczenia. Zdarza się jednak tak, że ktoś faktycznie jest szczególnie miły, pomocny, wszystko cierpliwie tłumaczy, że ludziom w szpitalu było tak przyjemnie dzięki staraniom personelu. Wtedy wręczenie „Merci” staje się zwyczajnym gestem wdzięczności. Wrócę do prezentów. Słynne koniaki. Najczęściej to nie prawdziwy koniak, ale jakaś brandy. Człowiek idzie naprzeciwko szpitala klinicznego, do Minimala, kupuje tam butelkę za 30, 40 złotych. Lekarz patrzy na nią podejrzliwie. Uwaga! Jeśli nie weźmie, wdzięczny pacjent może to różnie odebrać. Jak? Że na przykład lekarz nami gardzi, może za tani jest ten „koniak”, jesteśmy za biedni... Bywają też znacznie gorsze interpretacje. Pamiętam, że jeden z profesorów warszawskich wspominał o pewnej konsultacji u sąsiadów. Nie wziął od nich niczego ani tym bardziej pieniędzy. Sąsiedzi mieli go wezwać ponownie. Gdy nie wzywali już przez ponad miesiąc, profesor wybrał się do nich, a w bramie stróż mówi mu: - Ten człowiek umarł. Tak, był u niego jakiś profesor, ale chyba przeczuwał, że chory umrze, bo nawet pieniędzy nie wziął od nich...

Czyli dawać, nie dawać?

Znaj proporcje, mocium panie! Jeśli lekarz czy ktokolwiek inny uzależnia wykonanie swojej usługi od tego, czy coś mu się „da” przedtem, to jest karygodna postawa, tzw. „czerpanie korzyści finansowych”. Ale kwiaty, drobne słodycze, którymi lekarz może podzielić się z pielęgniarkami, a które podarowała w dobrej wierze rodzina wyleczonego chorego? Nawet ten nieszczęsny koniak? Przecież to nic złego. Zachowajmy zdrowy rozsądek.

 


Rozmowa z dr. Franciszkiem Bromberkiem, nauczycielem akademickim i prodziekanem UTP

Czy wiązanka kwiatów lub butelka whisky dla profesora to dobry i popularny studencki sposób na odwdzięczenie się za zdany egzamin?

<!** Image 3 align=right alt="Image 116379" sub="Dr Franciszek Bromberek Fot. Archiwum">Ani dobry, ani popularny. Pracuję na uczelni od wielu lat i studenci wędrujący z bukietami po korytarzach naszego wydziału to widok niezwykle rzadki. Jeśli już się takiego spotka, to zazwyczaj jest on po egzaminie dyplomowym, a tego typu gest to raczej podziękowanie za długą i bliską współpracę ze swoim promotorem. Taka nasza polska tradycja, którą trudno uznać za coś nagannego. O ile w takim zachowaniu trudno dopatrzyć się czegoś złego, wręczenie kwiatów po semestralnym egzaminie uważam, co najmniej, za dziwne.

A buteleczka czegoś mocniejszego albo drobny upominek, na przykład wieczne pióro? Czy to wciąż dowód wdzięczności, czy już łapówka?

Rzeczowe upominki są, moim zdaniem, całkowicie wykluczone. Wręczenie prezentu stawia obdarowanego w co najmniej dwuznacznej sytuacji i jest po prostu nieeleganckie.

Akademickim savoir-vivrem studenci raczej się nie przejmują. Zdarza się, że kwiaty i alkohol wręczają jeszcze przed egzaminem, by wykładowca spojrzał na nich bardziej łaskawym okiem. A nawet je nieco przymknął...

- Osobiście nie spotkałem się z takim przypadkiem, choć niewykluczone, że moi koledzy - tak. Wydaje mi się, że sporo zależy tutaj od postawy samego nauczyciela. Jeśli raz czy drugi, odmówi przyjęcia kwiatów czy innego prezentu, ta wiadomość po uczelni szybko się rozejdzie. Gdy raz przyjmie, da tym samym pozwolenie na tego typu zachowania, czyli sam nakręci tę niebezpieczną spiralę.

Na jednej z bydgoskich uczelni, nauczyciele otrzymali pisemny zakaz przyjmowania kwiatów i innych dowodów wdzięczności. Czy przydałby się także na innych?

Jeśli ktoś taki zakaz odgórnie wprowadził, to oznacza, że na uczelni był z tym problem. I nie dziwię się, że jej władze chciały sprawę uporządkować. Myślę, że na Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym taki okólnik byłby niepotrzebny.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski