https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wdzięczność o smaku taniej kawy

Ordynatorowi bukiet spionizowany egzotyczny, wódkę najlepiej czystą, ale w kartoniku. Dla pielęgniarek tulipany, bombonierka „Merci” i kawa „Jacobs”, zielona. Wręczanie prezentów w szpitalach publicznych to taki polski obyczaj.

Ordynatorowi bukiet spionizowany egzotyczny, wódkę najlepiej czystą, ale w kartoniku. Dla pielęgniarek tulipany, bombonierka „Merci” i kawa „Jacobs”, zielona. Wręczanie prezentów w szpitalach publicznych to taki polski obyczaj.

<!** Image 2 align=right alt="Image 46579" >Gdyby jakaś grupa ambitnych socjologów przyjęła za obiekt badań sklepiki umieszczone w sąsiedztwie polskich szpitali, mogłaby powstać praca naukowa pokazująca prawdziwą twarz Polaków nie gorzej niż teczki IPN czy raporty Centralnego Biura Antykorupcyjnego.

Co moglibyśmy zobaczyć? Przede wszystkim rzekę taniego alkoholu płynącą w kierunku szpitala, wlewającą się do profesorskich i ordynatorskich gabinetów. Po drugie, ukazałby nam się widok dyżurek pielęgniarskich obsypywanych pośledniej jakości kawą mieloną i stosem nie zawsze smacznych czekoladek.

Skąd i po co to wszystko? Od pacjentów. W ramach wdzięczności. Nikt im nie każe znosić tego wszystkiego. Robią to, bo taki jest zwyczaj, bo inaczej nie wypada, bo wszyscy tak postępują.

- Tak się utarło, że lekarzowi trzeba zanieść flaszkę, a oddziałowej bombonierkę do podziału z koleżankami - mówi sprzedawczyni ze sklepu spożywczego, zlokalizowanego blisko jednego z kujawsko-pomorskich szpitali. Nie kryje, że czasem uprawia handel wymienny. - Jak dziewczyny dostaną coś, czego nie da się przełknąć, to przychodzą i wymieniają na inny towar.

- Naznoszą mi tej berbeluchy, nawet nie mam czym kolegów poczęstować. Tego świństwa nie da się pić - tak podobno tłumaczy się przed kolegami pewien bydgoski lekarz, otwierając barek pełen taniej brandy. - Czystą wódkę by przynieśli - narzeka rozczarowany medyk.

Czystą wódkę mało kto jednak kupuje, bo po pierwsze gatunkowy trunek tego rodzaju dużo kosztuje, poza tym powszechne jest mniemanie, iż panu doktorowi „czyściochy” wręczyć nie wypada.

- Mówię, że najlepsza będzie wódka czysta za 58 zł w kartoniku, ale i tak kupują najtańszego Napoleona - pani Jadwiga ze sklepu monopolowego, usytuowanego przed jednym z największych szpitali w naszym regionie, każdego dnia udziela takich porad.

- Alkohol świetnie się sprzedaje. I bombonierki też schodzą - nie ukrywa sklepowa. Poproszona przez klienta o wskazówkę zawsze najpierw zadaje pytanie: - A do jakiej kwoty ma to być? Szkocka whisky kosztuje 114 zł i ta byłaby dobra - wskazuje na górną półkę. - Ale mamy też napoleona za 37.

Z daleka potrafi rozpoznać klienta, który zachodzi do monopolowego, by wyrazić wdzięczność lekarzowi. Zresztą mało kto robi z tego tajemnicę. - Ludzie wprost pytają, co komu dać. Przy wypisie ze szpitala każdy lata po oddziale z torbą prezentów - dodaje kobieta.

Nie ma w handlu lepszej lokalizacji niż otoczenie szpitala. Czekolady, bombonierki, kawa, alkohole, kwiaty. W pobliżu leczniczego kombinatu popyt nigdy nie słabnie. Nie ma dnia, by w sąsiadujących z lecznicami sklepikach ktoś nie spytał, co najlepiej nadaje się na prezent dla ordynatora czy oddziałowej. - Najbardziej się dziwię, jak facet kupuje czekoladki dla położnej, bo poród przyjęła - wykrzywia usta w wyrazie niesmaku sprzedawczyni z małego kiosku stojącego przy płocie szpitala. - Przecież to jej obowiązek. Dostaje za to pieniądze.

W kiosku wybór towarów jest niewielki, ale na skromny podarek dla pielęgniarek wystarczy. - Mam czekoladki „Merci” i kawę „Jacobs” zieloną. Nie wiem, dlaczego ludzie ją kupują. Mnie ona nie smakuje - kręci głową kobieta.

Po monopolowym i kiosku z kawą koniecznie trzeba zaliczyć kwiaciarnię. - A dla którego lekarza pan potrzebuje? - pyta ze znawstwem sympatyczna szatynka. Uśmiecha się tajemniczo, jakby znała wszystkie sekrety stojącego po drugiej stronie ulicy ogromnego szpitala, który widać przez okno wystawowe. Leczy się tam ponad 1000 pacjentów. Większość z nich przed końcem kuracji przypomina sobie o kwiatach i biegnie do wszystkowiedzącej kwiaciarki.

- Bo wie pan, dla profesora mężczyzny musi być bukiet spionizowany i kwiat egzotyczny: amarylis, strelicja albo helikonia. Może być w doniczce. Mamy pięknego storczyka z różą wiatrów w porcelanie za jedyne 160 zł. Dam 10 proc. rabatu - peroruje kobieta. - Był taki jeden profesor, któremu ciągle ludzie kwiaty kupowali i bardzo dobrze o nim mówili, a potem, widzi pan, media go opisały i sprawę ma w sądzie...

Na bukiet dla lekarza przeciętny pacjent wydaje około 50 zł. Pielęgniarki dostają kwiaty za 25 zł, najwyżej 30. Często klient prosi, by ta wiązanka była „raczej tańsza”.

Z flaszką pod pachą, kawami i egzotyczną roślinnością (strelicja jest podobno spokrewniona z bananowcem) pacjent lub jego rodzina biegną do cukierni. - Dla pielęgniarek? Tylko nie czekoladki! - odradza młoda ciemnowłosa kobieta.- Alkohol im kupić. Też lubią, a nie dostają. Czasem lekarz im da, jak sam jakiś tani koniak otrzyma. To się cieszą - zdradza się znajomością rzeczy ekspedientka. - Wiem, bo mam kuzynkę pielęgniarkę - wyjawia.

- A mi się to nie podoba - krzyżuje ręce na piersiach jej koleżanka. - Ja też pracuję, tyle godzin stoję za ladą i nikt mi nic nie przynosi. Jak moja córka miała operację, to nic nie dałam - opowiada.

- W Anglii tego typu dowody wdzięczności byłyby nie do pomyślenia. Czasem zdarzy sie, że lekarz otrzyma od pacjenta jakiś podarunek. Ale zawsze jest to coś osobistego, wynik więzi, jaka się wytwarza między chorym i osobą, która ratuje mu życie. Pacjenci, którzy znoszą nam alkohol, nie zdają sobie chyba sprawy, że możemy czuć się tym urażeni - mówi dr Zbigniew Włodarczyk, kierujący Katedrą i Kliniką Transplantacji i Chirurgii Ogólnej Collegium Medicum UMK. Jego sekretarka z zażenowaniem wspomina krępujące sytuacje z udziałem „wdzięcznych” pacjentów. - Nie wpuszczam ich do gabinetu docenta. Proszę, żeby wyszli i zabrali prezent ze sobą.

- Czasem rodzice naszych małych pacjentów nie wiedzą, jak się zachować. Myślą, że jak podrzucą nam coś do pokoju i uciekną bez słowa, to wszystko jest w porządku. Na szczęście coraz więcej ludzi przychodzi po prostu podziękować, bez prezentów, - tłumaczy pielęgniarka z 16-letnim stażem z Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego w Bydgoszczy.

Gdyby mówiący o łapownictwie biernym artykuł 228 k.k. czytać literalnie, za butelkę brandy, kwiaty czy czekoladki powinno się iść do więzienia - na okres od pół roku do 8 lat. Przepis mówi bowiem o wręczaniu korzyści majątkowej osobie pełniącej funkcję publiczną. W praktyce jednak prokuratorzy i sędziowie nie traktują dowodów wdzięczności na równi z łapówką. To pierwsze nie jest karalne, ale musi zostać wręczone dobrowolnie po leczeniu. To drugie jest przestępstwem, bo wiąże się z układem: załatwię ci coś, co ci się nie należy, ale nie za darmo. - Lekarz zatrudniony w szpitalu finansowanym ze środków publicznych jest niewątpliwie osobą pełniącą funkcję publiczną. Ale doszlibyśmy do absurdu, gdybyśmy każdego pacjenta wręczającego lekarzowi kwiaty traktowali jak przestępcę - mówi rzecznik Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy, Jan Bednarek.

Cena wdzięczności

Literatura prawna wyjaśnia, iż dobrowolne wyrazy wdzięczności w postaci drobnego upominku i kwiatów, jeśli nie są sprzeczne z zasadami etycznymi danego środowiska oraz zwyczajowymi normami, nie stanowią korzyści materialnych w rozumieniu k.k. - Szkoda tylko, że w kodeksie etyki lekarskiej nie ma o tym ani słowa. Lekarze sami powinni ustalić, tak jak zrobili to farmaceuci, do jakiej kwoty prezent wolno im przyjąć. Aptekarze przyjęli granicę 100 zł. Myślę, że lekarze mogliby to obniżyć do 50 zł - proponuje Grażyna Kopińska z Fundacji Batorego.

- No nie wiem, nie wiem - zacina się rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej, Tomasz Korkosz, pytany o różnicę między łapówką i wdzięcznością. - To zależy od okoliczności i jaki to jest prezent. Ale wie pan co? Wolałbym się na ten temat nie wypowiadać.

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

p
pacjent
Tych pierdółek wartości 100 czy 200 zł nigdy nie potraktowałbym jako łapówki, oczywiście pod warunkiem, że ktoś kupił, bo tak chciał a nie, że tak wypadało zrobić. Natomiast zdecydowanie karałbym surowymi karami pielęgniarki zawodowe za przejmowanie majątków swych podopiecznych o wartości nawet kilkuset tysięcy złotych za to, że wypełniały swe obowiązki w domu pacjenta, który w ten sposób (testament) chciał sobie zapewnić stałą i lepszą opiekę. I to są spprawy dla prokuratora i organów ścigania a nie bombonierka czy kawka.
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski