W dżunglach Afryki, Azji i Ameryki Południowej żyją podobno rośliny polujące na zwierzęta. Sensacyjne wydarzenie z Lyonu wskazuje, że opowieści, uznawane dotąd za legendy, mogą być prawdziwe.
<!** Image 2 align=right alt="Image 36903" sub="Filipiński dzbanecznik z ogrodu botanicznego w Lyonie zapolował na mysz. Naukowcy uznali, że to pierwszy odnotowany oficjalnie przypadek, aby mięsożerna roślina zaatakowała i zjadła ssaka.">Początek października tego roku, ogród botaniczny w Lyonie we Francji. Jeden z okazów pochodzący z Filipin... zjadł mysz. Odkryto to, ponieważ od rośliny zaczął bić silny fetor.
Naukowcy uznali, że to pierwszy odnotowany oficjalnie przypadek, aby mięsożerna roślina zaatakowała i zjadła ssaka. Zwykle ofiarami drapieżnej flory padają owady. To norma, nawet w Polsce, gdzie napotkać można rosnące dziko małe drapieżne rośliny uzupełniające tak swoją dietę.
Filipiński dzbanecznik, który upolował mysz, jest stosunkowo dużym „kwiatem”. Są jednak od niego dużo większe roślinne drapieżniki. Na przykład kielichy przypominające kwiaty, a uformowane z liści, u wielkich dzbaneczników z rodzaju Nepenthes osiągają 35 cm średnicy i 50 cm długości. Rośliny te rosną w dżunglach Archipelagu Malajskiego, Filipin i Madagaskaru. Mają spore rozmiary, ale, jak wszystkie rośliny, pozostają w miejscu, więc statyczni z nich łowcy.
Ofiarami dzbaneczników są owady zwabione zapachem. Wchodzą one do wnętrza „kwiatu”, który okazuje się pułapką. To śliska pochylnia wiodąca na dno wypełnione cieczą z enzymami, gdzie trawione są mrówki i muchy.
<!** reklama left>Podróżnicy, dawni naturaliści i łowcy przygód zaobserwowali jednak drapieżne rośliny niebezpieczne dla dużych zwierząt, a nawet dla człowieka. Czy były to przedstawicielki rzadkiego gatunku, czy też pojedyncze wybryki natury - pozostaje tajemnicą. Nauka oficjalnie poddaje w wątpliwość te relacje, lecz biorąc pod uwagę przypadek z Lyonu trzeba je mieć w pamięci.
30 lat temu brazylijski podróżnik i etnograf Mariano da Silva wędrował przez dżunglę pogranicza Brazylii i Gujany. Twierdził, że w „zielonym piekle” natknął się na mięsożerną roślinę. Była wielkości drzewa, na którego szczycie znajdował się kwiat wydzielający zapach bananów. Ofiarami rośliny były głównie owocożerne ptaki oraz małpy. Gdy zwierzę lub ptak, zwabione wonią pożywienia, zbliżyło się do kwiatu, natychmiast zostawało otoczone przez wielkie liście, zatrzaskujące się jak pułapka. U stóp tej gigantycznej drapieżnej rośliny leżał stos kości ofiar.
Także niemiecki etnograf Karl Liche, który w latach 60. XIX w. badał zwyczaje plemion Madagaskaru, napotkał wielką drapieżną roślinę. Opisał to zdarzenie w liście przesłanym w 1878 r. do kolegi - polskiego biologa, doktora Fredlowskiego. Krzew przypominał ananasowiec. Miał krótki i gruby pień wysokości 2,5 metra, otoczony mięsistymi i szerokimi liśćmi długimi na 3,5 m i zakończonymi kolcami. Gałęzie tej rośliny, podobne do lian, długie na dwa i pół metra, wiły się po ziemi.
Liche był świadkiem rytuału, w którym Malgasze złożyli roślinie ofiarę z człowieka - nastoletniej dziewczyny. „Mężczyźni przyprowadzili ją pod drzewo - pisał Liche - i kazali oprzeć się o pień. Wtedy pnącza ożyły: oplątały ofiarę, niczym żywe węże i uniosły ją na czubek drzewa. Z pnia sączył się jakiś słodko pachnący płyn. Dziewczyna nadstawiła dłonie i wypiła trochę tego nektaru. Miał bardzo silne działanie odurzające, bo dziewczyna zaczęła krzyczeć, śmiać się i próbowała tańczyć. Chciała zeskoczyć z drzewa, ale nic z tego! Jego macki oplątywały ją coraz dokładniej, liście otuliły ją od stóp do głów. Po chwili znikła, nie było słychać jej krzyków. Wtedy szaman krzyknął: Ofiara przyjęta!. (...) Przez dziesięć dni liście szczelnie owijały drzewo. Potem pnącza rozciągnęły się na ziemi. Pod drzewo wypadła czaszka i kilka kości”.
Dzbaneczniki, rosiczki i ich krewni wciąż są zagadką natury. Sposób odżywiania się tych roślin poznano lepiej zaledwie 30 lat temu. Możliwe, że w trudno dostępnych regionach świata wciąż kryją się nieznane nauce gatunki roślinnych drapieżników.