Świat obiegła wieść, będąca wyzwaniem dla kryptozoologów, a właściwie - krypto-botaników. W Indiach doszło do zajść niczym z filmowej adaptacji powieści „Dzień tryfidów” Johna Wyndhama.
<!** Image 2 align=right alt="Image 69125" sub="Informacje o nieznanych nauce ogromnych drapieżnych roślinach dochodzą co jakiś czas z tropikalnych dżungli wielu kontynentów. / Fot. Archiwum">Jak doniosły światowe agencje informacyjne, w dżungli Uppinangady, w okolicach wsi Padrame w pobliżu miasta Kokkoda, znajdować się ma siedlisko mięsożernych roślin. Te okazy flory są ogromne - miejscowi nazywają je pili mara, czyli tygrysie drzewo.
Drzewo atakuje krowę
O pili mara stało się głośno po tym, jak zaatakowały krowę Anandy Gowdy, mieszkańca Padrame. 18 października Gowda zostawił krowę, by pasła się na obrzeżu dżungli. Zwierzę ruszyło jednak w głąb tropikalnego lasu i tam zostało zaatakowane przez tygrysie drzewo. Krowę nagle owinęły gałęzie drapieżnej rośliny i zaczęły ją przyciskać do ziemi.
Krowa miała szczęście. Ananda Gowda szybko zauważył, że zwierzę zniknęło mu z pola widzenia i poszedł je szukać. Gdy tylko zobaczył swoją krowę unieruchomioną przez roślinnego drapieżnika, natychmiast pobiegł do wsi po pomoc. Wrócił z grupą sąsiadów uzbrojonych w siekiery. Zaczęli rąbać gałęzie i udało im się uwolnić krowę. Zwierzę uniknęło śmierci, jednak ucierpiało - miało skręconą nogę.
<!** reklama>Był to już kolejny tego rodzaju przypadek w okolicy, więc Gowda złożył skargę na agresywne rośliny w urzędzie odpowiedzialnym za stan dżungli Uppinangady.
- Złożono wiele skarg w sprawie okaleczeń bydła, do jakich miało dojść w dżungli. Głównie były to doniesienia mówiące o krowach wracających z pastwiska z wyrwanymi ogonami - oświadczył Subramanya Rao, urzędnik służby leśnej.
Rządowe służby planują zbadać sprawę pili mara. Dotychczas opowieści wieśniaków o mięsożernych drzewach porywających i zjadających bydło, a nawet ludzi, uważano za przejaw lokalnego folkloru.
Informacje o jakichś nieznanych nauce ogromnych drapieżnych roślinach dochodzą co jakiś czas z tropikalnych dżungli wielu kontynentów.
Już niemiecki etnograf Karl Liche w latach 70. XIX wieku, gdy badał zwyczaje plemion Madagaskaru, opisał rytuał złożenia człowieka w ofierze mięsożernej roślinie - miał być tego świadkiem.
Wielka roślina o grubym pniu wysokim na 2,5 metra miała mięsiste, szerokie liście długie na 3,5 metra i zakończone kolcami oraz gałęzie podobne do lian, długie na 2,5 metra, które wiły się po ziemi. Kapłani przyprowadzili pod to drzewo dziewczynę, a wówczas gałęzie ją pochwyciły i w ciągu kilku dni z ofiary zostały tylko kości.
Również w dżungli Ameryki Południowej mają żyć rośliny podobne do indyjskiego tygrysiego drzewa. Krajowcy nazywali je ya-te-veo, co w 1887 roku opisał przyrodnik J.W. Buel. Ya-te-veo ma gruby, niski pień, z którego wyrastają pędy opatrzone długimi, twardymi i ostrymi kolcami. Roślina ściska ofiarę pędami, a kolce przebijają ciało zdobyczy jak sztylety. Krew i wszystkie płyny ustrojowe ofiary zostają z niej wytłoczone i wyssane przez powierzchnię rośliny - „są spijane przez korę”, jak to określił Buel.
Kilka lat po publikacji tego badacza, 27 sierpnia 1892 roku, na łamach „Illustrated London News” ukazała się relacja przyrodnika o nazwisku Dunstan, który jakoby napotkał drapieżną roślinę na bagnach Nikaragui. Tamtejszy mięsożerca łapał ofiary za pomocą gibkich jak bluszcz czarnych odrośli, które były pokryte lepką substancją. Dunstan słyszał o tej roślinie od krajowców, widział też ją w akcji, gdy zapolowała na jego psa. Czworonóg opasany został przez pędy rośliny i pokaleczony - kleisty płyn poparzył mu skórę w wielu miejscach. Psa uratowano, jednak kosztowało to Dunstana wiele trudu.
Ofiara nie ma szans
Również z meksykańskich gór Sierra Madre napływały w końcu XIX wieku wieści o roślinach podobnych do tygrysiego drzewa - nazywano je wężowymi drzewami. Rośliny te zaciskały na ofierze swoje gałęzie, dość grube, a jednocześnie elastyczne jak liany. Potem wyciskały wszystkie soki z pochwyconej ofiary, a gdy została z niej tylko skóra i kości, „liany” rozprostowywały się, a resztki upadały na ziemię.
Wężowe drzewa specjalizować się miały w polowaniu na ptaki przysiadające wśród ich zdradliwych gałęzi.
Podobną roślinę w dżungli meksykańskiego stanu Chiapas widział w 1933 roku francuski podróżnik Byron de Prorok. Z wyglądu mięsożerca przypominał zarówno indyjskie tygrysie drzewo, jak i drzewo wężowe z meksykańskiej Sierra Madre. Roślina polowała głównie na ptaki. Miejscowi nazywali ją wampir.