Do redakcji „Expressu” zgłosili się mieszkańcy Bydgoszczy, oburzeni jakością prac, które za pieniędze Unii Europejskiej zostały wykonane na terenie Bydgoskiego Parku Przemysłowo-Technologicznego.
[break]
- Skandal! Wszystko się sypie, a wydano na to miliony złotych! - denerwowali się bydgoszczanie. - Prosimy z nami pojechać, wszystko pokażemy.
Dziesięć minut później oglądaliśmy kostkę, którą utwardzono zatoczkę przystanku linii 68. Bez trudu można było wyjąć poszczególne kamienie. Wystarczyło obrysować każdy z nich kluczykiem do patentowego zamka, usunąć kawałki mchu i pociągnąć. Część z nich leżała luźno, pod nimi była widać było zwykłą ziemię. Ani śladu utwardzenia. Dziwne, że jeszcze nikt sobie kostki brukowej nie przywłaszczył.
- Wydano tysiące złotych, ktoś kto odebrał te roboty od wykonawcy, powinien ponieść karę - słyszę i przyznaję rację, bo takie partactwo widzę pierwszy raz.
Kto za to odpowiada? Jak się dowiedzieliśmy, Zarząd Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej nie ma z tym nic wspólnego.
- Inwestycja, konkretnie zatoki autobusowe na terenie BPPT, była poza nadzorem inspektorów ZDMiKP - twierdzi Krzysztof Kosiedowski, rzecznik bydgoskich drogowców.
Zapytaliśmy więc przedstawicieli bydgoskiego parku.
- Zatoczki wykonywane były w ramach projektu, obejmującego układ drogowy i pomocniczy na terenie BPPT, o łącznej wartości ponad 44 milionów złotych - odpowiada Anna Mikicka, specjalista do spraw promocji BPPT. - Nadzór nad wykonaniem w imieniu parku prowadziła firma zewnętrzna i to ona odbierała wykonane prace na początku 2012 roku. W dniu odbioru nie stwierdzono nieprawidłowości.
Anna Mikicka zauważa, że możliwe jest występowanie mechanicznych uszkodzeń, które powoduje ruch ciężkich pojazdów.
- Po ponad dwóch latach użytkowania takich uszkodzeń nie stwierdzamy - oświadcza przedstawicielka BPPT. - Jedyne, co zauważyliśmy, to w niektórych miejscach nieco wypłukane spoiny pomiędzy kamieniami, co mogło być spowodowane obfitymi opadami w ostatnich dniach.
BPPT przesłał nam zdjęcia stanu zatoczek, „Express” zrobił własne.
I jeszcze jedno, poprosiliśmy drogowców i ratusz o informacje dotyczące odpowiedzialność urzędników za to, co robią. Oto, co odpowiedziano „Expressowi”:
- Nie karaliśmy inspektorów za niedopatrzenia podczas odbiorów prowadzonych przez nas inwestycji. Zresztą, to niemożliwe, ponieważ odbioru dokonują zespoły, a nie jedna osoba - stwierdza Krzysztof Kosiedowski i nie dodaje, że za wady nawierzchni Trasy Uniwersyteckiej oraz podpisanie protokołu odbioru, szef komisji - naczelnik jednego z wydziałów - zapłacił głową.
W Urzędzie Miasta, natomiast, w tym roku żadnych błędów nie stwierdzono, ale...
- Za uchybienia w wykonywaniu obowiązków służbowych w 2013 r. nałożono na dwóch pracowników kary upomnienia - informuje Marta Stachowiak, rzecznik prezydenta.