Rozmowa z CZESŁAWEM KWIATKOWSKIM, byłym właścicielem, a obecnie przewodnikiem i kustoszem zabytkowej chaty menonickiej w Chrystkowie.
<!** Image 2 align=none alt="Image 152918" sub="Czesław Kwiatkowski od lat czeka, by choć część śmiałych pomysłów dotyczących chaty, doczekała się realizacji / Fot. Marek Wojciekiewicz">Województwo Kujawsko-Pomorskie ma szczęście do osób z pasją realizujących swoje cele - napisał w podziękowaniu za dotychczasową Pańską działalność marszałek Piotr Całbecki. Jak Pan odbiera te słowa?
Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie sprawiły mi one przyjemności. Jednak w tym co robię, najważniejsza jest ta chata i propagowanie wiedzy o niezwykłych losach mieszkańców tej budowli. Życiowe dzieje holenderskich osadników, Niemców i Polaków w 240-letniej historii chaty splatają się tutaj ze sobą nierozerwalnie. Każdego roku pojawiają się tu potomkowie tych ludzi, ja łatwo ich rozpoznaję, bo zdradza ich bardzo wyraźnie zauważalny niepokój o jej przyszłość. Niestety, ja też jestem bardzo tym zaniepokojony. Jeszcze kilka lat temu utarła się opinia, że obiekt jest w dobrym stanie, dlatego moje zabiegi o dalszą restaurację zabytku pozostają najczęściej bez echa. Na przykład, od trzech lat czekają na zamontowanie nowe filary podpierające podcień, chociaż - moim zdaniem - lepszym rozwiązaniem byłoby wzmocnienie tych oryginalnych.
<!** reklama>Niedawno byliśmy świadkami przejścia przez te okolice wysokiej wody na Wiśle. Czy chata była w jakiś sposób zagrożona?
Wprawdzie zdarzało się, że wały przesiąkały, jednak dzięki ciężkiej pracy strażaków bezpośredniego zagrożenia nie było. Budowniczy tego obiektu projektowali go tak, by zdarzające się powodzie nie mogły wyrządzić jego mieszkańcom większej krzywdy. Na przykład, w oborze jest do dzisiaj działający system pochylni, pozwalający w razie powodzi na ewakuowanie zwierząt gospodarskich pod sam dach. Podczas powodzi w 1888 roku w stajni woda przekroczyła poziom dwóch metrów. W okolicy Chrystkowa budowę wału przeciwpowodziowego ukończono dopiero w 1953 roku. Z dzieciństwa pamiętam szczególnie powodzie zimowe, kiedy rozlana woda zamarzała, tworząc bardzo malownicze, wielkie lodowe przestrzenie.
Jakie są Pana marzenia związane z tym zabytkiem?
Mam jedno, by to o czym się od wielu lat mówi, wreszcie było realizowane. Przyjeżdżają tu różni ważni urzędnicy, cmokają z zachwytem i roztaczają śmiałe wizje, jak ten skarb wykorzystać. Później przychodzi szara codzienna rzeczywistość i o każdy drobiazg trzeba staczać wielomiesięczne boje. Kiedy wtedy od urzędników średniego szczebla słyszę, że chata w Chrystkowie nie jest pępkiem świata, odpalam bez namysłu - dla mnie jest.
Dziękuję za rozmowę