Bydgoscy policjanci prowadzą dochodzenie w sprawie wyłudzenia pieniędzy za delegację służbową. - To dalsza nagonka na moją osobę - kwituje krótko Jerzy K.
Sprawę ewentualnego zagarnięcia kasy bada komisariat Bydgoszcz-Bartodzieje.
- Rzeczywiście prowadzone jest dochodzenie w sprawie nienależnego pobrania pieniędzy za delegację służbową. Jest to dochodzenie w sprawie, a nie przeciwko osobie - informuje Ewa Przybylińska, rzeczniczka prasowa Komendy Miejskiej w Bydgoszczy.
Grozi za to kara pozbawienia wolności od sześciu miesięcy do ośmiu lat.
- Proszę pana, nie będę się bawił w komentowanie anonimów, bo wiem, że policjanci otrzymali jakiś niepodpisany donos. Ale ja w fekaliach nie będę nie nurzał, choć domyślam się, kto jest autorem tego doniesienia - mówi „Expressowi” Jerzy K. - Przede wszystkim nie rozliczałem delegacji, lecz robił to za mnie Polski Związek Motorowy lub jego oddział okręgowy. Za egzamin sędziowski nie wziąłem żadnych pieniędzy, a ryczałt za wykłady wypłacał Centralny Ośrodek Sportu. Rozliczyłem też 50 procent kilometrówki za przyjazd do Bydgoszczy. Przejrzałem dokładnie całe środowisko i jestem pewien, że cała ta sprawa to zwyczajna nagonka na mnie - kończy.
Jerzy K. to bodaj najbardziej kontrowersyjna postać w polskim speedwayu ostatnich lat. Przewodniczący Kolegium Sędziów, członek Głównej Komisji Sportu Żużlowego słynie z autorytarnego charakteru.
- Jest wyrocznią we wszystkich sprawach związanych z regulaminem - mówi jeden z działaczy. I nie zdradza swego nazwiska, bo boi się, że mogłoby to zaszkodzić jego klubowi.
Słynne są przypadki, gdy sędziowie podczas spotkań, dzwonili do K., z zapytaniem, czy słusznie interpretują jakiś punkt przepisów.
Szef arbitrów wyselekcjonował też grupę sędziów do prowadzenia najważniejszych meczów, co nie wszystkim się spodobało.
Działacze z Bydgoszczy i Wrocławia, Leszek Tillinger, wiceprezes BTŻ Polonia i Andrzej Rusko, szef WTS, publicznie zarzucają Jerzemu K. m.in. tuszowanie popełnionych błędów sędziowskich i mataczenie przy rozpatrywaniu spraw sędziowskich oraz uporczywe i świadomie łamanie regulaminu. Poznaniak nie realizował również, ich zdaniem, obowiązków wynikających z regulaminu i samodzielnie dokonywał obsad i zmian sędziowskich.
Jednocześnie wnioskowali o dyskwalifikację dla niego oraz Marka Karwana (przewodniczący GKSŻ) i Andrzeja Haehne (były wiceprzewodniczący GKSŻ).