Wiele osób pamięta dzieciństwo spędzone w towarzystwie Misia Puchatka, Stefka Burczymuchy i Pippi Langstrumpf, zwanej też Fizią Pończoszanką. I tę miłość do książkowych bohaterów przekazuje dzieciom.
<!** Image 2 alt="Image 153088" sub="Warto wybierać dla dzieci książki napisane pięknym językiem i opatrzone dobrymi ilustracjami Fot. Paweł Wiśniewski">- W dzieciństwie chorowałam i moimi najlepszymi przyjaciółkami były książki. Uwielbiałam zwłaszcza książki Astrid Lindgren, o Nilsie Paluszku, Rasmusie, Mio, Karlssonie z dachu, Braciach Lwie Serce, Ronji, córce zbójnika - wylicza torunianka Anna Pawłowska, mama 4-letniego Patryka i 6-letniej Małgosi.
Przeczytaj mi jeszcze raz!
- Cieszę się, że lektury z czasów mojego dzieciństwa przypadły do gustu moim dzieciom. Codziennie wieczorem czytam im fragmenty książek mojej ukochanej autorki z dawnych lat. Za jakiś czas zaproponuję moim dzieciom zrobienie poczty, jaką miały dzieci z Bullerbyn, czyli pudełka wędrującego między domami po sznurku- dodaje pani Anna.
Równie popularni są bohater książki Milne’a - Kubuś Puchatek i cała wesoła ferajna ze Stumilowego Lasu, którą wręcz uwielbiają kolejne pokolenia dzieci.
<!** reklama>- Mam 5-letnie bliźniaki, które kochają jedną z historii - o tym, jak Kubuś Puchatek chciał zjeść arbuza należącego do Królika. Czytałam im tę bajkę wielokrotnie, ale to nie wystarczy - uśmiecha się bydgoszczanka Katarzyna Sankiewicz, mama 5-letnich bliźniąt Ewy i Jasia. - Wciąż domagają się powtórek.
Okazuje się, że dzieciom, podobnie jak dorosłym, podoba się „to, co już kiedyś słyszały”.
- Dzieciaki lubią powtarzalność. Dlatego moje szkraby mają kilka ukochanych książek i raczej trudno je zmusić do słuchania nowych opowieści - dodaje Jarosław Bliński, tata 4-letniej Zosi i 5-letniego Kuby.
Andersen „poprawiony”!
Od dłuższego czasu w księgarniach, ale także w kioskach ruchu można jednak natknąć się na klasykę - „Kopciuszka”, „Królewnę Śnieżkę i siedmiu krasnoludków” czy „Calineczkę”, ale w disneyowskich wersjach, które są... ocenzurowane! Dotyczy to nawet takiej klasyki jak dzieła Andersena i braci Grimm.
- Na przykład, wbrew wersji oryginalnej, „Mała syrenka” kończy się dobrze, a w „Kopciuszku” siostry nie obcinają sobie części stóp, aby wcisnąć się w za mały pantofelek. Poza tym większość takich książeczek opiera się na jednym schemacie - wiele dużych rysunków i mało tekstu. A gdzie tu pole dla wyobraźni? - zastanawia się torunianka Elżbieta Kowalik, mama 6-letniego Kuby.
A do tego kiczowate niekiedy obrazki też pozostawiają dużo do życzenia.
Z drugiej strony przed taką książkową tandetą trudno się bronić, ponieważ jest wszechobecna.
- Moja córka ma wiele takich książek, ponieważ obdarowują ją nimi krewni i znajomi. Najprawdopodobniej w księgarniach nie zaglądają oni do książeczek i kupują je „jak leci”. Ostatnio jednak uprzedzam ich, żeby takich prezentów już nie przynosili. Może zrobię listę odpowiednich książek i im wręczę? - zastanawia się Jagoda z Bydgoszczy, mama pięciolatki.
Trudno pochwalać cenzurowanie Andersena, jak jednak ustrzec dziecko przed traumą zbyt okrutnych scen z klasycznych baśni? Po prostu kupując książki dzieciom trzeba dostosować zakup do wieku. Małe dzieci nie odróżniają fikcji od prawdy i niektóre bajki czy baśnie mogą być dla nich zbyt denerwujące.
Królowa Śniegu poczeka
- Próbowałam czytać mojej 5-letniej córce „Królową Śniegu” Hansa Christiana Andersena, ale zaczęła płakać. Przypomniał mi się wtedy koszmar z własnego dzieciństwa. Babcia czytała mi książkę o przygodach Jasia i Małgosi - zaczęłam płakać w momencie, gdy rodzeństwo weszło do ciemnego lasu, a wpadłam w prawdziwą histerię, gdy czarownica chciała włożyć Jasia do pieca. Nie rozumiałam, o co chodzi. Na razie więc bajki braci Grimm i Andersena odłożyłam na półkę - stwierdziłam, że za dużo w nich okrucieństwa. Poczekam, aż Hania podrośnie - podkreśla torunianka Katarzyna Stefańska.
Rzeczywiście, wielu rodziców stara się podnieść wyżej czytelniczą poprzeczkę. Stawiają też na walor edukacyjny i wybierają książki, które bawiąc, uczą. Popularne są na przykład różnego rodzaju poradniki. Ostatnio dużą popularnością cieszy się książka, w której, w dowcipnej formie, prezentowane są zasady savoir-vivre.
- To „Bon czy ton” Grzegorza Kasdepke o bliźniakach Kubie i Bubie, którym przytrafiają się różne sytuacje. Moje dzieci są tą książką zauroczone. Ja również dobrze się bawię, czytając im te historyjki. Dowiedziałam się m.in., kto to jest dobrze wychowany człowiek. To ktoś, kto nie zachowuje się jak małpa i kogo nie trzeba chować do szafy, kiedy przychodzą goście - śmieje się Karolina Pawłowska, mama 5-letniej Julii i 7-letniej Patrycji.
Na szczęście przedszkola również wspierają rodziców i prezentują dzieciom wartościowe książki.
- Cieszę się, że pani wychowawczyni nie idzie na łatwiznę, ale czyta im klasykę, w tym wiersze Juliana Tuwima i Jana Brzechwy. Może później moja córka wybierze mniej ambitną lekturę, ale będę spokojniejsza, że zna żelazny repertuar - podkreśla bydgoszczanka Katarzyna Nowicka, mama 6-letniej Kasi.