O dzieciństwie na krakowskim Zwierzyńcu, zabawnych historiach zza kulis i swoich mistrzach opowiadał Jacek Wójcicki. Znany śpiewak i aktor gościł niedawno w bydgoskim hotelu „Bohema”.
<!** Image 3 align=none alt="Image 162784" sub="Jacek Wójcicki był kolejnym bohaterem cyklu spotkań „Artyści w Bohemie”. Fot. Tadeusz Pawłowski">
Ciepła świąteczna atmosfera, świece na stolikach, a na scenie niezwykle energiczny gość. We wtorek wieczorem bohaterem spotkania z cyklu „Artyści w Bohemie” był Jacek Wójcicki. Rozmowę prowadziła Magdalena Jethon z radiowej „Trójki”, a za fortepianem zasiadł znany muzyk
i kompozytor Konrad Mastyło.
Dla dzieci zawsze będzie Panem Tenorkiem z telewizyjnego programu, a dorośli cenią go za występy w krakowskiej Piwnicy pod Baranami i w kabarecie Olgi Lipińskiej. Już jako mały chłopiec śpiewał w kościelnym chórze, a w wieku 11 lat zadebiutował na deskach Teatru Starego jako aniołek w premierze spektaklu „Dziady” Konrada Swinarskiego.
<!** reklama>
- Dałem się poznać jako chłopiec, który ładnie śpiewa. Zawsze byłem niewysoki, więc stawiali mnie na taborecie i śpiewałem. Moją piosenką dyżurną była włoska meliodia „Mamma”. Kiedyś w maglu jedna
z pań zachwycona moim występem powiedziała: „Jacuś, jesteś taki ładny, że powinieneś księdzem zostać” - mówi Jacek Wójcicki.
Aktor czuje się bardzo związany ze swoim miastem. Dorastał i do dziś mieszka w krakowskiej dzielnicy Zwierzyniec. Bardzo chętnie żartuje z galicyjskich przywar.
Z bydgoską publicznością podzielił się również kilkoma historyjkami zza kulis. Na przykład po jednym
z występów podeszła do niego pani i powiedziała: „Jak Jan Kiepura śpiewał arię Jontka w „Halce”, to szkło pękało, a jak pan zaśpiewał, to mi plomba wypadła”. Innym razem ponad 70-letnia fanka chwaliła go, że już jako mała dziewczynka lubiła słuchać jego piosenek.
- Mam duże poczucie humoru
- mówi artysta. Ma też spory dystans to siebie. - Do trzydziestki musiałem udowadniać, że jestem pełnoletni. Pamiętam, jak trzy razy usiłowałem dostać się do kina na niemiecki film „Helga” o tym, jak powstają
i rodzą się dzieci - wspomina żartobliwie.
Mało kto wie, że sławny tenor jest fanem zespołu Abba. Niemal w każdym momencie może wystąpić z piosenką z repertuaru tej grupy, co zresztą zaprezentował na scenie hotelu „Bohema”. Znakomicie zaśpiewał znane przeboje „Waterloo” i „Money”.
Magdalena Jethon zebrała opinie przyjaciół Jacka Wójcickiego. Grzegorz Turnau powiedział
o nim, że wygląda jak cherubinek, Zbigniew Wodecki chwalił jego umiejętność dobierania perfum, a Ewa Wachowicz twierdzi, że jest znakomitym przyjacielem i lubi jego narcyzm. Olga Lipińska powiedziała, że Jacek Wójcicki ma artystyczne ADHD.
- Nie potrafię usiedzieć na miejscu. Fizycznie i artystycznie mnie unosi - potwierdza Jacek Wójcicki. - Jestem artystą estradowym. Lubię łączyć skrajności. Zmieniać repertuar z piosenki lirycznej w kabaretową, a nawet w klasykę.
Aż trudno uwierzyć, że w tym roku skończył pięćdziesiąt lat. Próbkę swojego niezwykłego talentu
i temperamentu zaprezentował już po rozmowie, występując z krótkim recitalem. Śpiewał, m.in., piosenki Jana Kiepury i Ewy Demarczyk. Do wesołych pastorałek nałożył diabelskie rogi i ogon, a śpiewając o karpiu trzymał w dłoni rybią pacynkę. Nawet występ w hotelowej restauracji przypominał estradowe show.