Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy minister zdrowia wyleczy polskie pary z bezpłodności?

Gabriela Bogaczyk
Zdaniem niektórych lekarzy obie metody, i naprotechnologia, i in vitro, powinny być finansowane przez programy rządowe, aby pary mogły same wybrać.
Zdaniem niektórych lekarzy obie metody, i naprotechnologia, i in vitro, powinny być finansowane przez programy rządowe, aby pary mogły same wybrać. 123rf
Już we wrześniu ma ruszyć Narodowy Program Prokreacyjny. In vitro zastąpi naprotechnologia, co do której część lekarzy ma wątpliwości. Czy oferowane metody wystarczą, by wyleczyć bezpłodne pary?

Narodowy Program Prokreacyjny ma zastąpić procedurę in vitro, która była finansowana z budżetu państwa do końca czerwca 2016 r. Nowy pomysł ma ruszyć już we wrześniu. Będzie kosztować podatników ponad 102 mln zł rocznie i skorzysta z niego 8 tysięcy par. Narodowy Program Prokreacyjny ma się opierać na edukacji i diagnostyce oraz promowaniu zdrowego stylu życia.

Według Ministerstwa Zdrowia, ma to zapobiec problemom z płodnością wśród Polaków. W każdym województwie powstanie co najmniej jedna klinika, która w założeniu kompleksowo zajmie się niepłodnymi parami. Nowy program ma wesprzeć też ośrodki organizacyjnie i w zakupie nowoczesnego sprzętu. W 16 placówkach w kraju ma być stosowane leczenie zachowawcze czy chirurgiczne, ale przede wszystkim diagnostyka.

Bezpłodne pary będą mogły liczyć też na wsparcie psychologa. Rząd stawia również na edukację. W szkołach zajmą się nią nauczyciele i edukatorzy z zewnątrz, przeszkoleni przez ministerstwo. Będą uświadamiać młodzież, że styl życia, ubierania się czy odżywiania mają wpływ na płodność.

Naturalna alternatywa?

Sam Konstanty Radziwiłł stara się unikać używania określenia naprotechnologia, ale wszyscy specjaliści są przekonani, że z budżetu państwa będą finansowane tylko metody naturalnego wspomagania rozrodu. Tym bardziej że minister zdrowia podkreśla, iż program zapłodnienia pozaustrojowego, czyli program in vitro, został zakończony.

- Naprotechnologia polega na poznaniu przyczyny niepłodności i jej usunięciu - wyjaśnia dr Maciej Barczentewicz, kierownik kliniki Macierzyństwo i Życie. I precyzuje: - W pierwszym etapie uczymy kobiety dokładnej obserwacji swojego cyklu. W ten sposób otrzymujemy podstawowe informacje dotyczące płodności.

W ciągu następnych 3 miesięcy przeprowadza się wiele badań diagnostycznych i laboratoryjnych, jak: krwi i moczu, nasienia oraz hormonalne. Monitorowa-na jest owulacja poprzez badania USG i sprawdzana drożność jajowodów. - To wszystko pozwala nam na precyzyjne określenie powodu, dla którego małżeństwa nie mogą począć lub urodzić dzieci. Ta diagnostyka jest niezwykle ważna. - mówi dr Barczentewicz, który jest także prezesem zarządu Fundacji Instytut Leczenia Niepłodności Małżeńskiej im. Świętego Jana Pawła II w Lublinie. - Muszę przyznać, że zgłasza się do nas wiele par po nieudanych zabiegach wspomaganego rozrodu: in vitro czy inseminacji, które nie mają kompletu badań diagnostycznych. A później często okazuje się, że kobieta cierpi na endometriozę czy zaburzenia tarczycowe lub nieprawidłowości immunologiczne.

Narodowy Program Prokreacyjny opiera się na naprotechnologii. (...) nie ma innej alternatywy, czyli pary bezpłodne są na niego skazane. - ginekolog

Następnie, po około 3 miesiącach od pierwszej wizyty, lekarze wprowadzają leczenie zachowawcze, które polega m.in. na leczeniu hormonalnym, stymulowaniu jajeczkowania czy podaniu antybiotyków. Często potrzebne są też zmiany diety. - Korzystamy również z leczenia chirurgicznego, przede wszystkim laparoskopii i histeroskopii. Jest to leczenie mało inwazyjne, tzw. leczenie „przez dziurkę od klucza”. Jeśli okazuje się, że są jakieś nieprawidłowości, to od razu należy usunąć przyczynę, czyli np. zrosty, torbiele, polipy, mięśniaki czy ogniska endometriozy - tłumaczy ginekolog.

- Z obserwacji wynika, że ok. 40 proc. leczonych u nas małżeństw urodzi dzieci. Najstarsza pacjentka urodziła dziecko w wieku 46 lat - zaznacza szef kliniki.

Pełna diagnostyka i proces leczenia z a pomocą naprotechnologii trwa od 18 do 24 miesięcy. Leczenie kosztuje rocznie około 3 - 4 tysięcy złotych. Dr Barczentewicz zaznacza, że wiele par już po 3 czy 6 miesiącach zachodzi w ciążę.

- Dopóki nie poznamy szczegółów i zasad Narodowego Programu Prokreacyj-nego, trudno wypowiadać się na ten temat. Na razie nie wiemy, kto i jak będzie to wykonywał. Pamiętajmy, że lekarzy naprawdę posługujących się naprotechnologią w Polsce jest niewielu - mówi dr Maciej Barczentewicz.

Lekarze mają wątpliwości

Jak inni specjaliści reagują na nowy pomysł rządu? Żaden nie chciał się wypowiedzieć pod nazwiskiem.

- Naprotechnologia nie istnieje. Jest to metoda polegająca na mierzeniu temperatury, podawaniu hormonów, wykonywaniu testów, ale nie ma nic wspólnego z reprodukcją, bo jest absolutnie nieskuteczna. To nie jest żadna rewolucja medyczna, bo ten pierwszy etap diagnostyki, którym posługuje się w naprotechnologii, stosuje się we wszystkich przypadkach par bezpłodnych - wyjaśnia doświadczony położnik z Lublina. I dodaje: - Jednak należy uszanować osoby, które decydują się z pełną świadomością skorzystać z tej metody. Tak robimy np. w przypadku świadków Jehowy, którzy nie pozwalają na podawanie krwi. Dlatego uważam, że obie metody, i naprotechnologia, i in vitro, powinny być finansowane przez programy rządowe, aby pary mogły same zdecydować, z której propozycji skorzystać.

Ginekolog przypomina, że ta metoda ma wiele ograniczeń, bo nie akceptuje zapłodnienia pozaustrojowego, które jest najbardziej skuteczne. - Wprowadzenie Narodowego Programu Prokreacyjnego oznacza, że część par nigdy nie będzie miała potomstwa. Nawet naprotechnologia nie pomoże, gdy jajowody są zupełnie niedrożne. - Nie mylmy ideologii z medycyną - podkreśla inny znany położnik . - Jest to metoda oparta na obserwowaniu naturalnego cyklu.

Od tego nie zachodzi się w ciążę. Według kodeksu lekarskiego, lekarze powinni uczyć się przez całe życie zawodowe i czerpać z najnowszych osiągnięć medycyny. W tym przypadku jest to jawne nieprzestrzeganie tych wskazówek - zauważa lekarz. I dodaje: - Narodowy Program Prokreacyjny opiera się na naprotechnologii. Jednak zauważmy, że nie ma innej alternatywy, czyli pary bezpłodne są na niego skazane. Tylko nieliczne związki będą mogły sobie pozwolić na wyłożenie z własnej kieszeni kilkunastu tysięcy zł na zabieg in vitro.

Położnik obserwuje, że ciężarne na oddziale proszą lekarzy, by nie wpisywali do karty historii choroby informacji o tym, że dziecko poczęło się metodą in vitro. - Widać to od jakiegoś roku. Obawiają się szykan i nieprzyjemności ze strony pacjentek na sali czy innych lekarzy - mówi lekarz.

Skazani na bezdzietność

- Decyzja o całkowitej rezygnacji z finansowania ze środków publicznych metody in vitro, jak każda podyktowana głównie ideologią, a nie dowodami naukowymi i analizami ekspertów, będzie ze szkodą dla pacjentów - zaznacza Izabella Dessoulavy-Gładysz, dyrektor ds. komunikacji i PR w Fundacji „My Pacjenci”. I precyzuje: - Dwie wzajemnie wykluczające się opinie i rekomendacje AOTM, dotyczące naprotechnologii, w ciągu 4 miesięcy są niepokojące i zastanawiają wielu lekarzy i ekspertów. Bez in vitro w XXI w. nie można mówić o skutecznym leczeniu niepłodności.

Fundacja podkreśla, że Narodowy Program Prokreacyjny, jeśli zostanie zrealizowany wg wstępnych założeń, uderzy przede wszystkim w gorzej sytuowane finansowo pary, których nie stać na samodzielne sfinansowanie leczenia in vitro.

Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny uważa, że wprowadzenie nowego rządowego programu ograniczy kobietom prawo do możliwości posiadania własnych dzieci. - W ten sposób forsowana jest tylko jedna ideologia, słuszna według ekipy rządzącej. Ten krok spowoduje zacofanie o kilkadziesiąt lat - uważa Krystyna Kacpura z federacji.

Naprotechnologia
Powstała 30 lat temu, jako skrót od słów Natural Procreative Technology, czyli metoda naturalnej prokreacji. Jest metodą diagnozowania i leczenia niepłodności, polegającą na prowadzeniu dokładnych obserwacji kobiecego organizmu i tworzeniu na tej podstawie indywidualnych wytycznych dla każdej pary. Opiera się na tzw. modelach płodności Creightona. Przeciętna długość cyklu metody NaPro, a więc pełnej diagnostyki, trwa do 24 miesięcy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!