Kampania „Śniadanie daje moc” to bardzo dobry i pożyteczny pomysł. W codziennym pośpiechu niejeden z nas zapomina o porannym posiłku. Gorzej, że z pustymi brzuchami idą do szkoły niektóre dzieci. Przyczyna leży nie zawsze w pośpiechu i zabieganiu rodziców. Są rodziny, w których naprawdę nie ma co do garnka i do dziecięcego plecaka włożyć. Niedożywieni uczniowie na szkolnych uroczystościach padają jak muchy.
<!** reklama>
To jedna strona problemu, z którym powinno zmierzyć się państwo. Umówiliśmy się bowiem, że jesteśmy krajem o „społecznej gospodarce rynkowej”. Społeczna to znaczy, że najsłabsi nie mogą być pozostawieni sami sobie. Ale jest i druga strona medalu - nie wystarczy nakarmić, ważne, czym nakarmić. Dobrze, że koncerny spożywcze wspólnie z Instytutem Matki i Dziecka postanowiły uświadomić Polakom, jakie znaczenie ma właściwe odżywianie. Nawyki żywieniowe wynosi się z domu. W dziecięcym plecaku można upchnąć paczkę czipsów, ale równie dobrze obłożone warzywami kanapki z ciemnego pieczywa i owoce. Cieszę się, że w szkole moich dzieci w sklepiku nie można już kupić śmieciowego jedzenia, ładnie opakowanego, ale kompletnie bezwartościowego odżywczo. Choć - biję się w piersi - od czasu do czasu zdarza mi się zgrzeszyć wysokokalorycznym fast foodem. Ale nawet jeśli czasy mamy „fast”, to za każdym razem warto wyobrazić sobie, że jesteśmy tym, co jemy. A zatem niech moc śniadania będzie z nami!