- Przyszedłem tutaj (na konferencję prasową - dop. red.) tylko po to, aby przeprosić kibiców. Nigdy wcześniej w czymś takim nie brałem udziału. Jest mi ogromnie wstyd. Jeszcze nigdy, a gram tu ponad 10 lat, nie byłem wygwizdany po meczu. Bardzo mi przykro z tego powodu - mówił znany z bezkompromisowej walki na parkiecie Dorian Szyttenholm.
Okazało się, że była to najwyższa porażka w dotychczasowych występach „Asty”. Analizy dokonał Mariusz Rybka, zajmujący się historią klubu.
- Chciałbym przytoczyć najwyższe domowe porażki naszej drużyny w rozgrywkach pierwszej ligi i w rozgrywkach ekstraklasy: sezon 1983/1984 Astoria - AZS Warszawa 42:83, sezon 1989/1990 Astoria - Lech Poznań 70:113, sezon 2003/2004 Astoria - Śląsk Wrocław 57:99, sezon 2004/2005 Astoria - Prokom Sopot 68:99, sezon 2012/2013 Astoria - Śląsk 61:92 sezon 2014/2015 Astoria - Legia 59:101, sezon 2015/2016 Astoria - Krosno 71:114. Czyli rozmiary środowej porażki są najwyższe w historii klubu - mówi Rybka.
Czy już można wyciągnąć jakieś wnioski? Wygląda na to - przynajmniej na razie - że eksperyment, który forsował zarząd klubu (pewnie podyktowany też trochę względami finansowymi) czyli odmłodzenie składu i postawienie na mało doświadczonego trenera, wydaje się, nie sprawdza się.
Jeśli szybko nie dojdzie do „burzy mózgów“, być może roszad personalnych, zespół może się nie wygrzebać z dolnych rejonów tabeli i na koniec sezonu będzie miał tylko jedną szansę w play out (do 3 wygranych), aby zachować pierwszoligowy byt.
Na dziś sytuacja wygląda źle. Co prawda udało się pokonać w Artego Arenie dwie wyżej notowanej ekipy: Kotwicę i Pogoń, ale było też 8 porażek. Przed zespołem w I rundzie potyczki z GTK Gliwice (już w sobotę, 19 listopada, na wyjeździe o godz. 18.00) i GKS Tychy, potem z Nysą Kłodzko, AZS AGH Kraków i Basketem Poznań. W takiej dyspozycji jak w środę... szanse są marne.