Przez cały rok „rurki”, „kolanka” i „kokardki” są zwykłym makaronem. Od święta mają nowe życie, którym obdarzają je uczestnicy warsztatów terapii zajęciowej.
<!** Image 2 align=right alt="Image 139388" sub="Kiermasz zorganizowano w ratuszowej sali im. Łochowskiego. Gdy się do niej weszło, trudno było potem wrócić do codzienności / Fot. Miłosz Sałaciński">Swoje nowe zastosowanie mają też, np., guziki czy kawałki filcu, przerabiane na niebanalną biżuterię. Wczoraj zakończył się dwudniowy, świąteczny kiermasz prac, wykonanych na warsztatach terapii zajęciowej w całym mieście.
Wojtek i Adam z WTZ „Wiatrak” z Fordonu śmieją się do rozpuku, gdy pytamy, jakim cudem udało im się wykonać piękną, błyszczącą bombkę. Bo to zwykły gips, z fantazyjnym wzorem z cekinów. Błyszczy, prawdziwe cacko (cena 20 zł). Obok w misce śpią aniołki, tylko czekają, by powiesić je na choince.
- Są z makaronu - rzucają skromnie panowie, zerkając, jak zareagujemy na tę informację. Bo dopiero po obejrzeniu figurek ze wszystkich stron widać, że anielski tułów to popularne makaronowe „rurki”, ręce to „kolanka”, a skrzydła to „kokardki”! Na główce włosy z kaszy. Całość w kolorze złotym lub srebrnym. Cena 1 zł. Z makaronu jest też choinka (!), obok Mikołaje zrobieni z... doniczek! (ok. 20 zł). Dalej stoisko WTZ „Mega-Art” z ul. Stawowej. Haftowane dekoracje, ręcznie robione torebki czy kosmetyczki i etui na komórkę. No i biżuteria. Wśród filcowych koralików mieni się bransoletka. Widziałam taką w jednej galerii, kosztowała kilkadziesiąt złotych. - To zwykłe guziki - śmieje się instruktorka warsztatów, pani Paulina. Nie mogę się oprzeć. To moje najlepiej wydane w ostatnim czasie 3 złote.
<!** reklama>Świątecznej atmosferze chwili poddał się także pan Marek, szybko jednak wrócił na ziemię. - Przyjechałem dziś z żoną, tylko dlatego, że wczoraj przez przypadek zobaczyłem plakat o kiermaszu w oknie Urzędu Miasta, poza nim nie było o tym wydarzeniu żadnych informacji. To karygodne, by ludziom, którzy całe swoje serce wkładają w te cuda, zorganizować imprezę, o której nikt nie wie! Dano im klucz i jakąś salkę i niech sobie radzą. Dlaczego nie połączono tego kiermaszu z piątkowym jarmarkiem czy mikołajkową imprezą? - pyta bydgoszczanin, który po świąteczne cudeńka przyjechał z Fordonu. Małe zainteresowanie imprezą potwierdzają też sprzedający ręcznie wykonane prace. - W poniedziałek była garstka osób, na szczęście, we wtorek przyszło ich więcej - mówią. - Staraliśmy się dotrzeć do wszystkich naszych pracowników, rozesłaliśmy maile z informacją o kiermaszu. Ponadto plakaty informujące o nim pojawiły się na budynkach Urzędu Miasta, rozdaliśmy je także przedstawicielom WTZ, by mogli powiesić je w siedzibach warsztatów - wyjaśnia Krzysztof Kranz z wydziału zdrowia i polityki społecznej ratusza. Pracownicy UM rozważają organizowanie w przyszłości kiermaszu przy okazji większych wydarzeń w ratuszu. W mikołajki nie połączono obu imprez, ponieważ przypadały one w dzień wolny - kiermasz zorganizowano w godzinach działania warsztatów w tygodniu.
- Może dla urzędników rzeczy, które robią uczestnicy warsztatów, to zwykłe błyskotki. Dla tych ludzi to dużo więcej - mówi pan Marek.
4Komentuj: www.express.bydgoski.pl