Zobacz wideo: Tak znika wiadukt w Bydgoszczy
„Kiedy Polska wróci, będziesz pan wisiał" - sms o takiej treści przyszedł na początku października na numer telefonu Bartosza Kownackiego, posła Prawa i Sprawiedliwości z Bydgoszczy, byłego wiceministra obrony narodowej. Było to zaraz po ujawnieniu w internecie numerów telefonów innych polityków PiS. Kownacki twierdzi, że części jego partyjnych kolegów też takie wiadomości przysłano. Były minister zawiadomił o wszystkim prokuraturę.
Policja ma adres IP
"Arkadiuszu Myrcha wkrótce będzie twój koniec. Zarżnę cię za to co zrobiłeś moim najbliższym. Zrobię to najbrutalniej jak potrafię i upewnię się by nikt inny nie odważył się działać jak ty. Zawsze dotrzymuje słowa." (Pisownia oryginalna - red.) To z kolei treść majla, który na służbowy adres dostał Arkadiusz Myrcha, toruński poseł PO.
- Zawiadomiłem organa ścigania - mówi poseł. - Złożyłem zeznania, wiem, że policja zabezpieczyła adres IP komputera, a którego wysłano pocztę. I czekam.
Ze strzykawką w tłumie
Z kolei podczas niedzielnej demonstracji przeciwników wyjścia Polski z UE na bydgoskim Starym Rynku w tłumie pojawił się mężczyzna ze strzykawką. W tłumie byli europarlamentarzysta z PO Radosław Sikorski i bydgoski poseł tej partii Paweł Olszewski
- Zostaliśmy powiadomieni od osób zebranych na rynku - mówi kom. Przemysław Słomski z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. - Policjanci wyłuskali mężczyznę ze strzykawką z tłumu. Został zatrzymany do złożenia wyjaśnień.
Nieoficjalnie wiemy, że policjantom zatrzymany nic nie powiedział. Nie był im wcześniej znany. Dostał zarzut posiadania podczas zgromadzenia niebezpiecznego przedmiotu. - Sprawa zostanie skierowana do sądu - mówi Słomski.
Co było w strzykawce, nie wiadomo nic oprócz tego, że ciecz strasznie śmierdziała. Ma zostać poddana analizie chemicznej.
- Dzisiejsze ataki czy groźby wobec polityków patrząc z historycznego ujęcia nie są niczym nowym. Zawsze sprzyja im wzrost napięcia i niepewność sytuacji pod kątem systemu politycznego - to on powoduje stresy w społeczeństwie. Frustracja związana z niespełnianiem przez polityków postulatów przekształca się w agresję, a ta przyjmuje formę na przykład majli z groźbami - uważa dr Marcin Wałdoch z Wydział Nauk o Polityce i Administracji Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy.
Agresja była zawsze
Dr Wałdoch, uważa, że dzisiejsze zdarzenia w porównaniu z tymi, które miały miejsce w historii, nie są ekstremalne. - Były takie zdarzenia w historii II RP, były też wbrew temu, co może się wydawać, w PRL-u: znajdziemy tego ślady w archiwach IPN-u - mówi. - Nie ma chyba brutalniejszych wypadków, do których dochodziło we Lwowie między społecznością żydowską a skrajnymi nacjonalistami. Tam morderstwa nie liczyło się w dziesiątkach, ale w setkach.
Czy nasi politycy ponoszą częściowo winę za wybuchy agresji przeciwko nim samym? - Nie sądzę, żeby pojedyncze zachowanie w rodzaju słów z mównicy sejmowej "będziesz pan wisiał" było w stanie napędzić falę agresji - ocenia politolog. - Do zabójstwa Narutowicza pchnęła Niewiadomskiego frustracja, a dopiero potem to zdarzenie faktycznie wywołało coraz większą agresję. Nie możemy zapominać o przyczynie takiej, jak zachwianie się systemu międzynarodowego - bo on się w tej chwili chwieje - i tego skutkach. Pandemia spowodowała, że w tej chwili już nic nie jest takie, jak przedtem, a życie wielu ludzi obróciło się do góry nogami. Często jest tak, że politycy nie zdają sobie z tego sprawy albo nie zauważają zmiany sytuacji z punktu widzenia indywidualnych losów ludzi.
