<!** Image 2 align=right alt="Image 140427" sub="Reklama gazowanego napoju na kolędową nutę nie spodobała się medialnemu cenzorowi i zobaczyć jej w telewizji nie mamy szans / Fot. Internet">Witold Kołodziejski ze swojego słodkiego zacisza co jakiś czas przypomnieć musi, że żyje i pracuje. W wypadku Kołodziejskiego praca nie oznacza mnożenia siły przez przesunięcie. Kołodziejski jest Aniołem Stróżem, jego praca ma wymiar duchowy, czyli niewidzialny. Tak niewidzialny, że większość z Polaków nie kojarzy Kołodziejskiego z niczym. A tymczasem ostatnio ów zacny mąż ocalił chrześcijański system wartości i więzi rodzinne, nie dając szargać uczuć religijnych. Taka w każdym razie argumentacja stanęła za decyzją usunięcia z telewizji reklam „ColęDawania”, pokazujących Polaków pozytywnie zakręconych na święta dzięki zakrętce na butelce napoju z bąbelkami. Najgroźniejsze w tym przekazie nie były wszak zakrętki, lecz podkład muzyczny - piosenka „Hoop Colę Daj” na nutę „Hej w dzień narodzenia”. Najwyższa pora zdradzić, że Anioł Kołodziejski jest przewodniczącym Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, czyli instytucji z powołania stojącej na straży ładu w medialnym eterze, i parę lat temu zastąpił na tym stołku Elżbietę Kruk, która ponad etat anielicy postawiła poselski mandat w drużynie PiS.
<!** reklama>Wokół zakazu „ColęDawania” rozgorzała dyskusja, w której w roli eksperta wystąpił pewien młody, acz uczony mnich. Autorytatywnie stwierdził on, że „Hej w dzień narodzenia”, wbrew opinii Kołodziejskiego, nie jest kolędą, lecz pastorałką, czyli pieśnią świecką i poprzez wykorzystanie jej w reklamie nie można naruszyć uczuć religijnych. Nie słyszałem jednak, by opinia religijnego autorytetu zrobiła wrażenie na świeckim autorytecie, Witoldzie Kołodziejskim. Dlaczego zresztą miałaby zrobić wrażenie? W Polsce argument obrazy uczuć religijnych działa jak piorun, błyskawicznie porażając myślenie. Pamiętam, jak ładnych parę lat temu byłem ciągany do prokuratury po publikacji wywiadu z pewnym wojowniczym liderem bydgoskiej młodzieżówki socjaldemokratycznej. W trakcie rozmowy wyraził on opinię, że gdyby to od niego zależało, zapakowałby wszystkich księży do wagonów i wywiózł do Watykanu. Obrzydliwe zdanie, przyznaję, pachnące nazizmem i Holocaustem. Prokuratura zajmowała się jednak tą wypowiedzią nie dlatego, że wydała się komuś ekstremistyczna, lecz z powodu skargi o obrazę uczuć religijnych. Piorun, który walnął w łepetynę prokuratora, nie pozwolił mu przed wykonaniem na koszt państwa mnóstwa niepotrzebnych czynności wygłówkować, że uczuć religijnych nie można mieć do księdza ani nawet całego wagonu księży. A właściwie można, lecz wtedy nie jest to religia, lecz bałwochwalstwo.
Kołodziejski jest w tym roku wyjątkowo wyczulony na próby zaprzęgnięcia religii do sań komercji. Parę dni wcześniej wysłał pismo do stacji radiowych, w których wzywał do wstrzymania reklam portalu aukcyjnego Allegro.pl z kolędą „Wśród nocnej ciszy”. Reakcje te sprawiają jednak wrażenie ruchów misia, który przypadkowo obudził się w środku zimy. Jako obywatel, który dobrze pamięta dwudziestoletnią historię Niepodległej, gotów jestem zeznać pod przysięgą, że kolędy i inne chrześcijańskie symbole w ogromnej, kolorowej i hałaśliwej masie towarzyszyły Bożemu Narodzeniu rok w rok. Tak w Polsce, jak i gdzie indziej. Z moich obserwacji wynika ponadto, że kolęda towarzysząca reklamie polisy na życie budzi mniejsze kontrowersje niż gdy towarzyszy reklamie napoju. Nie bardzo jednak umiem to racjonalnie wytłumaczyć. Potrzeba picia jest przecież bardziej podstawowa niż potrzeba bycia ubezpieczonym. Czyżby chodziło o to, że kolędę uznajemy za usprawiedliwioną w reklamie zachęcającej do wydawania dużych pieniędzy (jak na ubezpieczenie) niż groszaków (jak na colę)?
Dla kontrastu, Kościół anglikański w Nowej Zelandii został sponsorem reklamy na billboardach, na której widzimy smutnego Józefa w łóżku z Maryją. Nad nimi widnieje napis: „Biedny Józef. Ciężko przebić Boga”. Reklama ma uzmysłowić wiernym, że nie powinni dosłownie rozumieć zapłodnienia Maryi przez Boga, lecz zwrócić uwagę na duchowe przesłanie tego aktu. Na szczęście, to antypody...