Na naszych oczach powoli dogorywa Zachem. Jego 700-osobową załogę czekają zwolnienia. Niegdyś olbrzymi kombinat, od końca drugiej wojny zakorzeniony w przemysłowym krajobrazie miasta, w połowie grudnia ma zatrzymać produkcję. Pewnie można było tego uniknąć - jak mówi poseł Teresa Piotrowska - jeszcze dwa lata temu.
Wczoraj rozmawiałem ze związkowcami. Usłyszałem, że nie rozumieją tego, co się stało z zakładem po przejęciu go przez Ciech. Nie rozumieją, dlaczego kazano Zachemowi kupować od swojego właściciela - Grupy Chemicznej Ciech - inną spółkę. Dlaczego kupiono niedziałające oprogramowanie za 6 mln złotych. Nie rozumieją, więc nie wiedzą, co mówić ludziom, którzy za chwilę stracą pracę.
<!** reklama>
Ja nie rozumiem z kolei wielkiej politycznej batalii o zakład. Były pisma do premiera sygnowane przez bydgoskich posłów. Były spotkania, komisje trójstronne, narady w Centrum Dialogu. Prezydent Rafał Bruski pisał do premiera, a ostatnio powołano nawet grupę roboczą, która ma się spotykać co dwa tygodnie. I co? I nic. Premier nie odpisał ani parlamentarzystom i związkowcom, ani prezydentowi miasta.
Swoją drogą, lista - na razie domniemanych - grzechów, która skłoniła związkowców do złożenia zawiadomienia o podejrzeniu działania na szkodę spółki, jest dość długa. Prokuraturze przypadła teraz wielka rola wyjaśnienia, czy coś się stało i - jeśli tak - co. I na to czekam.