<!** Image 1 align=left alt="Image 26506" >„Nie wracajcie do domu!” - taki tytuł ogromnymi literami wysmarowała jedna z naszych bulwarówek po meczu z Ekwadorem. Bulwarówki są od tego, żeby przesadzać, i, w przeciwieństwie do naszych piłkarzy, mają ogromną siłę destrukcji.
Przed środowym wieczorem w Dortmundzie na pierwszej stronie innej bulwarówki pojawiła się reprodukcja „Bitwy pod Grunwaldem” z królem Jagiełłą w wysokiej czapie kibica. Ale i opiniotwórcza prasa nie próżnowała w podbijaniu bębenka. „Dziś gramy o wszystko!”, „Bitwa z Niemcami” - krzyczały tytuły czołówek, a w telewizyjnym mundialowym studiu słowo „honor” padało równie często, jak razy miecza na grunwaldzkich polach. Teraz książę Janas i jego kwiat rycerstwa mogą już chyba spokojnie wrócić do domu. Nikt im, tak jak w 1974 r. trenerowi Zagalo i reprezentacji Brazylii, szubienic tu nie będzie stawiał, chociaż biało-czerwoni wracać jednak będą w wisielczych nastrojach. Tak to honor polskiego oręża, przynajmniej w obowiązującej w sferze publicznej opinii, został uratowany, chociaż plan minimum (wyjście z grupy) legł w gruzach. Paradoks, moim zdaniem, polega na tym, że walka o honor pogrzebała szansę na wykonanie planu.
Ciągnąc batalistyczno-historyczne porównania, można powiedzieć, że piłkarze Janasa stoczyli w środę nie bitwę pod Grunwaldem, lecz bitwę pod Bzurą. Ich celem było powstrzymanie ataku Niemców, a nie zwycięstwo nad nimi. I tu Janas kalkulował niegłupio. Ponieważ bój szedł przede wszystkim o honor, nie można było przeciw czołgom rzucić się do ułańskiej szarży, lecz raczej okopać się na przedpolu w nadziei na to, że tanki na nim ugrzęzną. I gdyby się jeden z nich w końcówce bitwy nie przedarł, Janas zasłużyłby na awans. Tyle że nie na króla, lecz na polskiego generała z czasów kampanii wrześniowej. Trochę tylko żal, iż nasz generał nie zorientował się, że niemieckie „Tygrysy” tego akurat dnia nie były idealnie przygotowane do boju i może warto było jednak postawić na ułanów, a nie na kurczową obronę honoru.
Na szczęście dla kibiców, mundial to nie bitwa pod Grunwaldem lub Bzurą, lecz III wojna światowa i obyśmy mieli na niej okazję ujrzeć więcej kawaleryjskich szarż niż prac inżynieryjnych przy kopaniu umocnień.