Zacznę niegrzecznie. Woda sodowa uderzyła Ci już do głowy?
Myślę, że osoby, które mnie znają, potwierdzą, że nie. Nie chwalę się nigdy hotelami, samochodami, prestiżowymi miejscami, w jakich bywam. Mam zwykłego volkswagena i wynajmuję mieszkanie. I staram się, by wokół mnie byli ludzie, którzy sami doszli do tak zwanego sukcesu ciężką pracą. Nie przyjaźnię się z tymi, którzy wszystko, co mają, dostali od kogoś. Większość takich osób cechuje brak pokory i rozsądku. Dlatego wolę ludzi „znikąd”.
Pytam prowokacyjnie, bo pamiętam Cię jako skromnego 21-letniego chłopaka, który organizował pomoc w PCK w Bydgoszczy i prowadził kiosk na osiedlu Leśnym. Teraz jesteś menedżerem gwiazd i robisz karierę w wielkim świecie.
Słowo kariera to zbyt górnolotne określenie. Nie myślę o sobie w ten sposób, ale to fakt, że mam kontakt z gwiazdami. Od 8 lat pracuję w biurze reklamy TVN, a od kilku lat jestem oprócz tego menedżerem Mai Sablewskiej i Doroty Gardias.
A wszystko zaczęło się w PCK. To tam wymyśliłeś wielką charytatywną akcję „Zimą stop bosym stopom” i kalendarz „Dżentelmeni”, który teraz jest znany w całej Polsce. Dzięki niemu kilkanaście tysięcy potrzebujących dzieci w kraju otrzymało buty.
Wpadłem na ten pomysł razem z Elżbietą Marcinkowską z PCK i zaraziłem ideą Oliviera Janiaka. Akcja rozrosła się do monstrualnych rozmiarów. Olivier po drugiej edycji kalendarza zapytał, czy chciałbym pracować w TVN. Na początku miał na myśli pracę w fundacji, która byłaby podobna do tego, co robiłem w PCK. Kiedy pojechałem do Warszawy, okazało się jednak, że zaproponowano mi pracę w Biurze Reklamy. Przyjąłem propozycję i pracuję w tym miejscu od 8 lat. Wiem, że wszystko jest możliwe. To, gdzie będziemy w danym miejscu, zależy tylko od nas samych.
Jak to się stało, że zostałeś menedżerem Doroty Gardias i Mai Sablewskiej?
Dziewczyny same mi to zaproponowały. Zauważyły, że jestem bardzo zaangażowany w akcje, którymi się zajmuję. Współpracowałem wcześniej z gwiazdami, lecz nigdy na wyłączność. Wahałem się, bo nie miałem dużego doświadczenia w tym temacie. Potraktowałem to jako wyzwanie.
Widziałam Twoje zdjęcia na portalach plotkarskich. Stajesz się rozpoznawalny.
Nigdy nie dążyłem do tego, by być celebrytą i nigdy nie zamierzam nim być. Większość swojej pracy wykonuję bez udziału kamer i fleszy. Nadal działam w PCK - co roku prowadzę koncert „Wyprawka dla żaka” w Bydgoszczy w „Łuczniczce”, a także gwiazdkę w Hotelu City. Jeżdżę też do Nowego Dworu i bez udziału kamer rozdaję paczki dla dzieci. Jesteś pierwszą osobą, która poprosiła mnie o wywiad od 8 lat, odkąd wyjechałem z Bydgoszczy, a zrobiłem w tym czasie wiele akcji charytatywnych. Nie byłem jednak nigdy na kanapach w DD TVN ani w innych programach. Wolę być w cieniu, pomagać po cichu. Natomiast przyznam, że do pomagania przydają się kontakty z gwiazdami, jakie nawiązałem pracując w Warszawie. Moja praca różni się od tej w PCK tylko tym, że teraz zamiast zbierać pieniądze do puszki, np. organizuję pomaganie z gwiazdą. Ostatnio wraz z Dorotą Gardias prowadziłem akcję „100 metrów dla Niny”- kruszynki z Torunia. Pomagaliśmy dziewczynce, której wadę serca mogli wyleczyć tylko lekarze we Włoszech. Uzbieraliśmy w jeden tydzień kilkadziesiąt tysięcy złotych. Wszystko za sprawą nagłośnienia akcji przez obecność osób znanych ze szklanego ekranu.
Zastanawiałam się przed wywiadem z Tobą, czy praca w wielkim świecie Cię zepsuła i z każdą minutą tej rozmowy nabieram przekonania, że jesteś dalej tym samym chłopakiem, tylko w innym opakowaniu...
W środku się nie zmieniłem. Powiem szczerze, że czułem się bardziej szczęśliwy, kiedy byłem w Bydgoszczy, w otoczeniu najbliższych.
Bo?
Życie w Warszawie jest szybkie. Żyjesz na innym poziomie, ale ciągle gnasz. Trudno tu o prawdziwych kolegów i koleżanki. Niby ma się mnóstwo znajomych, ale jest tak, że spotykasz kogoś i ta osoba z reguły przy okazji spotkania chce z tobą zrobić jakiś biznes. Może kogoś znasz, coś komuś załatwisz. Ja dam ci to, a ty mnie tamto. Tak to działa również w prywatnych relacjach. A ja żyjąc w Bydgoszczy, pracując 15 lat jako wolontariusz, byłem tak wychowywany przez mamę, tatę, ciocie, panią Elę i Marię z PCK, że warto robić coś bezinteresownie. To mi dawało radość. Nie było istotne, czy ktoś powiedział dziękuję. Potrzebujący rzadko dziękują. Biorą paczkę, buty, odzież i idą. Nigdy nie potrzebowałem tego „dziękuję”, a teraz jestem w świecie, w którym z reguły jest coś za coś i każdy oczekuje podziękowania w jakiejś formie.
Jacy są ci wszyscy celebryci?
Ci, z którymi pracuję lub się przyjaźnię, są zupełnie normalni. Też mają swoje problemy. Bardzo ciężko pracują na swój sukces. To osoby spoza Warszawy, dobrze wychowane przez rodziców, z wartościami, bardzo pracowite. Tylko z takimi pracuję. Podam przykład. W piątek jedna z gwiazd od 10 do 16 prowadziła nagrania w TV, pojechała do domu się przebrać w rzeczy na galę, pojechaliśmy na event pod Warszawą, który trwał 4 godziny. Od razu po gali wsiedliśmy w samochód do Wrocławia, by być na 9 podczas programu na żywo, który trwał 2,5 minuty. Następnie po nagraniu wróciliśmy z Wrocławia do Warszawy. Spaliśmy 3,5-4 h. I gdzie tu miejsce na dzieci, rodzinę, kino, spacer… Celebryta ma inny standard życia za cenę życia prywatnego. Sztuką jest to wszystko połączyć.
Jak to się dzieje, że niektóre gwiazdy tak szybko znikają z firmamentu?
Nieumiejętnie prowadzą swoje kariery. Czasem to osoby, które pogubiły się w życiu. Z telewizji można bardzo szybko zniknąć. Wystarczy jeden nieprzemyślany ruch. Czasem niestety bywa tak, że prawda o danej osobie wychodzi na jaw po jakimś czasie, bo jak długo można grać kogoś innego? I kiedy to się dzieje, ludzie już nie chcą tej osoby widywać na ekranie.
A jednak niektórzy utrzymują się na celebryckiej fali latami…
Po pierwsze, ważne jest, by mieć jakiś konkretny pomysł na siebie, bo celebryci znani z tego, że są znani, to wymierający gatunek. Celebryci, którzy w dzisiejszych czasach mają szansę na długie kariery, to tylko tacy, którzy są w czymś dobrzy. Jeśli dobrze wykonują to, co jest ich pasją, to osiągają sukcesy. Jest to jednak okupione naprawdę ciężką pracą. Bywanie na eventach to też praca. I powiem ci, że odbiorcy bardzo szybko weryfikują te osoby, które są nieautentyczne. Chodzi mi o to, że aby ludzie pokochali daną osobę, to ona musi naprawdę mieć w sobie to coś. Trzeba też uważać na to, co się robi i mówi każdego dnia. Można zostać sfotografowanym pijąc alkohol z plastikowego kubka, mając trzeci raz tę samą kreację, kłócąc się z partnerem, dostając mandat, wyskakując gdzieś w papciach bez makijażu. To bardzo męczące przez cały czas się kontrolować. Masz coś kosztem czegoś innego.
Jaka jest Twoja rola jako menedżera?
Układam grafik, odpowiadam na maile, telefony, wysyłam oferty, selekcjonuję złożone gwieździe propozycje współpracy, negocjuję i pilnuję kontraktów, bywam na eventach, koordynuję sesje zdjęciowe. Staram się, by gwiazdy czuły się ze mną bezpiecznie. Wszystkiego nie zdradzę. Konkurencja nie śpi. Dorota nazwała mnie kiedyś nie agentem tylko aniołem stróżem. To było strasznie miłe.
Niektórzy uważają, że między Wami jest coś więcej. Czytałam w sieci, że jesteś nowym partnerem Doroty Gardias.
To nieprawda. Bywam z Dorotą na eventach tylko zawodowo. Powodem tych domysłów był fakt, że Dorota rozstała się z partnerem, a krótko potem zaproponowała mi współpracę. To były wyimaginowane newsy.
Skończyłeś 30 lat. Czujesz się dojrzałym facetem?
W jakimś sensie tak. Na pewno wiem już, że kasa nie daje szczęścia. Nie jest szczęśliwy ten, kto ma w życiu wszystko, ale ten, kto cieszy się ze wszystkiego, co ma. Mnie pieniądze na razie nie dały nic więcej poza poczuciem niezależności. Pracowałem od małego. Sprzątając u znajomych rodziców, myjąc okna, czy rozdając ulotki na ulicy Gdańskiej. Chyba jak każdy byłem również kelnerem i hostem. Dziś dla mnie najważniejsza jest rodzina, zdrowie, ludzie, którzy mnie otaczają, oraz oczywiście rozwój zawodowy.
Jakie masz dalsze plany?
Daję sobie do pięciu lat, żeby znaleźć drugą połówkę i założyć rodzinę, lecz oczywiście nic na siłę. Na razie postawiłem na życie zawodowe. Moim koleżankom i kolegom z Bydgoszczy rodzą się dzieci, a ja jestem póki co tylko wujkiem z Warszawy, który przywozi prezenty. U mnie wszystko jest zaplanowane. Tak po prostu mam, że muszę mieć plan.
W „Miastach Kobiet” mamy taką tradycję, że pytamy mężczyzn o to, co sądzą o kobietach. Ty pracujesz głównie z kobietami. Odpowiada Ci to?
Uwielbiam pracować z kobietami, choć to większe wyzwanie niż praca z mężczyzną. Wokół mnie zawsze było mnóstwo kobiet - moja mama, babcia, siostry, ciocia i moje dwie drugie mamy z PCK. Podoba mi się to, że kobiety są jednak bardziej wrażliwe, potrzebują poczucia bezpieczeństwa. Spełnianie ich oczekiwań, daje facetowi dużą satysfakcję.
*Patryk Wolski
Bydgoszczanin, absolwent UMK w Toruniu, od 15 lat wolontariusz PCK, pomysłodawca i organizator wielu akcji charytatywnych, w tym kalendarza Dżentelmeni, od 8 lat pracuje w Biurze Reklamy TVN, menedżer Doroty Gardias i Mai Sablewskiej.