Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bywanie to też praca

Z menedżerem gwiazd Patrykiem Wolskim* rozmawia Emilia Iwanciw
Filip Araszkiewicz
Życie w Warszawie jest szybkie. Żyjesz na innym poziomie, ale ciągle gnasz. Niby ma się mnóstwo znajomych, ale większość z nich przy okazji prywatnego spotkania chce z tobą zrobić jakiś biznes.

Zacznę niegrzecznie. Woda sodowa uderzyła Ci już do głowy?
Myślę, że osoby, które mnie znają, potwierdzą, że nie. Nie chwalę się nigdy hotelami, samo­chodami, prestiżowymi miejscami, w jakich bywam. Mam zwykłego volkswagena i wynaj­muję mieszkanie. I staram się, by wokół mnie byli ludzie, którzy sami doszli do tak zwanego sukcesu ciężką pracą. Nie przyjaźnię się z tymi, którzy wszystko, co mają, dostali od kogoś. Większość takich osób cechuje brak pokory i rozsądku. Dlatego wolę ludzi „znikąd”.

Pytam prowokacyjnie, bo pamiętam Cię jako skromnego 21-letniego chłopaka, który organizował pomoc w PCK w Bydgoszczy i prowadził kiosk na osiedlu Leśnym. Teraz jesteś menedżerem gwiazd i robisz karierę w wielkim świecie.
Słowo kariera to zbyt górnolotne określenie. Nie myślę o sobie w ten sposób, ale to fakt, że mam kontakt z gwiazdami. Od 8 lat pracu­ję w biurze reklamy TVN, a od kilku lat jestem oprócz tego menedżerem Mai Sablewskiej i Doroty Gardias.

A wszystko zaczęło się w PCK. To tam wymy­śliłeś wielką charytatywną akcję „Zimą stop bosym stopom” i kalendarz „Dżentelmeni”, który teraz jest znany w całej Polsce. Dzięki niemu kilkanaście tysięcy potrzebujących dzieci w kraju otrzymało buty.
Wpadłem na ten pomysł razem z Elżbietą Marcinkowską z PCK i zaraziłem ideą Oliviera Janiaka. Akcja rozrosła się do monstrualnych rozmiarów. Olivier po drugiej edycji kalenda­rza zapytał, czy chciałbym pracować w TVN. Na początku miał na myśli pracę w fundacji, która byłaby podobna do tego, co robiłem w PCK. Kiedy pojechałem do Warszawy, okazało się jednak, że zaproponowano mi pracę w Biurze Reklamy. Przyjąłem propozycję i pracuję w tym miejscu od 8 lat. Wiem, że wszystko jest możli­we. To, gdzie będziemy w danym miejscu, zale­ży tylko od nas samych.

Jak to się stało, że zostałeś menedżerem Doroty Gardias i Mai Sablewskiej?
Dziewczyny same mi to zaproponowały. Zauwa­żyły, że jestem bardzo zaangażowany w akcje, którymi się zajmuję. Współpracowałem wcze­śniej z gwiazdami, lecz nigdy na wyłączność. Wahałem się, bo nie miałem dużego doświad­czenia w tym temacie. Potraktowałem to jako wyzwanie.

Widziałam Twoje zdjęcia na portalach plot­karskich. Stajesz się rozpoznawalny.
Nigdy nie dążyłem do tego, by być celebry­tą i nigdy nie zamierzam nim być. Większość swojej pracy wykonuję bez udziału kamer i fleszy. Nadal działam w PCK - co roku prowa­dzę koncert „Wyprawka dla żaka” w Bydgosz­czy w „Łuczniczce”, a także gwiazdkę w Hotelu City. Jeżdżę też do Nowego Dworu i bez udziału kamer rozdaję paczki dla dzieci. Jesteś pierw­szą osobą, która poprosiła mnie o wywiad od 8 lat, odkąd wyjechałem z Bydgoszczy, a zrobiłem w tym czasie wiele akcji charytatywnych. Nie byłem jednak nigdy na kanapach w DD TVN ani w innych programach. Wolę być w cieniu, pomagać po cichu. Natomiast przyznam, że do pomagania przydają się kontakty z gwiaz­dami, jakie nawiązałem pracując w Warszawie. Moja praca różni się od tej w PCK tylko tym, że teraz zamiast zbierać pieniądze do puszki, np. organizuję pomaganie z gwiazdą. Ostatnio wraz z Dorotą Gardias prowadziłem akcję „100 metrów dla Niny”- kruszynki z Torunia. Poma­galiśmy dziewczynce, której wadę serca mogli wyleczyć tylko lekarze we Włoszech. Uzbie­raliśmy w jeden tydzień kilkadziesiąt tysięcy złotych. Wszystko za sprawą nagłośnienia akcji przez obecność osób znanych ze szklanego ekranu.

Zastanawiałam się przed wywiadem z Tobą, czy praca w wielkim świecie Cię zepsuła i z każdą minutą tej rozmowy nabieram prze­konania, że jesteś dalej tym samym chłopa­kiem, tylko w innym opakowaniu...
W środku się nie zmieniłem. Powiem szczerze, że czułem się bardziej szczęśliwy, kiedy byłem w Bydgoszczy, w otoczeniu najbliższych.

Bo?
Życie w Warszawie jest szybkie. Żyjesz na innym poziomie, ale ciągle gnasz. Trudno tu o prawdzi­wych kolegów i koleżanki. Niby ma się mnóstwo znajomych, ale jest tak, że spotykasz kogoś i ta osoba z reguły przy okazji spotkania chce z tobą zrobić jakiś biznes. Może kogoś znasz, coś komuś załatwisz. Ja dam ci to, a ty mnie tamto. Tak to działa również w prywatnych relacjach. A ja żyjąc w Bydgoszczy, pracując 15 lat jako wolontariusz, byłem tak wychowywany przez mamę, tatę, ciocie, panią Elę i Marię z PCK, że warto robić coś bezinteresownie. To mi dawa­ło radość. Nie było istotne, czy ktoś powiedział dziękuję. Potrzebujący rzadko dziękują. Biorą paczkę, buty, odzież i idą. Nigdy nie potrzebo­wałem tego „dziękuję”, a teraz jestem w świecie, w którym z reguły jest coś za coś i każdy oczeku­je podziękowania w jakiejś formie.

Jacy są ci wszyscy celebryci?
Ci, z którymi pracuję lub się przyjaźnię, są zupeł­nie normalni. Też mają swoje problemy. Bardzo ciężko pracują na swój sukces. To osoby spoza Warszawy, dobrze wychowane przez rodziców, z wartościami, bardzo pracowite. Tylko z taki­mi pracuję. Podam przykład. W piątek jedna z gwiazd od 10 do 16 prowadziła nagrania w TV, pojechała do domu się przebrać w rzeczy na galę, pojechaliśmy na event pod Warszawą, który trwał 4 godziny. Od razu po gali wsiedliśmy w samochód do Wrocławia, by być na 9 podczas programu na żywo, który trwał 2,5 minuty. Następnie po nagraniu wróciliśmy z Wrocławia do Warszawy. Spaliśmy 3,5-4 h. I gdzie tu miej­sce na dzieci, rodzinę, kino, spacer… Celebryta ma inny standard życia za cenę życia prywatne­go. Sztuką jest to wszystko połączyć.

Jak to się dzieje, że niektóre gwiazdy tak szybko znikają z firmamentu?
Nieumiejętnie prowadzą swoje kariery. Czasem to osoby, które pogubiły się w życiu. Z telewi­zji można bardzo szybko zniknąć. Wystarczy jeden nieprzemyślany ruch. Czasem niestety bywa tak, że prawda o danej osobie wychodzi na jaw po jakimś czasie, bo jak długo można grać kogoś innego? I kiedy to się dzieje, ludzie już nie chcą tej osoby widywać na ekranie.

A jednak niektórzy utrzymują się na cele­bryckiej fali latami…
Po pierwsze, ważne jest, by mieć jakiś konkret­ny pomysł na siebie, bo celebryci znani z tego, że są znani, to wymierający gatunek. Cele­bryci, którzy w dzisiejszych czasach mają szansę na długie kariery, to tylko tacy, którzy są w czymś dobrzy. Jeśli dobrze wykonują to, co jest ich pasją, to osiągają sukcesy. Jest to jednak okupione naprawdę ciężką pracą. Bywanie na eventach to też praca. I powiem ci, że odbior­cy bardzo szybko weryfikują te osoby, które są nieautentyczne. Chodzi mi o to, że aby ludzie pokochali daną osobę, to ona musi naprawdę mieć w sobie to coś. Trzeba też uważać na to, co się robi i mówi każdego dnia. Można zostać sfotografowanym pijąc alkohol z plastikowego kubka, mając trzeci raz tę samą kreację, kłócąc się z partnerem, dostając mandat, wyskakując gdzieś w papciach bez makijażu. To bardzo męczące przez cały czas się kontrolować. Masz coś kosztem czegoś innego.

Jaka jest Twoja rola jako menedżera?
Układam grafik, odpowiadam na maile, telefo­ny, wysyłam oferty, selekcjonuję złożone gwieź­dzie propozycje współpracy, negocjuję i pilnuję kontraktów, bywam na eventach, koordynuję sesje zdjęciowe. Staram się, by gwiazdy czuły się ze mną bezpiecznie. Wszystkiego nie zdra­dzę. Konkurencja nie śpi. Dorota nazwała mnie kiedyś nie agentem tylko aniołem stróżem. To było strasznie miłe.

Niektórzy uważają, że między Wami jest coś więcej. Czytałam w sieci, że jesteś nowym partnerem Doroty Gardias.
To nieprawda. Bywam z Dorotą na eventach tylko zawodowo. Powodem tych domysłów był fakt, że Dorota rozstała się z partnerem, a krótko potem zaproponowała mi współpracę. To były wyimaginowane newsy.

Skończyłeś 30 lat. Czujesz się dojrzałym facetem?
W jakimś sensie tak. Na pewno wiem już, że kasa nie daje szczęścia. Nie jest szczęśliwy ten, kto ma w życiu wszystko, ale ten, kto cieszy się ze wszystkiego, co ma. Mnie pieniądze na razie nie dały nic więcej poza poczuciem niezależności. Pracowałem od małego. Sprzą­tając u znajomych rodziców, myjąc okna, czy rozdając ulotki na ulicy Gdańskiej. Chyba jak każdy byłem również kelnerem i hostem. Dziś dla mnie najważniejsza jest rodzina, zdrowie, ludzie, którzy mnie otaczają, oraz oczywiście rozwój zawodowy.

Jakie masz dalsze plany?
Daję sobie do pięciu lat, żeby znaleźć drugą połówkę i założyć rodzinę, lecz oczywiście nic na siłę. Na razie postawiłem na życie zawodowe. Moim koleżankom i kolegom z Bydgoszczy rodzą się dzieci, a ja jestem póki co tylko wujkiem z Warszawy, który przywozi prezenty. U mnie wszystko jest zaplanowane. Tak po prostu mam, że muszę mieć plan.

W „Miastach Kobiet” mamy taką tradycję, że pytamy mężczyzn o to, co sądzą o kobietach. Ty pracujesz głównie z kobietami. Odpowia­da Ci to?
Uwielbiam pracować z kobietami, choć to więk­sze wyzwanie niż praca z mężczyzną. Wokół mnie zawsze było mnóstwo kobiet - moja mama, babcia, siostry, ciocia i moje dwie drugie mamy z PCK. Podoba mi się to, że kobiety są jednak bardziej wrażliwe, potrzebują poczu­cia bezpieczeństwa. Spełnianie ich oczekiwań, daje facetowi dużą satysfakcję.

*Patryk Wolski

Bydgoszczanin, absolwent UMK w Toruniu, od 15 lat wolontariusz PCK, pomysłodawca i organizator wielu akcji charytatywnych, w tym kalendarza Dżentelmeni, od 8 lat pracuje w Biurze Reklamy TVN, menedżer Doroty Gardias i Mai Sablewskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!