<!** Image 3 align=none alt="Image 218727" sub="Cztery lata temu dr Przemysław Paciorek z dumą prezentował makietę nowej siedziby Kliniki Medycyny Ratunkowej. - Przeniesiemy ją tam w III kwartale tego roku - zapewnia dyrektor Kozera.">
**Plany były piękne. Oddział ratunkowy w Szpitalu Uniwersyteckim nr 1 miał się przenieść do nowego budynku na froncie lecznicy, a tam mieli czekać znakomici lekarze specjaliści i supernowoczesna aparatura.
*Cel marzeń, czyli powstanie w „Juraszu” jedynego w województwie prestiżowego Centrum Urazowego, był już bliski spełnienia, bo tworzony od 12 lat zespół specjalistów ratunkowych nie bał się nowych wyzwań, zaś szpital wydał 12 mln zł unijnych i ministerialnych środków na modernizację i doposażenie obiektów. <!\* reklama>
W czerwcu te marzenia pękły niczym bańka mydlana, bo z Kliniki Medycyny Ratunkowej...
odeszli prawie wszyscy pracownicy
z jej szefem i zarazem konsultantem wojewódzkim do spraw ratownictwa medycznego dr. Przemysławem Paciorkiem na czele. Powodem było niespodziewane zwolnienie części personelu i drastyczne uszczuplenie płac lekarzy. W lipcu dyrektor szpitala ustami swego rzecznika przekonywał, że zarobki lekarzy w Klinice Medycyny Ratunkowej należały do najwyższych w Polsce, a do pracy na ich miejsce już ustawiają się kolejki chętnych.
Jest sierpień, a specjalistów medycyny ratunkowej w KMR jakoś nie widać, choć konkursy ofertowe miały być rozstrzygnięte do końca lipca. Pewnie zabrakło chętnych, skoro w Internecie znajdujemy świeże ogłoszenia, że szpital poszukuje: specjalistów chorób wewnętrznych, ortopedów, traumatologów i anestezjologów do pracy w KMR, proponując ich zatrudnienie na 3 lata.
- Pewnie dyrektor Kozera już wie, że na niższe stawki, niż nam dawał, czyli 60 - 70 zł za godzinę dyżuru w klinice ratunkowej, nie znajdzie chętnych. Słyszeliśmy, że już proponował lekarzom 80 zł za godzinę - konstatują byli pracownicy i nie czują z tego powodu satysfakcji, bo... - To przykre, że rozwalono dobry zespół, który przyjmował 45 tys. pacjentów rocznie - mówią z żalem.
O tym, że w Klinice Medycyny Ratunkowej nie jest dobrze, świadczy ten...
list ze szpitala
„(&) Zdarzenia ostatnich kliku miesięcy unicestwiły dobrze funkcjonujący oddział. Dyrektor przy pomocy traktującej ludzi z dużą arogancją menedżer pani B. najpierw prześladował i inwigilował interdyscyplinarny zespół pracowników KMR, a kolejnym krokiem było wręczenie wypowiedzeń kilku ratownikom i pielęgniarkom kontraktowym podczas pełnienia dyżurów, przy pacjentach, w święto Bożego Ciała!
Te zdarzenia niosły za sobą: strach i gorycz - trudno w tych warunkach dobrze pracować, ratując zagrożone ludzkie życie. Kolejnym etapem niszczycielskiej działalności zarządu szpitala w stosunku do KMR było wręczenie lekarzom aneksów do umów, znacząco zmniejszających ich uposażenia. To spowodowało solidarne złożenie wypowiedzeń przez cały zespół lekarski. Oczywiście pani rzecznik powtarzała opinii publicznej jak mantrę, że „nie ma zagrożenia dla pacjentów”, bo buntowników „zastąpią lekarze z innych oddziałów, a „kontrakty KMR były jednymi z najwyższych w Polsce”. Tymczasem my najlepiej wiemy, że nie jest tak dobrze, jak się to przedstawia. Dyżury mają, często z przymusu lub strachu, przypadkowi lekarze z innych klinik, a jednoosobowy dyżur pełni kilku lekarzy. Do interwencji wzywani są specjaliści z klinik, np. anestezjolodzy, by pacjenta zaintubować, bo dyżurny internista tego zabiegu nie wykona.
Wcześniej to lekarze „ratunkowi” świadczyli kompleksową usługę medyczną dla pacjenta wymagającego zabiegów ratujących życie. Obecny...
chaos tworzy koszty
i znacząco wydłuża czas pobytu pacjenta w KMR (&)”.
Jarosław Kozera, dyrektor szpitala im. Jurasza, nie zgadza się z zawartymi w liście do redakcji zarzutami:
- Lekarze świadczący usługi w KMR są specjalistami w swojej dziedzinie i pacjenci mogą się czuć bezpieczni. Nie odnotowaliśmy też żadnego chaosu w klinice, a po odejściu lekarzy nie wydłużył się czas oczekiwania pacjenta na pomoc - zapewnia.
Jest już nowy ordynator kliniki: internista dr Ahmad El-Essa, jest oddziałowa, ale... - Bez lekarzy specjalistów nie ma szkolenia studentów, a przecież zajęcia z medycyny ratunkowej są na każdym kierunku CM UMK - dzieli się obawami konsultant wojewódzki ds. medycyny ratunkowej dr Przemysław Paciorek. - Jestem zaniepokojony tym, że szpital stracił akredytację, czyli zdolność do szkolenia rezydentów i lekarzy specjalizujących się w kierunku medycyny ratunkowej.
Mogliśmy przeszkolić osiemnaście osób na koszt ministerstwa, a teraz „Jurasz” zerwał umowę i będzie musiał zwrócić pieniądze. Szpital może też stracić status Centrum Urazowego, bo nie spełnia warunków i trzeba będzie oddać ok. 12 mln zł dotacji unijnych oraz ministerialnych przyznanych na jego modernizację i doposażenie. Zagrożony jest też ogromny kontrakt, jaki klinika zawarła z NFZ (20 tys. zł ryczałtu dziennie) - ostrzega dr Paciorek
- Nasza umowa na szkolenie lekarzy rezydentów, finansowana z funduszu pracy, nie została zerwana, choć z przykrością stwierdzam, że chętnych na specjalizację z medycyny ratunkowej jest z roku na rok mniej. W 2007 r. było ich pięciu, a ostatnio - dwóch. Obawy o utratę Centrum Urazowego są nieuzasadnione, bo ten projekt realizowany jest zgodnie z umową i w żaden sposób nie jest związany z nowo uruchamianą inwestycją - przekonuje dyrektor Kozera.