Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bydgoszcz jaką pamiętam. Obraz miasta sprzed pół wieku

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Duże miasto pełne budów i inwestycji, ale jednocześnie parków i ogrodów z unikalnymi śluzami na kanale i Wenecją Bydgoską na czele; tłum na ciasnych ulicach w centrum i kolejki na przystankach autobusowych – taką Bydgoszcz zapamiętałem sprzed pół wieku.

Nie jestem rodowitym bydgoszczaninem. Pojawiłem się w mieście równo pół wieku temu jako jeden z dziesiątków tysięcy młodych ludzi, którzy trafili tutaj wraz z rodzicami w poszukiwaniu lepszej pracy i lepszego życia. Bydgoszcz, wówczas już ponad 300-tysięczna, stale rozwijająca się metropolia, robiła ogromne wrażenie jako miasto rozbudowujące się w wielu kierunkach, gdzie nowe, prawie futurystyczne inwestycje zapierały dech w piersiach, podobnie jak widok natężonego ruchu ulicznego. Miałem tę przewagę nad miejscowymi, że mogłem spojrzeć na miasto w miarę obiektywnie, porównywać je do innych podobnych ośrodków bez żadnych sentymentów. Tamte pierwsze wrażenia przez kolejne lata wplatałem w kontekst historii Bydgoszczy i zdarzenia związane z dalszym jej rozwojem, będąc jego pilnym świadkiem i kronikarzem. Nowe powoli w świadomości zaczęło wypierać stare, obrazy nakładały się na siebie. Dlatego dziś postanowiłem cofnąć się w czasie i przywołać obraz Bydgoszczy sprzed pół wieku – taki, jaki z tamtego okresu zapamiętałem i jaki pozostał mi pod powiekami.

Zobacz ogłoszenia z bydgoskich gazet sprzed 100 lat!:

Nie do wiary - te ogłoszenia mają ponad 100 lat i pochodzą z archiwalnych wydań "Gazety Bydgoskiej" z końca XIX wieku. Zobaczcie unikalne zdjęcia ogłoszeń z gazet publikowanych w 1899 roku! zdjęcia ogłoszeń >>>

Ogłoszenia z bydgoskich gazet sprzed ponad 100 lat! Zobaczci...

Dwie legendy

Przed przyjazdem do Bydgoszczy na stałe wiedziałem już o mieście bardzo dużo – choćby z prasy, wcześniejszych okazjonalnych wizyt czy opowiadań krewnych i znajomych. Znałem legendę o najbardziej zielonym mieście w Polsce w międzywojniu i drugą – bardziej współczesną - o dynamicznym rozrastającym się ośrodku przemysłowym, w którym władzę sprawuje nowa, świadoma klasa robotnicza, w którym kwitnie w pełni nowoczesność i dobrobyt i która rozwija się ku chwale socjalizmu. Ta pierwsza legenda potwierdziła się, co do drugiej można było mieć wątpliwości, patrząc na brakoróbstwo na budowach, standard oddawanych bloków i kolejki do sklepów, zwłaszcza mięsnych.

Kolorowe powitanie

Przyznać trzeba, że samo miasto robiło duże wrażenie. Nie sposób było nie zauważyć dużego neonu na przydworcowym bloku „Witamy w Bydgoszczy” i licznych kolorowych świetlówek – szyldów sklepowych rozjaśniających wieczorne ciemności – wtedy wciąż jeszcze była to nowość w polskich realiach. Pełna sklepów ulica Dworcowa też robiła wrażenie, choć w oczy rzucała się miejska ciasnota. Tłumy ludzi, zwłaszcza po południu, na wąskich w sumie chodnikach i jezdnia z tramwajami sprawiała, że wędrówka tą ulicą nie należała do przyjemności. Przejście odcinka sąsiadującego z Gdańską (wtedy były to Aleje 1 Maja) było szczególnie trudne, bowiem po obu stronach na chodnikach stali ludzie oczekujący na tramwaj. Jeszcze w tym samym roku z tego powodu przebudowano narożny dom Pomorskiej i Dworcowej, wybito na parterze arkady, dzięki czemu można było w miarę normalnie przejść.

Pełna sklepów ulica Dworcowa też robiła wrażenie, choć w oczy rzucała się miejska ciasnota. Tłumy ludzi, zwłaszcza po południu, na wąskich w sumie chodnikach i jezdnia z tramwajami sprawiała, że wędrówka tą ulicą nie należała do przyjemności.

Jeszcze trudniejsze były popołudniowe wędrówki ulicą Długą, pełną drobnych spółdzielczych i prywatnych sklepików oraz punktów usługowych, które były znakiem rozpoznawczym tej ulicy, podobnie jak sąsiednich Podwale i Magdzińskiego. Na Długiej właśnie kończyły swoją służbę tramwaje, ale w dalszym ciągu jeździły nią autobusy kilku linii, co sprawiało wrażenie wiecznego zatłoczenia jezdni i ciasnoty wywoływanej przez ludzi oblegających wszystkie niemal sklepy. Mieszkańcy nie mieli jednak innego wyjścia, bo na osiedlach, gdzie mieszkali, sklepów i zakładów usługowych było jak na przysłowiowe lekarstwo.

Grzecznie w kolejce

I właśnie przystanki autobusowe w Bydgoszczy robiły szczególne wrażenie, jako że przyszli pasażerowie ustawiali się na nich karnie w kolejki, a z chwilą podjazdu autobusu (były to zarówno jelcze – ogórki, jak i stare sany) wsiadali tylnymi drzwiami w jak najlepszym porządku, po kolei, bez przepychania. Kiedy robiło się w środku pełno, ci, dla których miejsca zabrakło, pokornie odstępowali od drzwi i czekali na następny pojazd. Przednimi drzwiami pasażerowie wysiadali, a na wejście nimi pozwalali sobie jedynie inwalidzi. Takiego zjawiska nie widziałem już nigdy i nigdzie więcej w Polsce. Kolejki bydgoskie załamały się dopiero w połowie lat 70, kiedy pojawiły się berliety z trzema parami drzwi.

Przeszłość i nowoczesność

Na Starym Rynku, który robił wrażenie raczej centrum prowincjonalnego miasteczka, pojawiły się wówczas dwa nowe obiekty: pomnik Walki i Męczeństwa oraz… bar „Kaskada”. Jedno i drugie budziło naturalne zainteresowanie. Pomnik był symbolem bardzo żywej jeszcze wówczas wśród mieszkańców opowieści o niemieckiej dywersji, o czym przy każdej okazji mówili starsi bydgoszczanie, wspominając ślad krwawej dłoni na murze zniszczonego kościoła. „Kaskada” miała z kolei być symbolem nowoczesności miasta. Przyznać trzeba, że robiła duże wrażenie swoimi wielkimi salami, sporym ruchem niemal o każdej porze, dźwięczącymi sztućcami i nęcącymi zapachami. Dopiero po latach, kiedy się budynek opatrzył, kiedy w mieście pojawiły się kolejne obiekty, zacząłem odczuwać jego obcość w tym miejscu i nijakość bryły.

Powiew świata

Podobne wrażenie jak „Kaskada” robił gmach Biura Wystaw Artystycznych, oddany do użytku dokładnie pół wieku temu na uboczu, na skraju placu Wolności. Betonowy klocek ozdobiony szklanymi wstawkami i barwnymi płytkami zwiastował budownictwo nowej epoki, już nie tylko charakteryzującej się maksymalną prostotą lat 60., ale odważniejszymi kształtami i elementami dekoracyjnymi. W nurt tego budownictwa wpisywał się też ukończony w tym samym roku „nowoczesny wieżowiec” Prezydium Wojewódzkiej i Miejskiej Rady Narodowej przy ul. Konarskiego, dziś budynek starostwa, a także wzniesiony przy ówczesnym skrzyżowaniu ulic Jagiellońskiej i 3 Maja imponujący gmach przedsiębiorstwa „Pomorze”.

Rozpoczęła się w tym miejscu budowa ronda XXX-lecia PRL z podziemnymi przejściami, które miały być wyłożone lustrami i barwną mozaiką. Powiało w Bydgoszczy prawdziwie wielkim światem…

Niebawem rozpoczęła się w tym miejscu budowa ronda XXX-lecia PRL z podziemnymi przejściami, które miały być wyłożone lustrami i barwną mozaiką. Powiało w Bydgoszczy prawdziwie wielkim światem… Przy okazji mieszkańcy szeptali, że wykopy pod przejścia są prowadzone w celu… odnalezienia świadectwa maturalnego ówczesnego I sekretarza KW PZPR Józefa Majchrzaka.

Rozmach

Rozmach inwestycyjny w mieście w tym czasie na każdym musiał robić wielkie wrażenie. Nowością lśnił dworzec PKP Bydgoszcz Leśna, kończyła się budowa ogromnego osiedla Błonie, trwała rozbudowa Kapuścisk, przymierzano się do wznoszenia Wyżyn, rozpoczynano zabudowę wzdłuż początku ulicy Grunwaldzkiej po wschodniej stronie. Na placach budów dominowały wydeptane pomiędzy chwastami ścieżki. W suche dni niemiłosiernie zawiewało piachem, a po deszczu tworzyło się błoto. Do użytku oddano właśnie wiadukt nad torami kolejowymi do Inowrocławia, gdzie wcześniej na przejeździe dochodziło często do tragicznych w skutkach wypadków. Symbolem nowoczesności było rozstanie się z tzw. ciuchcią, czyli kolejką wąskotorową do Koronowa, bardzo popularną, szczególnie latem wśród bydgoszczan. Tysiące mieszkańców przyszły zobaczyć jej ostatni kurs. Kolejkę miały odtąd zastąpić autobusy.

Stare, czarno-białe fotografie wspaniale pokazują, jak na przestrzeni lat zmieniło się nasze miasto. Niektórych budynków niestety nie ma już na mapie Bydgoszczy, ale fotografie wspaniale oddają ich klimat. Zobacz, jak prezentuje się Bydgoszcz na przedwojennych zdjęciach >>

Bydgoszcz na archiwalnych zdjęciach [archiwalne zdjęcia]

Dominacja przemysłu

Bydgoszcz jawiła się wówczas jako rzeczywiście wielki ośrodek przemysłowy. Owe wspomniane poprzednio kolejki do autobusów szczególnie długie były w godzinach porannych i popołudniowych, w porach szczytu komunikacyjnego. Autobusy i tramwaje były wówczas przepełnione do granic możliwości. Był to efekt konieczności przemieszczenia się kilkudziesięciu, jeśli nie ponad stu tysięcy mieszkańców miasta do pracy i z powrotem.

Łazienka, toaleta, kaloryfery – to były rzeczy, które traktowano wówczas jak mieszkaniowy luksus.

W miejscowych gigantach pracowały wówczas wszak tysiące ludzi – w Zachemie około 8 tysięcy, w ZNTK i Romecie – po 5, po kilka tysięcy w Makrum, Befanie, Kobrze, Eltrze, Fotonie, Belmie, Telfie, Modusie, po kilkuset w dziesiątkach drobniejszych przedsiębiorstw. Nie wszyscy mieszkali w Bydgoszczy, wielu dojeżdżało, cierpliwie oczekując latami w kolejkach po klucze do upragnionych swoich M-… na nowych osiedlach w mieście. Łazienka, toaleta, kaloryfery – to były rzeczy, które traktowano wówczas jak mieszkaniowy luksus.

Pożegnanie z kanałem

Kontrast dla tej wielkomiejskości i nieustannego ruchu stanowiły tereny zielone, a szczególnie Kanał Bydgoski wraz z otoczeniem i Wyspa Młyńska. Stare śluzy i uporządkowany ciąg wodny wyglądały ciekawie, wręcz fascynująco. Niestety, żywot Starego Kanału właśnie dobiegał końca. Trwało jego zasypywanie na odcinku od wlotu do Brdy do IV śluzy przy ul. Wrocławskiej, przymierzano się jednocześnie do budowy gigantycznego jak na ówczesne warunki ronda Grunwaldzkiego, rozbierano kamienny most Władysława IV. Starsi bydgoszczanie, obsiadający z wędkami w rękach brzegi Brdy, mieli często łzy w oczach patrząc, jak kanał stopniowo znikał, a okolice popularnego „mechanika” zmieniały się nie do poznania.

Niezapomniana Wenecja

Dziwne wrażenie robił z kolei wielki teren zielony położony pomiędzy ulicą Czerwonej Armii (dziś Focha) i zakolem Brdy. Co chwilę rozbijały tam namioty albo cyrki albo „rumle” - jak bydgoszczanie nazywali wesołe miasteczka. Potem wydzielono tam plac pod giełdę samochodową. Po drugiej stronie Brdy znajdowały się dzikie chaszcze, przed chodzeniem tam mnie przestrzegano z racji grożących rzekomo niebezpieczeństw. Uwielbiałem jednak schodzić na Wyspę Młyńską ciasnymi przejściami między domami bezpośrednio z wielkomiejskich ulic Długiej lub Św. Trójcy. Kilkadziesiąt metrów w dół i już można było podziwiać unikalny widok Wenecji Bydgoskiej. Domy wyrastały bezpośrednio z wody, były zamieszkałe, w oknach często wisiało pranie. Niektórzy lokatorzy mieli przycumowane do okien łodzie i wsiadali do nich, by dokądś popłynąć, inni potrafili wędkować… bezpośrednio z pokoju, popijając przy tym herbatkę.

Domy wyrastały bezpośrednio z wody, były zamieszkałe, w oknach często wisiało pranie. Niektórzy lokatorzy mieli przycumowane do okien łodzie i wsiadali do nich, by dokądś popłynąć.

Szczególnie zainteresowanie budził galeriowiec znajdujący się po drugiej stronie mostu łączącego wyspę ze Starym Rynkiem. Tam widać było codzienne życie mieszkańców, którzy wysiadywali na „galeriach”, wpatrywali się w przestrzeń, jedli i rozmawiali. Na samej wyspie dominowały chaszcze i stare, zrujnowane spichrze, więc raczej nie budziła ona zainteresowania. Dopiero po latach doceniłem ten zakątek Bydgoszczy, zwłaszcza wtedy, gdy najbardziej bydgoski z bydgoskich pisarzy, Jerzy Sulima-Kamiński, w trakcie wspólnego spaceru po wyspie nazwał ją „miejscem, gdzie mieszka duch Bydgoszczy”. I nigdy nie przestałem odczuwać żalu, że świat dawnej, trochę tajemniczej i egzotycznej Wenecji Bydgoskiej odszedł tak jakoś dziwnie, po cichu, w przeszłość…

Na Rybim Rynku

„Znakiem firmowym” ówczesnej Bydgoszczy, szczególnie robiącym wrażenie na przybyszu, był wielki ruch barek, łodzi i stateczków na Brdzie i Nowym Kanale. Mogłem się im przyglądać z któregoś z mostów długimi godzinami. Ciekawość budziło też kotwicowiska dla barek za mostem Bernardyńskim i przy śluzie miejskiej, gdzie jesienią ustawiały się szeregiem i wyczekiwały na wiosnę. Na Rybim Rynku przyglądałem się tłumom oczekującym na przybicie „Ondyny”, która zawsze w ciepłe miesiące cieszyła się ogromnym powodzeniem oraz starszym bydgoszczanom, którzy swoim dzieciom pokazywali, gdzie stały dwa spalone dekadę wcześniej efektowne spichrze.

W niektóre dni, przy odpowiednich wiatrach, do miasta zalatywał też obrzydliwy smród, przed którym nie dawało się obronić, nawet zamykając okna. To był zapach surówki papierniczej ze świeckiej Celulozy.

Zapamiętałem również hałas powodowany przez wielki ruch na bydgoskim lotnisku, skąd startowały zarówno samoloty cywilne do Warszawy, jak i – znacznie częściej – wojskowe. W niektóre dni, przy odpowiednich wiatrach, do miasta zalatywał też obrzydliwy smród, przed którym nie dawało się obronić, nawet zamykając okna. To był zapach surówki papierniczej ze świeckiej Celulozy. Zapamiętałem również sporą liczbę kin, tak w centrum, jak i na wszystkich niemal osiedlach, nowe lub dopiero budujące się szkoły, a także liczne neogotyckie, poewangelickie kościoły, które wymownie świadczyły o przeszłości miasta, o czym mieszkańcy z kolei niechętnie wspominali.

Syfony i syfoniarnie

Z miesięcy letnich spędzonych pół wieku temu w Bydgoszczy zapamiętałem nowość - sok marchwiowy wyciskany na miejscu, przy kliencie, w warzywniaku na początku ul. Dworcowej, po który zawsze ustawiała się kolejka, niesamowicie smaczne lody „z placu Piastowskiego”,saturatory na każdym rogu ulicy w centrum i osiedlowe tzw. syfoniarnie, czyli punkty, gdzie napełniano specjalne butle gazowaną wodą, które były bardzo popularne z uwagi na permanentny brak w sklepach napojów gazowanych. Utkwiły mi również w pamięci lokalne stroje przechodniów – prawie wszyscy mężczyźni nosili kołnierzyki koszul typu non-iron wyłożone na marynarki w kolorach khaki lub safari, podobne też zakładali spodnie. U pań dominowały kolorowe suknie i białe torebki przewieszone obowiązkowo w zgięciu łokcia.

Utkwiły mi również w pamięci lokalne stroje przechodniów – prawie wszyscy mężczyźni nosili kołnierzyki koszul typu non-iron wyłożone na marynarki w kolorach khaki lub safari, podobne też zakładali spodnie.

W czasie wakacji można było korzystać z kąpieliska w Smukale, „bajorka” w Trzcińcu, jeździć rowerem do Piecek, pociągiem do Chmielnik lub zieloną linią autobusową z placu Kościeleckich do Borówna. Inna ewentualność to basen kąpielowy przy Nakielskiej, zatłoczony do granic możliwości, analogicznie jak basen kryty „Astorii” zimą. Tak, w Bydgoszczy nie sposób było się wówczas nudzić i nie sposób było nie polubić tego miasta i jego mieszkańców, którzy stanowili unikalną społeczność naprawdę unikalnego miasta.

Taką Bydgoszcz podziwiać można tylko na starych widokówkach. Prezentujemy kartki pocztowe z końca ubiegłego wieku oraz te troszkę młodsze, kolportowane do 1945 roku. Zobaczcie, jak kiedyś wyglądała Bydgoszcz...Zobaczcie stare pocztówki z Bydgoszczy >>>

Dawna Bydgoszcz na starych widokówkach! [zdjęcia, ryciny, pocztówki]

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera