<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/bobbe_slawomir.jpg" >- Można w przyszłości o tym pomyśleć - odpowiedziała urzędniczka bydgoskiego ratusza na sugestie naszej dziennikarki, co można było pokazać, a nie pokazało się na berlińskich Międzynarodowych Targach Turystyki. Koncepcji mieliśmy w redakcji wiele, od sztampowych i oczywistych, jak pokazanie mistrza Twardowskiego, Łuczniczki czy stającego się powoli symbolem miasta Przechodzącego przez rzekę, aż po bardziej zwariowane promocyjne pomysły.
Zrobiliśmy to w pięć minut, w dodatku nikt nam za to nie płacił. Ratuszowym specom od wizerunku płaci się ciężkie pieniądze właśnie za to, żeby zastanawiali się nad kreowaniem wizerunku Bydgoszczy dłużej niż pięć minut. Promocja to kreatywność, wizjonerstwo, element pozytywnego szaleństwa. Miast tego, z ratuszowej „promocji” wieje administracyjną stęchlizną i umysłowym zatwardzeniem.
Po cichu zaczynam podejrzewać jednak, że taka strategia pseudopromocji ma jakiś głębszy sens, nam, dziennikarzom, niedostępny. Bo wiadomo, nieważne, jak o nas mówią, dobrze czy źle, ważne, żeby mówili - głosi maksyma gwiazd. Może, jeśli będą mówili o nas źle, nie będzie dochodziło do takich sytuacji jak podczas zeszłorocznego koncertu Dody, która zagrzewała publikę do zabawy hasłem - cały Bydgoszcz tańczy!
Co gorsza, Bydgoszcz (sic!) nie wystartował też w tegorocznej edycji Festiwalu Promocji Miast i Regionów - dowiedzieliśmy się nie bez zdziwienia (nazwą naszego miasta, nie brakiem udziału) u organizatora imprezy. Nie wzięliśmy, bo nie mieliśmy żadnego pomysłu, który chociaż teoretycznie mógł zaciekawić jury i zdobyć nagrodę - darmową promocję na billboardach w całej Polsce. Taki Włocławek udział wziął, teraz lansuje swoje atrakcje we wszystkich dużych miastach, od Gdańska po Zakopane.