Jako że to „Kronika bydgoska”, wrzucone do niej rodzynki będą z miejscowej uprawy. Zacznijmy od najbardziej absurdalnego tłumaczenia roku.
Kładka o melodyjnej nazwie Esperanto jest architektonicznym drobiazgiem i nie odgrywa większej roli w miejskiej komunikacji. Piechurom, biegaczom i rowerzystom ułatwia jednak życie. Sprawia, że z uroku otoczenia Brdy (nie napisze bulwarów, bo ich remont akurat urwał się z powodu dziury w kieszeni miasta) po obu stronach rzeki można korzystać bez zapuszczania się na most Pomorski. Most, na którym króluje zgiełk i smród z rur wydechowych.
Niestety, kładka Esperanto też jest od jakiegoś czasu w remoncie i nie będzie można liczyć na nią aż do końca stycznia. Jaki jest powód opóźnienia? „Większość prac została już wykonana. W związku jednak z ograniczeniami Wód Polskich co do zachowania żeglowności pod obiektem, prace mogły być prowadzone tylko na części obiektu” - wyjaśnia Zarząd Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej. Po czym uzupełnia: „Dodatkowo też listopadowe opady śniegu uniemożliwiły prowadzenie części robót uzależnionych od pogody”.
Bardzom ciekaw, jaka to żegluga odbywa się na Brdzie pomiędzy mostami Bernardyńskim i Pomorskim (zwłaszcza późną jesienią), która uniemożliwiła remont kładki Esperanto. Widać mam pecha albo bielmo na oczach, że nie widzę sznura barek sunących Brdą na szlaku pomiędzy Wisłą i Kanałem Bydgoskim, a jedynie od czasu do czasu kilka kajaków lub łodzi treningowych z młodziakami, poganianymi przez trenera rozpartego w motorówce.
A jak to z atakiem zimy w listopadzie było? Otóż do połowy tego miesiąca rzeczywiście mieliśmy do czynienia z anomalią pogodową. Tylko... w drugą stronę. W tym okresie słupek rtęci w termometrze codziennie wspinał się ponad poziom dziesiątej kreski, a bywały dni, gdy zbliżał się do dwudziestej. Potem rzeczywiście się ochłodziło i dwa razy spadł śnieg, lecz generalnie zimą lekko zapachniało łącznie może przez tydzień listopada. Średnia temperatura w tym miesiącu w Polsce to około 4 stopni Celsjusza. W tym roku mieliśmy zatem wyjątkowo ciepły listopad. Jednak dla tych, którzy narażali życie, remontując kładkę, aura okazała się i tak zbyt surowa.
Co natomiast uznaję za największy inwestycyjny bubel mijającego roku, a właściwie dwulecia, biorąc pod uwagę jedynie to, co widzimy na drogach? To ulice Reja i Skargi, które od ponad dwóch lat służyć mogłyby za plener filmu o powstaniu warszawskim.
W tym wypadku jednak to nie Niemcy zamienili nam fragment centrum dużego polskiego miasta w pole bitwy, lecz konsorcjum z polską firmą IDS-BUD na czele, notabene z siedzibą w Warszawie, z którym potężną umowę podpisały Miejskie Wodociągi i Kanalizacja w Bydgoszczy.
IDS-BUD SA jest obecnie w stanie upadłości. Kontrakt z bydgoskimi MWiK był jednym z wielu, z którego bankrut nie wywiązał się i już nie wywiąże. Nie wiem, ile z biznesowego trupa uda się wycisnąć w sądach. Wciąż nie wiadomo też, kto dokończy rozgrzebaną przez IDS-BUD robotę w Bydgoszczy.
Nieczynne przez wiele miesięcy skrzyżowanie ulic Skargi i Reja (miała pod nim powstać kanalizacja deszczowa), a ostatnio sama Reja, to kropla w morzu kłopotów wodociągowców znad Brdy. Wobec braku perspektywy szybkiego ich rozwiązania wydawałoby się nic prostszego, jak zlikwidować na razie ten martwy plac budowy i udostępnić go kierowcom i przechodniom. Reja to w końcu niewielka uliczka, niefortunnie tylko, że w samym środku miasta. Może ratusz razem z MWiK przyjmą uporządkowanie tego miejsca jako postanowienie noworoczne?
