Amant w różu to bez wątpienia Hamlet, na co wskazuje trzymana przez mężczyznę ludzka czaszka, lecz o wielkości czaszki słonia. Nie róż i nie gabaryty czaszki stały się jednak powodem burzy wokół plakatu, tylko to, że powstał z wykorzystaniem sztucznej inteligencji. W artykule publikowanym w portalu Onet nad autorką plakatu solidarnie znęcają się dyletanci i fachowcy, reprezentowani przez plakatowego guru Andrzeja Pągowskiego.

Patrzę i ja na to dzieło. Patrzę i… też nie padam na kolana. Uważam jednak, że z przekonaniem na ten temat będę mógł się wypowiadać dopiero po obejrzeniu spektaklu. Plakaty zapowiadające wydarzenia kulturalne, nawet jeśli osiągają poziom dzieła o wybitnych walorach artystycznych, są bowiem gatunkiem sztuki użytkowej. W związku z tym muszą pozostawać w związku z wydarzeniem, którego dotyczą i powinny informować o nim oraz do udziału w tym wydarzeniu zachęcać. A zachętę może także stanowić prowokacja artystyczna, z którą tu mamy do czynienia. Prowokacja skuteczna – jak można sądzić po artykule w znanym portalu informacyjnym.
Ważniejszym pytaniem, które ciśnie się na usta w związku z plakatem „Hamleta”, jest zastosowanie sztucznej inteligencji w sztuce. I tu zgadzam się z linią obrony zaprezentowaną w Internecie przez Natalię Mleczak. Fotografia, a także wideo czy przedmioty codziennego użytku, wykorzystywane w plastycznych instalacjach, również kiedyś uchodziły za „niegodne” zainteresowania prawdziwego artysty. Tak też pewnie będzie ze sztuczną inteligencją. Nie będzie ważne to, czy artysta ją wykorzysta, tylko jak wykorzysta i ile dołoży od siebie.
