Książkę połyka się, bo została napisana piękną polszczyzną, a podziw musi budzić także umiejętność zajmującego i często zaskakującego budowania opowiastek na różne lokalne tematy. Ale to nie wszystkie zalety „Kieszonkowej metropolii”. Mój podziw dla autora szczególnie wzbudziła odwaga podejmowania trudnych, niewygodnych tematów z niedawnej historii. Otóż spory rozdział w książce Tabaczyńskiego dotyczy antysemityzmu w bydgoskiej prasie międzywojennej. Autor z pewnym zażenowaniem odkrywa w nim, że poletko to nie zostało do tej pory porządnie zbadane, mimo że Bydgoszcz doczekała się licznej grupy historyków regionalistów, a także dziennikarzy o historycznych zainteresowaniach.
Ofiara i prześladowca zginą razem
Nie jest rzecz jasna tak, że o przedwojennym dziennikarskim antysemityzmie w ogóle nie pisano. Owszem, pisano, ale dość lakonicznie. Dla przykładu, w jedynej bodaj antologii bydgoskiej prasy - „Bydgoska prasa lokalna i regionalna w latach 1808-2021” Marka K. Jeleniewskiego (Tabaczyński się do tej książki nie odwołuje) - w artykule hasłowym poświęconym największej przedwojennej gazecie w mieście: „Dziennikowi Bydgoskiemu” antysemityzmowi na jego łamach poświęcono cztery akapity na mniej więcej 17 stron poświęconych temu wydawnictwu. Dużo to czy mało? Odpowiedzmy sobie sami. Nie ma też w monografii Jeleniewskiego choćby artykuliku poświęconego „Szabes-Kurjerowi” - wydawanemu przez wiele lat nad Brdą pisemku, którego głównym celem było szczucie Polaków na Żydów i wskazywanie palcem tych rodaków, którzy z Żydami pachtują, goszczą ich lub wynajmują im mieszkania.
Rozdział o „Szabes-Kurjerze” u Tabaczyńskiego kończy piękna, choć tragiczna paralela. Wydawca antysemickiej gazety - Michał Kulik, postać również przemilczana we wszystkich opracowaniach dotyczących bydgoskich czy regionalnych dziennikarzy - i jeden z obiektów jego wielokrotnych ataków, żydowski handlarz wełną, zginą w tym samym, 1942 roku, zakatowani przez Niemców.
Ofiary w roli katów
A skoro o katach i ich ofiarach mowa, autor „Kieszonkowej metropolii” miał też odwagę ująć się w najdłuższym w książce eseju za Niemcami zamordowanymi w Bydgoszczy i okolicach zaraz po drugiej wojnie. Dokładniej mówiąc, chodzi o funkcjonujący kilka lat obóz w Potulicach i zwłaszcza mniejszy od niego i działający tylko przez pierwszą połowę 1945 roku podobóz w bydgoskich Zimnych Wodach, rozciągający się pomiędzy dzisiejszymi ulicami Wojska Polskiego i Glinki. Opisy tego, co działo się w Zimnych Wodach, są przerażające. Przy tym Tabaczyńskiemu nie tylko chodzi o prawdę historyczną o tym zapomnianym przez Boga i ludzi (bardziej) miejscu, lecz także o upamiętnienie. Skromne resztki po podobozie znaleźć mogą - nie wiedząc jednakże, z czym mają do czynienia - spacerowicze po rzadkim lesie porastającym teren dawnej katowni.
Dobre ptaki gniazda nie kalają?
Co można by napisać na usprawiedliwienie badaczy i dziennikarzy, którzy przez 80 lat nie zainteresowali się tymi ciemnymi kartami naszej historii? Zakładam, iż nie tylko dlatego, że nie było tu pogromów, a Żydzi przez całe międzywojnie stanowili mniej niż 2% bydgoszczan. Najważniejszy argument brzmi chyba tak: naukowcy i dziennikarze to też ludzie. Chcą rozwijać swoje kariery, cieszyć się sympatią i szacunkiem. Tymczasem - szczególnie z dobie wszechobecnego Internetu - łatwo jest to zrujnować. Rodziny odrzucają „złe ptaki, co swe gniazda kalają”, podobnie reagują całe nacje. To dlatego, o czym pisze Anna Bikont w „Nie koniec, nie początek”, niedawno wydanej książce (także ją połknąłem) o powojennych losach polskich Żydów, sporo polskich pisarzy, m.in. Gustaw Herling-Grudziński czy Tadeusz Różewicz, często do śmierci ukrywało swe żydowskie korzenie.
Dla równowagi dodam, że nie tylko nasza nacja surowo karze „złe ptaki”. Także żydowska. W kolejnej książce, do której się odwołam - „Izrael na wojnie” - Piotr Zychowicz podaje przykład nawet nie naukowca, lecz izraelskiego studenta, który w pracy dyplomowej opisał przykład zbrodni swoich rodaków na palestyńskich Arabach. Praca najpierw zdobyła nagrodę, ale gdy odezwały się gniewne głosy ze strony weteranów, nieszczęsny student został pozbawiony dyplomu i zaszczuty przez współplemieńców. A środowisko naukowe jego uczelni nie miało odwagi dać mu wsparcia.
Prapremiera zbrodni na Festiwalu Prapremier
Na zakończenie i dla poprawy nastroju jeszcze jedna nowinka księgarska z Bydgoszczą w ważnej roli. Znany autor kryminałów, zaś wcześniej absolwent bydgoskiej Akademii Techniczno-Rolniczej Piotr Borlik akcję większości swoich powieści umieszcza w Trójmieście. W ostatniej jednak - „Melomanie” - przeniósł akcję nad Brdę. Stała bohaterka książek Borlika, Agata Stec, poszukuje nad Brdą seryjnego mordercy w czasie Festiwalu Prapremier, a głównym podejrzanym zdaje się być aktor, gwiazda bydgoskiej sceny...
