Zobacz wideo: Jak dokarmiać ptaki, by im pomóc, a nie szkodzić? Radzi ornitolog Monika Wójcik-Musiał
Choć mówią, że ta wielka, prawdziwa zdarza się tylko raz w życiu, przykład bydgoszczan pokazuje, że miłość potrafi zaskoczyć. I to w każdym wieku.
Miłość po "osiemdziesiątce"
Jak opowiada pani Janina Kurdynowska, po raz pierwszy strzała amora trafiła ją w liceum. Było to na zabawie tanecznej organizowanej przez Koło Gospodyń Wiejskich, na którą zabrał ją jej brat.
- Miałam wtedy 16 lat. Na tę okazję mama uszyła mi sukienkę w kratkę. Pamiętam ją dokładnie. Miała biały kołnierzyk i mankiety, rozszerzaną spódnicę. I nosiłam dwa długie warkocze, mama mi je zapięła wokół głowy – wspomina pani Janina. – A ten chłopak. Poznałam go właśnie na tej zabawie. Zaprosił mnie do tańca. I przez cały czas tak ładnie się ze mną bawił... Spotykaliśmy się przez jakiś czas, ale rodzice nie bardzo chcieli, żebyśmy byli razem.
I choć tego pierwszego zauroczenia było żal, jakiś czas później przyszedł czas na kolejne.
- Był wysoki, przystojny, miał duże gospodarstwo. Bardzo go kochałam. Ale wtedy z kolei to jego rodzice nie byli przychylni naszemu związkowi. Przywieźli mu dziewczynę z gór i z nią się ożenił. Rozmawiałyśmy często. Wyglądało na to, że oni oboje nie byli szczęśliwi. A ona mówiła, że mi zazdrości – było to po tym, jak poznałam mojego męża – opowiada nasza rozmówczyni.
Jak dodaje, nie tylko wybór partnera, ale i zaręczyny wyglądały zupełnie inaczej niż dziś. Wtedy to rodzice młodych zapraszali się do siebie.
- Pierścionka nie było, bo nie było pieniędzy. Ale dostałam od niego bardzo ładny sweterek. I to było takie miłe… Na pierścionek przyszedł czas później. Zaręczeni byliśmy dwa lata. Potem wzięliśmy ślub. Przeżyliśmy razem 40 lat – opowiada. Jak mówi, to była wielka miłość. Na 25-lecie odnowili śluby. Była szczęśliwa. Do czasu, kiedy podczas jednego z pobytów w Zakopanem, jej ukochany zmarł.
- Czułam się bardzo samotna. Brakowało mi tej drugiej osoby. Tęskniłam za miłością. Stało się tak, że kiedy śpiewałam w chórze „Dzwon”, poznałam pewnego pana. On też był sam. Zaprzyjaźniliśmy się. To była wspaniała miłość – powiedziałabym, powtórka mojego męża. Mieliśmy dużo czasu, żeby nasza znajomość rozkwitła. W tym wieku człowiek jest wolny - nie ma pracy zawodowej, dzieci odchowane, wszystko wygląda inaczej. I tak przez parę lat się spotykaliśmy - wspomina z nostalgią pani Janina.
A dziś? Choć tego jedynego nie ma już w jej życiu, nie jestem sama. Sprawili to przyjaciele z DDP "Senior" i kotka, która właśnie dochodzi do pełni sił po zabiegu sterylizacji.
Historia pewnej znajomości...
Dowodem na to, że miłość nie patrzy na wiek, może być historia Janiny Pleśnierowicz i Józefa Grzegorowskiego. Oboje mają za sobą udane małżeństwo. Ona jest wdową od 30 lat, on od 25. Jednak, jak przyznają oboje, choć tęsknota po takiej stracie doskwiera jeszcze długo, samotność z biegiem czasu staje się nie do zniesienia. I nadchodzi pora, by wrócić do życia. Bydgoszczanie poznali się osiem lat temu w Domu Dziennego Pobytu „Senior”. Zaczęło się od rozmowy. Minął jeden dzień, potem drugi...
- Siedzieliśmy przy stoliku. Nie byliśmy sami, ale wtedy poczułem, że to właśnie Janka jest tą, z którą mogę iść przez życie. – wspomina pan Józef. Były rozmowy, wspólne gry w "Seniorze". Znajomość się rozwijała. - Później żegnał się ze mną buziaczkiem. Zaczęliśmy się odwiedzać, wyjeżdżać razem na wczasy: nad morze, w góry – opowiada pani Janina.
- Każdy, kto nas witał, podziwiał. Mówili: „co za ładna para”. To piękne, kiedy ma się tę drugą osobę, o którą można zadbać. Wiemy, że to miłość, kiedy tęsknimy za tą drugą osobą, myślimy o niej. Ja co dzień modlę się o jego zdrowie. Kocham go i wiem, że będę kochać do końca swojego życia.
Także pan Józef o swojej miłości mówi otwarcie.
- Na Jankę zwróciłem szczególną uwagę dlatego, że jest taka spokojna, uprzejma. Nikomu nie sprawia przykrości, nigdy nikogo nie obmawia, żyje swoim życiem. U nas, w "Seniorze" każdy ją szanuje, i ja też. Po śmierci żony mieszkałem w Toruniu. Nie miałem tam takiego przyjaciela, z którym mógłbym porozmawiać, wyżalić się... Teraz po prostu chce mi się żyć. Mając prawie 90 lat, jestem pełen życia.
