Mieszkańcy centrum z irytacją obserwują, ich zdaniem, zbyt wolne tempo prac na Gdańskiej i Dworcowej. Nie wystarcza im też sama wymiana nawierzchni, chcą zmian totalnych i kompleksowych.
<!** Image 2 align=none alt="Image 178077" sub="Nic nie irytuje mieszkańców i przechodniów bardziej niż widok rozkopanej ulicy, samochodowych korków i odpoczywających podczas śniadaniowej przerwy robotników
Fot. Dorota Arabasz">
- Dlaczego roboty posuwają się tak wolno, z okna swojego domu widzę, jak panowie jedzą śniadanko, popalają papieroski albo komentują wygląd kobiet przechodzących ulicą. Praca w rękach im się raczej nie pali - mówi nasza Czytelniczka z ulicy Dworcowej. Na tempo prac narzekają też na ulicy Gdańskiej, spodziewając się, że koniec wakacji spotęguje problemy komunikacyjne na tej ulicy. Z utęsknieniem na koniec robót czekają też ci, którzy przy Gdańskiej i Dworcowej prowadzą swoje interesy, im obroty spadły nawet o 80 procent.
- Do pasji doprowadza mnie widok pustego placu budowy, gdy wracam z pracy. Jest szesnasta, a tam nikogo nie ma! Czemu nie mogą pracować do dwudziestej, przecież o tej porze jest jeszcze jasno - dziwi się pan Tadeusz z Bartodziejów. - Nie ma się co dziwić, że pół miasta jest rozkopane, jak tak się podchodzi do pracy.
Inaczej się nie da?
Wykonawców broni Krzysztof Kosiedowski, rzecznik ZDMiKP. - Były spore problemy na Dworcowej, znaleziono niewybuch z czasów wojny, to, że prowadzony tam jest remont wykorzystały też MWiK, które wymieniały rury, była też awaria wodociągowa i wyciek wody. Mimo to wykonawcy mieszczą się w terminach, zarówno na Dworcowej, jak i Gdańskiej.
Dodaje, że niemożliwe jest wprowadzenie drugiej zmiany na budowach. - Część środków na inwestycje pochodzi z funduszy unijnych. Są one ściśle określone w budżecie. A nadgodziny to dodatkowe koszty, których w projektach po prostu nie uwzględniono - tłumaczy Krzysztof Kosiedowski. Zapewnia, że ZDMiKP bardzo naciska i wywiera presję na wykonawców, by prace były prowadzone terminowo. - Nie ma z tym kłopotów, na przykład ulica Focha została oddana przed terminem. Wykonawcy zdają sobie doskonale sprawę, jak ważne są to ulice dla komunikacji w mieście i pilnują się sami - mówi rzecznik.
Prawda jest jednak taka, że ZDMiKP nie ma żadnych narzędzi do tego, by naciskać na wykonawców robót. Tych obliguje jedynie termin oddania do użytku inwestycji, jaki zadeklarowali w przetargu. Muszą się w nim zmieścić i z tego, a nie z zaangażowania na budowach w poszczególnych dniach, będą się tłumaczyć, jeśli terminów nie dotrzymają. Tymczasem mieszkańcy Gdańskiej mają więcej uwag, nie tylko do tempa prac, ale także tego, co pojawi się po nich.
<!** reklama>
Okazja, by coś zmienić
- Z koncepcji wynika, że po przebudowie Gdańskiej nic się nie zmieni poza nawierzchnią. A przecież to byłaby wyśmienita okazja, by coś na tej ulicy zrobić - uważa Włodzimierz Wójciak, mieszkaniec ulicy i bydgoski społecznik. - Pierwszym pomysłem byłoby wprowadzenie zakazu parkowania wzdłuż ulicy i stworzenie tutaj deptaka. Wszystkie reprezentacyjne, handlowe ulice są deptakami, od „Monciaka” i Krupówek zaczynając przez Szeroką w Toruniu aż po ulice europejskich stolic. Witryny sklepów muszą być widoczne, muszą pojawić się tu spacerowicze - zysk i rozwój biznesu przyjdzie sam. Nie widzę powodów, dla których nie miałyby się tu pojawić butiki Coco Chanel czy salony Harleya Davidsona. Ale ulica musi być reprezentacyjna, a nie być parkingiem. Deptak aż do stadionu „Zawiszy” powinien być nasycony ciekawymi punktami, do których zmierzaliby mieszkańcy i goście miasta. Teraz, nawet jak jakaś wycieczka czy goście chcą zrobić sobie zdjęcie orła nad hotelem, nie mają jak, bo rozjadą ich samochody.
Mieszkańcy chcieliby publicznej debaty nad przyszłością ulicy i opracowania całościowego planu odnośnie jej przyszłości.