- Otrzymaliśmy ekspertyzę budowlaną, ale wysłaliśmy już pismo o jej uzupełnienie, bo naszym zdaniem ma trochę braków - tłumaczy Stanisław Skowroński, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego dla Bydgoszczy. - Właściciel ma trzy tygodnie na odpowiedź, ale mamy informację, że dostaniemy ją wcześniej. Wcześniejsze opóźnienia w dostarczeniu ekspertyzy wynikały z tego, iż inwestor oczekiwał, że dostarczy ją główny wykonawca.
PINB zapewnia, że na teraz ze skarpą przy Babiej Wsi nie dzieje się już nic niepokojącego, ruchy mas ziemi są niezauważalne.
- Pismo z prośbą o dokładniejsze informacje wynika z tego, że będę musiał wydać odpowiednią decyzję, w której wydam szczegółowe zalecenia co do kształtu zabezpieczenia skarpy, bez czego dalsza budowa nie będzie mogła ruszyć. A żeby to zrobić, muszę mieć dokładne informacje - tłumaczy inspektor.
Chodzi o budowę muru oporowego na czas wznoszenia budynku w miejscu, gdzie ruchy ziemi były zauważalne. Jego głębokość, wysokość, odporność będzie musiał określić PINB.
- Problem z ziemią, przed którą trzeba będzie zabezpieczyć inwestycję, wystąpi tylko na początku. Gdy ten budynek osiągnie wysokość powiedzmy 6. piętra, będzie miał już taką masę, że sam będzie wystarczającą ochroną przed masami ziemi - ocenia Stanisław Skowroński.
Oznaczałoby to, że inwestor nie wycofuje się z planów budowy Nordic Astrum. Jednak z pewnością konieczność zabezpieczenia terenu wiązać się będzie z opóźnieniami liczonymi na przynajmniej kilka miesięcy. Obecnie na budowie nie pracuje nikt, włączone są jedynie systemy odwadniające, by gigantyczny dół, który w tym miejscu wykopano i w którym docelowo mieścić się będą podziemne kondygnacje, nie został zalany wodą.
Żeby zmniejszyć koszty, inwestor zdecydował o demontażu dźwigu, który od wielu tygodni stał bezczynnie. Wróci na budowę, gdy prace będą mogły iść naprzód. Ale inwestor musi również wziąć pod uwagę inne nieoczekiwane koszty. - ZDMiKP wycofał bowiem ruch z torowiska na Babiej Wsi - w związku z potencjalnym zagrożeniem bezpieczeństwa pasażerów - i musiał zorganizować komunikację zastępczą. Drogowcy uważają, że ktoś - czyli inwestor - powinien je zwrócić koszty. W skali miesiąca to kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Przypomnijmy, kłopoty wykonawcy zaczęły się od pęknięcia fundamentów jednego z domów przy Babiej Wsi. Mieszkańców niewielkiej kamieniczki ewakuowano. Z ekspertyzy wynika jednak, że to nie pobliska budowa a źle wykonane, zbyt krótkie fundamenty odpowiadają za pęknięcia. Z kolei zniszczenia na drodze, które pojawiły się później, spowodowane zostały nie ruchami ziemi, ale przejazdem potężnych ciężarówek wywożących piach z terenu budowy.
Wypadek w Stopce pod Bydgoszczą. BMW skosiło barierki, kiero...
Zobacz nasz nowy program "Ale co? Deszczowe H2O":