https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bracia jako Kim Nowak

Andrzej Szczepkowski
Bracia Waglewscy - „Fisz” i „Emade” - bardzo mnie zaskoczyli. Z gitarzystą Michałem Sobolowskim, ukryci pod nazwą Kim Nowak, nagrali coś zupełnie odmiennego od dotychczasowych produkcji.

Bracia Waglewscy - „Fisz” i „Emade” - bardzo mnie zaskoczyli. Z gitarzystą Michałem Sobolowskim, ukryci pod nazwą Kim Nowak, nagrali coś zupełnie odmiennego od dotychczasowych produkcji.<!** Image 2 align=none alt="Image 151870" sub="Fot. Nadesłana">

Nie powiem, jak dla mnie to niezwykle miłe zaskoczenie, bo niezmiennie od wieków hołduję gitarowemu wymiataniu. Na tym krążku tego nie zabrakło, a że płytę nagrywano niemal na „setkę”, czasem aż kipi z niej energia i autentyczność. Jak wieść niesie, synowie „Wagla” właśnie od prostego, wręcz punkowego grania zaczynali swoją przygodę z muzyką, album ten jest więc swego rodzaju podróżą sentymentalną, dla nich i dla nas. Można na niej znaleźć odniesienia do Sonic Youth, Bad Brains, Fugazi czy Bestie Boys, ale też do rzeczy starszych, sięgających końca lat 60. ubiegłego wieku.

Hałaśliwe, garażowe granie (np. żywiołowe „Szczur” i „Biegnij”) to tylko jedna strona medalu (czytaj: płyty). Druga strona, stonowana, wręcz atmosferyczna wcale nie jest gorsza. Kto wie, może nawet bardziej przekonująca. W kompozycjach takich jak: „Nóż” czy „Pistolet”, ważniejszy od czadu i energii jest klimat, który potrafi wprowadzić słuchacza w trans. Tu skojarzenia wędrują do grupy Morphine.<!** reklama>

W przekazie zespołu Kim Nowak równie istotną rolę odgrywają teksty i sposób ich interpretacji. „Fisz” nieźle sobie radzi w tej odmiennej estetyce wokalnej i odpowiednio drze japę bądź skanduje, dzieląc się ciekawymi tekstami.Te zaś opowiadają o śmierci, przemijaniu („Pistolet”, „Urodziny”, „Spacer”), niedojrzałości („Sierpień”) i o miłości („King Kong!”).

Trzeba przyznać, że to garażowe, brudne łomotanie ma w sobie dawkę oryginalności. A dzisiaj to sztuka stworzyć płytę, która pomimo stylistycznych odniesień, brzmi świeżo (4,5)

Gdzie są hity?

Dawno nie było już takiego hałasu wokół premiery jakieś nowej płyty. A to właśnie miało miejsce w związku z wydaniem czwartego albumu Christiny Aguilery „Bionic” (Sony Music).

Najpierw pojawili się znamienici producenci, którzy wyduszali z Christiny i ze studyjnego sprzętu siódme poty (Premier, Tricky). Potem na orbicie znaleźli się renomowani autorzy piosenek (Linda Perry, Sia Fuler), którzy podrzucali lub współtworzyli z Aguilerą repertuar tego wydawnictwa. Nie wspomnę już o stylistach i informatykach komputerowych, kreujących futurystyczny image artystki. To wszystko jednak nie przełożyło się na wystrzałowe wydawnictwo, jak go szumnie zapowiadano.

Owszem, niezaprzeczalnie „Kryśka” ma głos, co się zowie. Jednak sam materiał jest mało przekonujący. Po prostu, zbyt eklektyczny. To, co miało więc być atutem płyty i potwierdzeniem uniwersalności samej Christiny Aguilery, nie najlepiej wpłynęło na jakość odbioru. Gdzie są ewidentne hity?! Na pewno za taki nie można uznać singlowego „Not Myself Tonight”, a skądinąd przyjemna ballada „Lift Me Up” nie zrekompensuje tego braku (3,0).

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski