Rozmowa z MARZENNĄ WRZESZCZ, terapeutką uzależnień, kierowniczką Wojewódzkiej Poradni Terapii Uzależnienia od Alkoholu i Współuzależnienia w Bydgoszczy.
<!** Image 2 align=none alt="Image 175741" sub="Marzenna Wrzeszcz. Fot. T. Markowski">
Kobiety piją coraz więcej alkoholu i uzależniają się szybciej niż mężczyźni. Dużo się o tym mówi w mediach. Te dane to prawda, czy przesada?
Dobrze, że gazety piszą na ten temat, bo w społeczeństwie funkcjonuje mnóstwo stereotypów na temat alkoholizmu, leczenia tej choroby, pomagania rodzinie. Długo by je wszystkie wymieniać. Zmiana świadomości to proces powolny, więc piszcie państwo jak najwięcej. Po naszej poradni nie widzę, żeby alkoholizm u kobiet drastycznie wzrastał, ale alkoholiczki zawsze gdzieś tam żyły poukrywane po domach i zakładach pracy. Teraz, w związku z tym, że coraz więcej mówi się o kobietach w ogóle, ten temat stał się bardziej jawny. Ta bolesna rzeczywistość jest odkrywana.
<!** reklama>
Przeczytałam takie zdanie, że częściową winę za picie kobiet ponosi feminizm. Ośmielił kobiety, uczynił je bardziej swobodne, zaprosił do barów, knajp na wódkę, na piwo. Dawniej to nie uchodziło, by nasze babki, może i mamy przesiadywały nad kuflem czy kieliszkiem...
Może i coś w tym jest. Zmiana norm obyczajowych ma duży wpływ na tworzenie nowych wzorców, schematów, stylu bycia i życia. Picie stało się bardziej jawne, więc i problem stał się jawny. Mimo wszystko ja mam wciąż częściej do czynienia z kobietami, które nadużywają alkoholu w ukryciu.
Dlaczego kobiety zaczynają pić?
Powody są różne. Bywa, że najpierw panie są żonami alkoholików i by ratować mężów, w dobrej wierze siadają z nim wspólnie do stołu. Mąż wypije mniej, gdy ja mu pomogę - myślą. Przeradza się czasem ta solidarność w uzależnienie. Kobieta szybciej się uzależnia niż mężczyzna i szybciej ponosi koszty społeczne picia. Uzależniamy się szybciej, bo mamy trochę inne organizmy, mamy inną gospodarkę hormonalną. Alkohol zresztą zaburza tę gospodarkę. Zdarza się, że powoduje bezpłodność, zwiększa napięcie przedmiesiączkowe, może też powodować maskulinizację. To zresztą niejedyne koszty. A zespół FAS? Czyli uszkodzenie dziecka w jego życiu płodowym...
Czy gdy szybciej się wpada w nałóg, to także trudniej z niego wyjść?
Ważne, by się w ogóle zgłosić na leczenie, a już z tym są kłopoty. Alkoholizm w swej istocie jest nieuleczalny, ale można nauczyć się żyć w trzeźwości. Tylko że kobiety się wstydzą, że piją. Gdy czują, że już nie panują nad sobą, nad nałogiem, ze wstydu ukrywają problem jeszcze głębiej. Mamy oczywiście swoje sukcesy i porażki. Kilka dni temu odwiedziła nas dawna pacjentka. Chciała podzielić się tym, że już siedem lat jest trzeźwa. Mamy też pana, który trzynaście lat walczył z nałogiem. Upadał i powstawał. Upadał tak długo, aż wreszcie przyznał się do swojej bezsilności i do tego, że alkohol nim rządzi, a nie odwrotnie! Przełom nastąpił w 13 roku walki. Bardzo ważna jest więc wytrwałość, ale i mądre wsparcie rodziny, znajomych.
Właśnie. Co z mężami, z partnerami pijących kobiet? Wszyscy znamy kobiety, które trwają przy mężach alkoholikach na dobre i na złe, a odwrotnie?
Niestety, panowie rzadziej wspierają kobiety w ich problemie. Panie bardzo często zostają ze swoim dramatem same. Żona alkoholika pomaga mu, korzysta z naszej pomocy jako osoba współuzależniona. Mężczyźnie trudno o takie poświęcenie. Wszystko przez mity i stereotypy. Akceptuje się pijanych mężczyzn, oni są przecież wszędzie, a nietrzeźwa kobieta budzi odrazę, jest potępiana przez społeczeństwo.
„Baba pijana, d... sprzedana”. O facecie nie słyszałam podobnych mądrości...
To prawda. Nawet ostatnio na grupie - grupy są koedukacyjne - miałam taką sytuację, że pacjent uzależniony powiedział zdegustowany: - No mężczyzna pijany to jeszcze ujdzie, ale żeby kobieta piła... - kręcił głową. To niezwykłe, że w głowie kogoś uzależnionego, kto doskonale zna mechanizmy tej choroby - jednakowe u mężczyzn i u kobiet - żywe i utrwalone są takie stereotypy.
Swego czasu słyszałam o problemach kobiet alkoholiczek, które mimo nałogu pracują. Czy pracodawcy proszą, byście im pomogli? Czy przysyłają je na terapię?
Zdarza się, chociaż rzadko. Czasem ci pracodawcy trochę nam przeszkadzają, bo w trakcie leczenia nie pozwalają pracownikowi podjąć odpowiedzialności za swoje życie, ale stale chcą go chronić, chcą pomóc, kontrolują, sprawdzają w dobrej wierze. Tłumaczymy im, że w postępowaniu z osobą uzależnioną powinny obowiązywać inne reguły. Choroba alkoholowa jest ucieczką od odpowiedzialności. Efektem leczenia ma być to, że pacjent sam podejmie odpowiedzialność za leczenia, za pracę, za życie. Jeżeli ciągle się alkoholika, alkoholiczkę kontroluje, sprawdza, chroni, albo kryje, to on zostaje w tej swojej bezpiecznej pozycji dziecka, nad którym zawsze ktoś czuwa. Więc po co się ma zmieniać?
Czyli nie pomagać, nie chronić, nie kryć? A co będzie, jak koleżankę, kolegę zwolnią? Przecież to jeszcze pogorszy już dramatyczną sytuację!
Mówi pani właśnie jak osoba żyjąca mitem i stereotypem... Można kochać i trzeba kochać, ale twardą miłością i wycofywać się z takich działań, które alkoholik mógłby z powodzeniem sam podjąć.
Moi sąsiedzi zanosili jedzenie znajomej alkoholiczce (pije od 30 lat), ponieważ bali się, że ona umrze z głodu...
Jeżeli chodziło o uratowanie jej przed głodem, to dobrze ci sąsiedzi robili. Tyle że taki czyn nie spowoduje, że ona podejmie leczenie. Cała rodzina, znajomi muszą to zrozumieć, muszą rozważyć swoje zachowanie, komu ono tak naprawdę przyniesie korzyść. Mnie uspokoi? A co dalej z alkoholikiem?
W jakim wieku są Wasze pacjentki?
Przyjmujemy ludzi od 18 roku życia, więc najmłodsza pani miała 19 lat. Kobiety są w mniejszości. W 2009 roku w kartotekach zapisaliśmy 264 panie, w 2008 - 266, w 2007 - 278 na ponad tysiąc mężczyzn. Mamy alkoholiczki z różnych miast. Czasem kobiety wolą jechać dalej od domu, bo chcą zachować anonimowość. Piją i się tego wstydzą, więc leczenia też się wstydzą. Wstyd jest jednak bardziej przypisany do rodzaju żeńskiego.