<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/walenczykowska_hanna.jpg" >Najpierw się wściekłam, potem zadumałam, a teraz wiem, że na pewno jestem...
W sobotę przed południem byłam na inauguracji festynu w Biskupinie. Kiedy rozkoszowałam się aromatem i smakiem zupy rybnej, zadzwonił do mnie poseł Eugeniusz Kłopotek. Zapytał, czy słyszałam wypowiedź minister Julii Pitery, czy rozmawiałam z nią. Poseł poinformował mnie, że pani mister stwierdziła, że o jego kontaktach ze światem biznesu dowiedziała się od „dziennikarki z bydgoskiej gazety lokalnej”.
Zdenerwowałam się. Nie lubię, kiedy ktoś podejrzewa mnie o donosicielstwo. Odpowiedziałam więc zgodnie z prawdą, że nic na ten temat nie wiem i niczego nie słuchałam. Po powrocie zaczęłam szukać. No i znalazłam! Z informacji zamieszczanych w Internecie dowiedziałam się, że pani minister wprowadziła mnie w błąd oraz „wciągnęła w gierkę” - nie bardzo pojmuję jak miała to zrobić skoro ze mną nie rozmawiała(?) - i, że jestem takim zachowaniem oburzona.
Przyznaję Państwu; jestem oburzona, ale zupełnie czymś innym. Tym, że politycy wykorzystują dziennikarzy do tego, by dokopać innym. Nie zawsze politycznym przeciwnikom. Obrzucać się pomówieniami, jak pokazuje konflikt Pitera-Kłopotek, znakomicie potrafią też koalicyjni partnerzy.
A ja taplać się w błotnym kisielu nie zamierzam. I choć jestem asem, to z cudzego rękawa wyskakiwać nie będę.