Rozmowa z Aleksym Kuziemskim, wychowankiem Astorii, olimpijczykiem (Ateny), brązowym medalistą MŚ i mistrzostw Europy wagi półciężkiej. Obecnie zawodnikiem profi grupy Boxing Prodution.
Sześć dni temu w Londynie przegrałeś kolejną szansę, by wznieść się na szczyt bokserskiej, zawodowej kariery. Nie uważasz, że należałoby zakończyć ringową przygodę?<!** reklama>
Nie jestem przecież taki stary, żeby iść na sportową emeryturę (śmiech). A tych możliwości, walk o mistrzowski tytuł miałem niewiele. Prawdą jest, iż dwukrotnie w pojedynkach o pas WBO z ringu zszedłem pokonany. Tę niedawną potyczkę z Walijczykiem Nathanem Cleverlym nie zapisałem tak do końca po stronie porażek. Po pierwsze - do pojedynku wyszedłem z marszu, bez odpowiedniego przygotowania, po drugie - ringowy arbiter zbyt pochopnie podjął decyzję o przerwaniu w czwartej rundzie walki. Rozcięcie łuku brwiowego nie było tak mocne, jak widział to sędzia. Dlatego byłem zdziwiony, kiedy odesłał mnie do narożnika, ogłaszając przegraną przez techniczny nokaut.
Nie myślisz o rewanżu?
Po walce odbyły się wstępne rozmowy. Jednak nie mam pojęcia, czy obóz Walijczyka przyjmie nasze reguły gry.
Byłeś na igrzyskach olimpijskich, ale po niepowodzeniu wybrałeś zawodowy ring. W listopadzie ubiegłego roku rozstałeś się z niemiecką grupą Universum. Co było przyczyną, czy wpływ na to miały ostatnie porażki, w tym ta w 6 rundzie przez techniczny nokaut z Rosjaninem Dimitrijem Suchockim?
Na kontynuowanie kariery w grupie Universum nie było odpowiedniego klimatu. Za czasów Darka Michalczewskiego byli tam inni ludzie, profesjonaliści znający doskonale arkana boksu. Z biegiem lat nastąpiły zmiany i działalnością Universum zaczęły kierować osoby niemające nic wspólnego z zawodowym pięściarstwem. W bardzo krótkim czasie z ekipy tej odeszło kilku wartościowych zawodników, jak chociażby mistrz WBO Węgier Zsolt Erdei czy Artur Grigorian.
W jednym z wywiadów na naszych łamach Dariusz Michalczewski powiedział, że po Universum pozostały już tylko wspomnienia i pamiątki, a na ścianie wiszą fotografie czołowych pięściarzy. Potwierdzasz tę wypowiedź?
Jak najbardziej. Darek przebywa od mnie częściej w Hamburgu i znaczniej lepiej jest zorientowany.
Nie żałujesz, że wróciłeś do Polski?
W żadnym wypadku. W Białymstoku mam mieszkanie, mam rodzinę i uprawiam pięściarstwo w grupie profi Darka Snarskiego Boxing Prodution.
I do Chojnic (tu rozmawialiśmy z wychowankiem Astorii - dop. S.C.) przyjechałeś nie odmawiając zaproszenia.
Pojedynek z Wojciechem Bartnikiem, choć był pokazowy, miał jednak charakter prestiżowy. Spotkali się w nim pięściarze, którzy na amatorskim ringu w ostatnich latach osiągnęli najwięcej. Wojtek jest ostatnim polskim medalistą olimpijskim, natomiast ja ostatnim medalistą mistrzostw świata. I to było tym magnesem, który przyciągnął liczne grono miejscowych kibiców. Myślę, że boks w naszym wykonaniu był dobrą promocją tej dyscypliny sportu w Chojnicach.
Czego najbardziej żałujesz z lat swojej kariery?
Że w Atenach podczas igrzysk olimpijskich zostałem wyeliminowany już w pierwszej walce. Poza tym porażki na zawodowym ringu z Niemcem Juergenem Braehmerem i to, że nie miałem szczęścia do punktujących sędziów w czasie mistrzostw świata w Bangkoku, gdzie zdaniem obserwatorów w półfinale przegrałem niesłusznie.
A co najmilej wspominasz?
Pierwsze lata uprawiania boksu w Astorii. Tam zaopiekował się mną trener Krzysztof Łajdyk, a przecież zacząłem trenować pięściarstwo późno, ukończywszy 16 rok życia. Następnie rodzinną atmosferę w Hetmanie Białystok. Koleżeńską na zgrupowaniach i turniejach narodowej kadry. Poznałem tam wielu wspaniałych, miłych, przyjaznych ludzi.
Od 19 lat polski amatorski bokser nie zdobył medalu na igrzyskach olimpijskich. Z niedawnych mistrzostw świata w Mediolanie i mistrzostw Europy w Moskwie powróciliśmy na tarczy. W stolicy Rosji byliśmy chłopcami do bicia, nasi pięściarze odpadli w pierwszych walkach.
To trudny i szeroki temat. Odpowiem krótko. Zawodnicy, którzy kończą wiek juniora i wchodzą w wiek seniorski, nie mają motywacji do uprawiania pięściarstwa. Dlatego też bardzo często rezygnują z boksu i szukają szczęścia gdzie indziej. W efekcie trenerzy nie mają z czego wybierać, a kluby nastawiają się tylko na szkolenie młodzieży. Nikt nie myśli, co dalej. Takie pseudodziałanie ma przełożenie na pracę z kadrą narodową.
Tymczasem odnotowujemy postęp w amatorskim pięściarstwie kobiecym. Czyżby panie miały więcej waleczności, serca i były lepiej wyszkolone?
Tam nie ma takiej konkurencji, jaka jest wśród mężczyzn. Może podam taki przykład - w mistrzostwach świata w Chicago czy Mediolanie startowało ponad 500 pięściarzy, czyli średnio w każdej wadze po 51 zawodników. Z tego wynika, iż chcąc stanąć na co najmniej najniższym stopniu podium, trzeba wygrać cztery albo pięć walk. U pań kandydatek do medali jest znacznie mniej. Jeśli zwycięża się dwa lub trzy pojedynki można już myśleć o przynajmniej brązowym medalu.
Czy nasze panie mają szanse na olimpijski medal w Londynie w 2012 roku?
Trzy nasze pięściarki wezmą udział w igrzyskach i uważam, że jedna z nich - Karolina Michalczuk - w wadze muszej jest w stanie nawiązać do świetnych tradycji polskiego amatorskiego boksu. Tego jej i klubowemu trenerowi w Paco Lublin, Władysławowi Maciejewskiemu, życzę.
Teczka osobowa
Aleksy Kuziemski
Lat 34, znak zodiaku Byk, wychowanek Astorii, pierwszy trener: Krzysztof Łajdyk. Ring amatorski: brązowy medalista MŚ i ME, olimpijczyk, stoczył 200 walk (165 wygrał). Ring zawodowy: mistrz świata federacji WBO Inter-Continental, 23 walki (3 porażki). Waga półciężka.
Moim zdaniem
Wbrew układom
Na drodze do sukcesów Aleksy Kuziemski napotykał przeszkody, jednak nie załamał się. W 1995 roku po przegranym finale OOM z Rafałem Ślósarzem werdykt miejscowa publiczność skwitowała gwizdami. Po kilku miesiącach w walce o awans do kadry na ME juniorów ponownie doszło do zakulisowych układów i powtórnie „zwycięstwo” odniósł Ślósarz z Dzierżoniowa. Nieznany jeszcze Aleksy z wielkim uporem i determinacją dążył jednak dalej do celu. I taki przykład dla młodzieży jest godny naśladowania. Sławomir Ciara