Maria Klara bardzo spieszyła się na świat. Taksówkarz nie zdążył z rodzącą dojechać do szpitala. dziewczynka urodziła się w taksówce przy ul. Kruszwickiej. Pomogła kobieta czekająca na autobus.
<!** Image 3 align=none alt="Image 178762" sub="Barbara Kalińska cieszy się z przyjścia na świat w nietypowych warunkach córki Marii Klary /fot.: Dariusz Bloch">- Miała mieć na imię Klara, ale musiała nad nią czuwać szczególna patronka. Dlatego jest Maria Klara - mówi Barbara Kalińska, matka dziewczynki.
Uśmiecha się do małej, która spokojnie leży na jej ramieniu. Pogotowie zawiozło je na porodówkę w szpitalu im. Biziela. Wczoraj przygotowywały się już do wyjścia domu. Na Marię Klarę czeka tata i trójka rodzeństwa.
<!** reklama>
Akcja na drodze
Pan Piotr z konsorcjum „Łuczniczka” dostał w czwartek po południu zlecenie na kurs. Miał przewieźć kobietę z Miedzynia do szpitala im. Biziela. Do auta wsiadła ciężarna z mężem. Pani Barbara jest już doświadczoną matką. Nie spodziewała się porodu. Nic na to nie wskazywało. Zwłaszcza że dzień wcześniej była w szpitalu na badaniach. - W domu miałam tylko jeden skurcz i nic więcej się nie działo. Zaczęło się, gdy taksówka ruszyła - mówi matka dziewczynki.
Pan Piotr przyspieszył, ale o szesnastej na ulicach już tworzą się korki. - Skręciłem w prawo przy „Realu” i wtedy odeszły wody płodowe - opowiada.
Zatrzymał się na przystanku przy ulicy Kruszwickiej. Arkadiusz, mąż pani Barbary, przesiadł się do tyłu, aby pomóc żonie. Emocje udzieliły się mężczyznom. - Mąż nie wiedział, gdzie jesteśmy. Nie mógł wskazać drogi karetce. Przekazał telefon taksówkarzowi, który również nie mógł powiedzieć, gdzie się zatrzymaliśmy - śmieje się kobieta.
- Proszę wyobrazić sobie dwóch spanikowanych facetów i rodzącą kobietę. Na szczęście, na przystanku stała dziewczyna. Pomogła nam. Dała sznurek do podwiązania pępowiny - mówi taksówkarz.
Ojciec Marii Klary wiedział, jak odbiera się poród. Pomagał w przyjściu na świat trójki potomstwa. - Od trzech tygodni nosi w kieszeni klamerkę do zawieszania prania, która miał w razie czego spiąć pępowinę. Taką metodę poradził nam lekarka. Ale tego dnia klamerka nie trzymała i dlatego kobieta z przystanku dała sznurek do okularów - dodaje pani Barbara.
Rok temu podobnie było w taksówce Andrzeja Sztuczyńskiego. Kierowca „Zrzeszonych” miał przewieźć kobietę z Górzyskowa. Przy ul. Solskiego ciężarna oznajmiła, że odchodzą jej wody płodowe. Taksówkarz podłożył folię i pognał do szpitala. Jednak niemal pod jego drzwiami zaczęła się akcja porodowa. Wówczas taksówkarz na krótko zmienił fach. Odebrał poród, dbając o to, by dziecko nie upadło na podłogę. Otarł dziecku buźkę z krwi. Owinął je w bluzę z polaru, a pępowinę zacisnął na udzie matki. Taksówkarze ze „Zrzeszenonych” ufundowali maluchowi wózek.
Czekają na Maryśkę
Kierowca z „Łuczniczki” wczoraj suszył po myciu auto.
- Nie spodziewałem się, że przyjdzie mi przeżyć akcję porodową
- uśmiecha się.
Tymczasem w domu Kalińskich święto. Przyjazdu siostry nie mogli doczekać się 15-letnia Joanna, 7-letnia Agnieszka i 3-letni Krzyś.
- Jestem bardzo szczęśliwa - wyznaje ich mama, przytulając najmłodsze dziecko.