Na 40 metrach kwadratowych mieszkają pani Magdalena z partnerem oraz jej córka z trojgiem dzieci. Najstarsze ma 12 lat, najmłodsze niecały rok. Rodzina zajmuje w Bydgoszczy powiększoną gminną kawalerkę, z której wydzielono drugi pokój, a raczej pseudopokój. W domu istnieje pełno pseudorozwiązań. Chodzi chociażby o prąd.
- Mamy prąd na tzw. siłę. Coś słaba ta siła - mówi 63-letnia pani Magda. - Jak włączamy światło w kuchni, to jednocześnie nie możemy odkręcić ciepłej wody w kuchennym zlewie, bo wtedy korki wywala. Gdy natomiast już leci ciepła woda, a ktoś wchodzi do kuchni, to nie zapala lampy. Inaczej doszłoby do spięcia.
W mieszkaniu panuje ciasnota. - Dziewczynki, czyli moje wnuczki, mają kanapę w pokoju - opowiada babcia. - Razem na niej śpią. Obok stoi druga kanapa, akurat mojej córki i małego, czyli wnuka, który ma niecały rok. Przy tym tapczanie jest jego łóżeczko, ale maluch nie chce w nim spać, woli z mamą. Ja z partnerem nocujemy w kuchni. Inaczej się nie da. Prawie wszystkie ściany mamy zastawione meblami. Co jak co, ale dziewczynkom kąt przedtem do odrabiania lekcji , teraz po prostu do nauki, zapewniliśmy, bo tak trzeba. Wnuczki bardzo dobrze się uczą, chociaż luksusowych warunków nie mają. Gdy przygotowują się do sprawdzianu, siedzą na brzegu łóżka, przy stoliku. Normalny stół, tym bardziej z krzesłami, nie zmieściłby się.
Bez łazienki
Łazienki tutaj brak. - Nigdy jej nie było - dodaje nasza rozmówczyni. - Urzędnicy nie pozwolili nam jej zrobić nawet, gdy sami chcieliśmy przeprowadzić prace i na własny koszt. Mamy zamontowaną umywalkę i wydzielone miejsce na prysznic, ale na montaż brodzika administracja się nie zgodziła. Powodu odmowy nie podała.
Emerytka pod dotychczasowym adresem mieszka około 30 lat. Wskazuje na prowizorkę, której skutki lokatorzy odczuwają w sezonie zimowym. - Jedyny plus, że mieszkamy na piętrze, więc zimno od dołu nie ciągnie, ale z innych stron - owszem. Na suficie widać deski, a nad nie jest wetknięta słoma, umocowana do jakichś drutów, żeby nie spadała. To wszystko jest zagipsowane i pokryte farbą. Kto jednak patrzy, ten widzi, że coś nie gra z sufitem. - wyjaśnia emerytka. - Ze ścianami też nie gra. Są jak z sita, takie przewiewne. Drzwi wejściowe mają taką szparę u góry, że widać, co jest na zewnątrz. Latami nie możemy doprosić się administracji, żeby nam je wymieniła, więc sami odnowiliśmy je, jak potrafiliśmy. Przykleiliśmy sklejkę, odnowiliśmy futryny, całość pomalowaliśmy. Jakoś wyglądają. Zimno i tak wpada.
Po udarze
Bydgoszczanka wskazuje: - Nie stać nas na zakup normalnego, większego, przede wszystkim ciepłego mieszkania z wolnego rynku. Żyję z emerytury. Mój partner niedawno przeszedł udar, nie może pracować, przynajmniej tymczasowo. Córka też nie pracuje. Odkąd rozstała się z mężem, sama zajmuje się dziećmi. Pomagam jej tyle, ile mogę, ale niewiele mogę. Schorowana jestem.
Sytuacja pogorszyła się w zeszłym roku. Nastał sierpień 2023. Lokatorzy przygotowywali się do rozpoczęcia remontu. Zdążyli kupić materiały budowlane. Były wakacje, a oni mieli odnowić mieszkanie, zanim córka pani Magdy urodzi trzecie dziecko. Termin porodu przypadał na listopad. Plany się nie powiodły. - Rozwalił nam się komin, tak zupełnie - przyznaje najemczyni. - Zarządca budynku zabronił nam w ogóle korzystać z niego, zatem też z ogrzewania.
Wizyta kominiarza
Już wcześniej pojawiły się z tym ogrzewaniem przeboje. - Około 10 lat temu kupiliśmy piec na drewno, nówkę z marketu, więc wiadomo, że wszystko działało legalnie. Wkrótce, na zlecenie administracji, przyjechał kominiarz na pierwszy przegląd pieca. Stwierdził, że piec nie nadaje się do użytku. Wspomniał jedynie, że może dojść do zwarcia i byśmy się zaczadzili. Zero wyjaśnienia. Odjechał. Nie mieliśmy wyboru: piec musieliśmy odpalić, żeby wnuczki nie zamarzły.
Kiedy ich brat się urodził, tzn. jesienią ubiegłego roku, w domu atakowałby ziąb, gdyby nie trzy przenośne grzejniki elektryczne.
- Przez cały zeszłoroczny sezon zimowy były włączone jednocześnie, a i tak temperatura wewnątrz wynosiła maksymalnie 19 stopni Celsjusza - podkreśla pani Magda.
Rachunki za prąd
Zaznacza dalej: - Długów nie mamy. Czynsz na bieżąco opłacamy. Wynosi przeciętnie 400 złotych. Rachunki za prąd nas jednak ciągną w dół. W minionym okresie grzewczym dostaliśmy dwe fakturki za prąd. Jedna na 1600 złotych, druga na 1800, a to było jeszcze przed podwyżką cen prądu. Strach pomyśleć, ile zapłacimy po tym, jak zima przyjdzie i odejdzie. Przewidujemy, że 5000 złotych nie wystarczy.
Zdesperowana 63-latka na początku października wybrała się do prezesa Administracji Domów Miejskich w Bydgoszczy. Kierowana przez niego miejska spółka administruje m.in. budynkiem, w jakim mieszka sześcioosobowa rodzina. - Pan prezes miał dla mnie 10 minut. Niby mnie wysłuchał. Obiecał, że inne mieszkanie dostaniemy. Gdy zaczęłam o nie wypytywać, zakończył rozmowę. Mój czas się skończył. Powinniśmy się pakować czy czekać latami?
W świetle przepisów
Pracownicy ADM znają sytuację pani Magdy i jej bliskich. - Zajmowany przez nich dotychczas lokal, w świetle nowych przepisów nie spełnia kryteriów mieszkaniowych, a ograniczenia techniczne uniemożliwiają jego modernizację - wyjaśnia Magdalena Marszałek, rzecznik spółki. - Konieczne jest w tym przypadku wskazanie lokalu na zamianę. W najbliższym czasie zostanie zainteresowanym przedstawiona stosowna oferta.
Pani rzecznik przekazuje: - Gminny zasób mieszkaniowy jest ograniczony, stąd na znalezienie odpowiedniego lokalu spełniającego kryteria zamiennego, spółka potrzebuje czasu. Mając jednak na uwadze trudną sytuację rodziny, postaramy się zabezpieczyć jej potrzeby mieszkaniowe jak najszybciej. Do tego czasu prosimy o wyrozumiałość i cierpliwość. Sprawa miałaby szansę zostać sfinalizowana szybciej, jednak pierwotnie rodzina nosiła się z zamieram wykupu zajmowanego lokalu. Najemcy informowani są na bieżąco. Podczas ostatniego spotkania, które miało miejsce trzeciego października, otrzymali potwierdzenie stanowiska Spółki o konieczności wskazania innego lokalu.
Magdalena Marszałek porusza temat córki głównej najemczyni: - Ona wraz z dziećmi ujęci zostali na listę osób oczekujących na zawarcie umowy najmu z tytułu trudnych warunków materialno-mieszkaniowych.
Ciepło na wagę złota
Koszty ogrzewania spędzają sen z powiek. Ci, którzy ogrzewają mieszkania węglem tradycyjnym bądź groszkiem, nie mają powodów do radości, ponieważ oba rodzaje opału kosztują minimum 1200 złotych za tonę (a mało komu tona na całą zimę wystarczy). Gorzej już było. Dla porównania: jesienią 2022 roku za tonę trzeba było dać nawet około 4000 złotych. Włosy na głowie stają tym, którzy posiadają elektryczne ogrzewanie. Takie jest jednym z najbardziej ekologicznych rozwiązań, ale także najdroższym. Jak obliczyli eksperci portalu www.wysokienapiecie.pl, odbiorca zużywający przykładowo 8000 kWh rocznie, dostawał w 2021 roku miesięczne rachunki w przeciętnej wysokości 360 złotych. W 2023 roku za to samo płacił już 800 złotych.
Nowy rok prawdopodobnie zafunduje nam 15-, może 20-procentową podwyżkę cen energii elektrycznej. Takie zapowiedzi nie napawają optymizmem: - Mamy najdroższy prąd w Europie - mówiła we wrześniu bieżącego roku Paulina Hennig-Kloska, minister klimatu i środowiska. – Tak jest z dwóch powodów. Po pierwsze, jest on najbardziej emisyjny, a po drugie, nasz rachunek jest obciążony szeregiem opłat dodatkowych, związanych z procesem transformacji.
Pani Magda z Bydgoszczy kończy: - Nie chcę transformacji. Chcę, żeby moja rodzina normalnie żyła. W mieszkaniu, które jest ciepłe, ale nie jest ciasne. W takim, w którym jednocześnie może być włączone światło i lecieć ciepła woda. Aha, i w którym wnuczki mają osobne biurka i krzesła.
