[break]
W latach 70. ub. stulecia samochodów było nieporównanie mniej niż dziś, podobnie jak i osób ubiegających się o dokument upoważniający do kierowania pojazdami na drogach, czyli prawa jazdy. Jednak podobnie jak i ma to miejsce obecnie, zdobycie wymaganych uprawnień wiązało się z koniecznością uczestniczenia w długotrwałym szkoleniu, a następnie pozytywnym zaliczeniem egzaminu teoretycznego i praktycznego.
Ile za jedno „prawko”?
Ponieważ nie było wówczas prywatnych szkół jazdy, szkolenia kierowców prowadziły wyłącznie automobilkluby, oddziały Polskiego Związku Motorowego, Ligi Obrony Kraju i innych podobnych instytucji. Kursy dla kandydatów na kierowców organizowane były stosunkowo rzadko, czekano, aż zbierze się odpowiednia liczba chętnych. Sama nauka jazdy ciągnęła się też miesiącami, głównie z uwagi na brak odpowiedniej liczby pojazdów szkoleniowych.
Nie można się zatem dziwić, że chętnych do załatwienia „prawka na lewo” zawsze było sporo. Kandydaci byli gotowi w dodatku za to sporo zapłacić, zgłaszali się z odpowiednimi propozycjami do pracowników instytucji prowadzących szkolenia.
Już w latach 60. w Bydgoszczy miała miejsca głośna afera z wydawaniem praw jazdy za odpowiednią gratyfikacją osobom, które nie uczestniczyły ani w kursach, ani w egzaminach. Po latach, kiedy już sprawa „przyschła”i nadzór zelżał, do procederu powrócono.
Zaczęło się od rozmowy pracownika Wydziału Komunikacji Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy, Krzysztofa P., który otrzymał intratną propozycję wydania prawa jazdy „od ręki” jednemu ze swoich znajomych. Wysokość łapówki była na tyle kusząca, że Krzysztof P. zdecydował się wystawić „fałszywkę”, korzystając z pomocy kolegi, któremu odpalił stosowną dolę. Był czerwiec 1976 roku.
I psycholog w szajce
Miesiąc później właśnie ów kolega przyszedł zapytać Krzysztofa, czy z kolei jego znajomy mógłby mieć ułatwienia i tak to się zaczęło. W ciągu kolejnych dwóch lat, do sierpnia 1978 roku szajka rozrosła się i funkcjonowała jak dobrze naoliwiona maszyna.
Krzysztof P. był mózgiem i szefem całego interesu. Do pomocy miał trzech naganiaczy, którzy poszukiwali osób chcących zdobyć łatwo i szybko prawo jazdy, choć niekoniecznie tanio. Za wystawienie fikcyjnego zaświadczenia o odbytym kursie i egzaminie oraz złożenie go wraz z innymi koniecznymi dokumentami w odpowiedniej komórce urzędu żądano od „łebka” do 10 tys. złotych, czyli równowartość dwóch-trzech średnich miesięcznych pensji.
Pozyskane pieniądze dzielone były pomiędzy uczestników tego procederu. Do szajki pozyskano także Dorotę W., która, pracując w poradni psychologii pracy, wystawiała „lewe” zaświadczenia o przeprowadzonych badaniach psychologicznych, które trzeba było przed egzaminem na „prawko” przedłożyć.
Pięć odsiadek
Sprawa nieoczekiwanie „rypła się” w sierpniu 1978 roku podczas kontroli w urzędzie i instytucjach uprawnionych do prowadzenia kursów. Krzysztofa P., Dorotę W. oraz pięć innych osób aresztowano. Do odpowiedzialności pociągnięto również większość tych, którzy fikcyjne dokumenty odebrali.
W marcu 1979 roku pięcioro głównych oskarżonych stanęło przed bydgoskim Sądem Rejonowym. Jak ustalono w czasie śledztwa, w ciągu ponad dwóch lat funkcjonowania szajki wydano 140 „lewych” praw jazdy, a zysk całej grupy przekroczył w sumie 100 tysięcy złotych. Pięć osób zostało skazanych na paroletnie kary więzienia, natomiast właściciele „lewych” praw jazdy na kary grzywny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- To on stworzył Dagmarę Kaźmierską. Dziś nie chce się do niej przyznać
- Znamy prawdę o stanie zdrowia Santor. Piosenkarka pokazała się publicznie po operacji
- Ludzie zachwycają się bratową teścia Kondrata. Piszą jej, że ma niezwykłą urodę
- Niewielu wie, że jest wnukiem Wodeckiego. Leo Stubbs już raz próbował sił w rozrywce