Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żywienie w szkołach

Ewa Czarnowska-Woźniak
Ewa Czarnowska-Woźniak
W fordońskim zespole szkół, do którego chodzi Marta, kupowanie zapiekanki przypomina... zawody. Na odmrażaną w mikrofali bagietkę z szynką trzeba się zapisywać i opłacić ją z góry.

W fordońskim zespole szkół, do którego chodzi Marta, kupowanie zapiekanki przypomina... zawody. Na odmrażaną w mikrofali bagietkę z szynką trzeba się zapisywać i opłacić ją z góry.<!** Image 2 align=none alt="Image 156978" sub="Asortyment szkolnego sklepiku w Zespole Szkół nr 11 nie odbiega od innych, podobnych punktów w mieście. Na zdjęciu sprzedawczyni Renata Matuszak. Fot. Tymon Markowski">

Nie koniec na tym. Kultowe wręcz wśród młodzieży zapiekanki „węgierskie” (z szynką) i „tradycyjne” (z pieczarkami) mają szansę nabyć tylko starsi uczniowie. - Młodsi nie dopchają się w kolejce na dużej przerwie. Zresztą i tak trzeba bagietki zamawiać godzinę wcześniej i wtedy płacić. Potem są już tylko wydawane, w ogromnych ilościach - tłumaczy nastolatka. - Porządek musi być, pierwsi dostają nauczyciele, oni też je przecież uwielbiają, potem my. Dla młodych zwykle nie starcza.

Teraz „węgierska” i „tradycyjna” kosztują 3 złote, poprzedni dzierżawca szkolnego sklepiku kalkulował je na 2,50 zł. „Odepchnięci” uczniowie młodszych klas, z żalem, tłumnie przenoszą się więc do kiosku z fast foodem, kilka metrów od bramy placówki. Marta jednym tchem recytuje menu i cennik tamtego punktu: - Kebab mały - 5,50, kebab duży - 9,50, zapiekanka mała 3 złote, zapiekanka duża 4. Frytki małe - 3 złote, duże - 4 złote. Jest jeszcze zestaw obiadowy po 12,50.

Zestaw składa się z czegoś pożywniejszego? Marta jest zdziwiona:

- Z kebabu, frytek i surówki, więc się nie opłaca, bo duży kebab to to samo, ale zamiast talerzyka jest bułka. I można poprosić mniej surówki.

Szkolny sklepik, nie tylko w tej fordońskiej szkole, jest odzwierciedleniem punktu pierwszej potrzeby ucznia. Oprócz zeszytów i chusteczek higienicznych, znajdziemy więc inne niezbędne artykuły - dużo różnych batonów, słodkie picie, cukierki, chipsy, lizaki, żelki, czekoladę. Marta pamięta, że poprzedni sprzedawca miał jeszcze „gorące kubki”, ten ma z kolei „zwykłe” bułki - z szynką i serem. Sprzedają się one, co trochę dziewczynę nawet dziwi, całkiem dobrze.

Jeden z dzierżawców sklepików opowiada anonimowo, że kiedyś próbował wprowadzić do oferty zdrowszą żywność. - Miałem jabłka, jogurty w lodówce, sprowadzałem droższe kanapki, w których było więcej zieleniny - mówi pan Jan, prowadzący działalność w śródmiejskiej szkole. - Spasowałem. Jestem handlowcem, muszę sprzedawać towar i zarabiać na nim. Poza tym, nauczyciele skarżyli się, że jak już ktoś kupował te moje owoce czy jogurty, to potem był tylko bałagan z odpadkami. Ciekawe, bo odkąd do szkół weszły warzywa opłacane przez rząd, to już takiego gadania nie ma.<!** reklama>

Od ubiegłego sezonu są bowiem w szkołach realizowane dwa programy unijne, dzięki którym najmłodsze dzieci mogą dostawać za darmo przygotowane do bezpośredniego spożycia warzywa, owoce i szklankę mleka (dziś to raczej hermetycznie pakowane kartoniki). Pierwszy rok funkcjonowania przyniósł jednak doświadczenia, co trzeba zmienić. Z listy produktów zniknął np. ogórek (nie nadawał się na przekąskę, ze względu na krótkotrwałą i trudną w utrzymaniu po pokrojeniu świeżość). Druga istotna zmiana była formalna - szkoły same już mogą zadbać o zaopatrzenie w warzywa, poszukać dostawców, których zgłaszało się mniej, gdy procedury były bardziej skomplikowane. Wszyscy mają nadzieję, że dzięki temu zdrowy program nabierze rumieńców, bo w ubiegłym roku skorzystało

z niego tylko 54 procent uczniów w regionie. Lepiej było ze spożywaniem mleka. - Uczniowie chętnie sięgają po rozdawane im mleko zwykłe, smakowe czy jogurty - ocenia Małgorzata Pilewska, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 66

w Bydgoszczy. - Dla niektórych dzieci z uboższych rodzin jest ono pierwszym posiłkiem w ciągu dnia. Tym bardziej program „Szklanka mleka” jest cenny. Co do „Owoców w szkole”, muszę zastanowić się nad zmianą dostawcy, dlatego w pierwszym semestrze nie będę prowadziła programu. Uczniom nie odpowiadał sposób pakowania pokrojonej marchewki i niewielkie urozmaicanie przekąsek. Od drugiego semestru owoce i warzywa z całą pewnością wrócą.

O tym, jak fatalne nawyki żywieniowe utrwala kebabowa dieta młodych ludzi, najlepiej wiedzą lekarze z Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego w Bydgoszczy, gdzie od czterech lat prowadzony jest regionalny program zwalczania otyłości wśród dzieci i młodzieży. Kierują do niego pielęgniarki szkolne, nauczyciele i lekarze podstawowej opieki zdrowotnej. W części edukacyjnej lekarz wskazuje na najczęściej popełniane błędy w diecie, brak ruchu i inne nieprawidłowe zachowania prozdrowotne, a dietetyk omawia zasady zdrowego żywienia. W części leczniczo-diagnostycznej pacjentów badają lekarz chorób metabolicznych i endokrynolog, których (w szczegółowym wywiadzie) również interesują zwyczaje żywieniowe. Na tym etapie dietetyczka układa odpowiedni dla pacjenta jadłospis. W trwającym dwa lata programie opieki bierze również udział psycholog, bo walka z otyłością dzieci jest procesem złożonym. Przyczyna chorobliwej czasem nadwagi leży zaś nie tylko na ladzie szkolnego sklepiku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!