Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie tętniło od rana do nocy

Marek Wojciekiewicz
O nie tak bardzo odległej rzeczywistości panującej na polskiej wsi rozmawiamy z Arkadiuszem Wiśniewskim, młynarzem, mieszkańcem Gruczna.

O nie tak bardzo odległej rzeczywistości panującej na polskiej wsi rozmawiamy z Arkadiuszem Wiśniewskim, młynarzem, mieszkańcem Gruczna.<!** Image 2 align=none alt="Image 224663" sub="Arkadiusz Wiśniewski rozpoczął pracę w młynie w Grucznie, gdy miał 18 lat. Dziś z rozrzewnieniem wspomina czasy, gdy na wsi życie pulsowało od wczesnego ranka do późnej nocy / Fot.: Marek Wojciekiewicz">

Miał Pan zaledwie 18 lat, gdy podjął się terminowania w gruczeńskim młynie. Co Pana tam zawiodło?

Początkowo planowałem wyuczyć się fachu stolarskiego, jednak przypadek sprawił, że w 1948 roku trafiłem do pobliskiego młyna. Przedtem, jeszcze podczas okupacji, zaglądałem tam często, bo bardzo interesowały mnie wszelkie nowinki techniczne. Nauka i praca w młynie do lekkich nie należała, kilku moich poprzedników musiało z tego fachu po prostu zrezygnować.

Od jakiegoś czasu stary młyn w Grucznie powoli zamienia się w minimuzeum techniki, w tej chwili oczyszczana jest struga, której woda napędzała młyńskie koła, czy jest Pan z tego faktu zadowolony?

Oczywiście, że tak, w przeszłości zbyt łatwo rezygnowano w naszym kraju z tego, co dotąd świetnie działało. Kiedyś każda wieś lub małe skupisko takich miejscowości miało swój młyn, małą rzeźnię, szkołę, cukrownię i wszystko to, co do codziennego życia było niezbędne. Te małe zakłady doskonale służyły mieszkańcom, dawały też wielu z nich stałe i pewne zatrudnienie. Do tego trzeba dodać też obecność i działalność małych jednoosobowych firm, w których swoje usługi oferowali kowale, pszczelarze, rybacy, wikliniarze, bednarze i przedstawiciele wielu innych, potrzebnych w wiejskiej gospodarce zawodów. Wszystko to razem dawało dobry efekt, bo życie na wsi pulsowało od rana do wieczora. Później w imię fałszywie pojętej nowoczesności, zamiast sprzyjać ich modernizacji, doprowadzano do likwidacji. <!** Image 3 align=none alt="Image 224664" sub="Fot. Marek Wojciekiewicz">

W gruczeńskim młynie przepracował Pan kilkadziesiąt lat, czy to była ciężka praca?

No tak, wiele rzeczy robiło się siłą własnych mięśni, nawet wtedy, gdy w młynie pojawił się pierwszy silnik elektryczny. Wszystkie urządzenia oparte były na łożyskach ślizgowych, dlatego trzeba było pilnie uważać, by się nie przegrzały. Cały czas, odruchowo, ręką sprawdzałem ich temperaturę. Gdy tylko poczułem jej wzrost, natychmiast dolewałem oleju maszynowego. Każde zaniedbanie tego obowiązku mogło zakończyć się awarią i kosztownym przestojem.<!** reklama>

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!