Z jakiego powodu, po siedmiu latach, zrezygnował pan z funkcji prezesa Kobiecego Klubu Piłkarskiego?
Złożyły się na to pewne sprawy, na które nie miałem wpływu. Między innymi taka, że od wielu lat domagałem się jasno określonych reguł w zakresie finansowania w naszym mieście klubów sportowych. Byłem zwolennikiem tego, żebyśmy wiedzieli kto, co i za ile? Kiedy zasiadałem jeszcze w Radzie Sportu złożyłem w tej kwestii swoją propozycję, którą mogliśmy omówić i doprecyzować, lecz przez dwa lata nic w tym temacie nie drgnęło. Rozumiem, że piłka kobieca nie cieszy się wielką popularnością, że ten fakt też trzeba byłoby wziąć pod uwagę, jednak czytelne zasady dałyby nam odpowiedzieć na pytanie: o co gramy?
Nie wspomnę o tym, że na pracę na rzecz klubu trzeba poświęcić mnóstwo czasu. Czasami, żeby nie dojeżdżać już do klubu, spotykaliśmy się z kolegami z zarządu gdzieś bliżej, po drodze, niekiedy w późnych godzinach wieczornych. Zawsze jest coś do załatwienia.
Czy największą bolączką było pozyskiwanie środków finansowych?
Tak, ale druga sprawa to taka, że zakres działalności naszego klubu zrobił się tak duży, że wymaga on większej ilości osób zaangażowanych w jego utrzymanie. Dwóch-trzech działaczy to za mało.
Do tego wzięliście na swoje barki administrowanie obiektem przy ulicy Słowiańskiej...
Wziąłem te obowiązki na siebie. Ale ostatnio, na koniec 2016 roku, okazało się, że brakuje 20 tysięcy złotych na opłaty za media. Napisałem do miasta wniosek o dodatkową dotację, lecz uzyskałem negatywną odpowiedź. Wcześniej nie mieliśmy w tej sprawie problemów. Wielkich możliwości finansowych też nie mamy. Środki pozyskane z wynajmu pomieszczeń przeznaczamy na gospodarza stadionu i sprzątaczkę. Trzeba się mocno nagimnastykować, żeby na wszystko starczyło pieniędzy. Wspomniane dwadzieścia tysięcy udało nam się jednak - muszę powiedzieć, że trochę też przy pomocy miasta - uregulować. Nie chciałbym jednak ciągle żyć w stresie.
A co panu się takiego w piłce kobiecej podobało, że przez wiele sezonów stał pan na czele KKP?
Zaangażowanie dziewczyn. Przez wiele lat byłem zbudowany ich postawą. W ostatnim jednak czasie to także się zmieniło, bo prawie każda zawodniczka pyta, za ile będzie grać. Przez moment dość mocno zalegaliśmy z wypłatami, lecz postanowiłem, że nie odejdę, póki nie wyjdziemy na zero. Na szczęście obecne zawodniczki okazały się bardzo wyrozumiałe. W tym roku wyszliśmy na prostą. Myślę, że do końca roku klub finansowo sobie poradzi. Ale od razu mówię, o ekstralidze możemy pomarzyć. Na to potrzeba kilkaset tysięcy złotych.
A nie bolało pana, że bydgoski zespół nigdy w ekstralidze nie zajął wyższego miejsca niż siódme?
Ból byłby wtedy, gdybyśmy posiadali minimum dwa razy większy budżet. W naszych warunkach nie mieliśmy prawa być niezadowoleni. Wiemy, ile się płaci w innych klubach, piłkarkom i trenerom. U nas były to kwoty symboliczne.
Jaki był największy budżet w historii KKP Bydgoszcz?
Raz maksymalnie wynosił on 350 tysięcy złotych. Na tym się skończyło.
Zasiadał pan w Komisji ds. Piłkarstwa Kobiecego KPZPN...
I Zrezygnowałem. Co tam się wyprawia, to oddzielna historia.
Obecny sternik KKP Szymon Kowalik ciągle wytyka pewne niedociągnięcia, przede wszystkim szefowi tego wydziału Jerzemu Gawarkiewiczowi...
Też mam do niego poważne zastrzeżenia, bo widzę totalną partyzantkę. Nie ma żadnych nagród za zdobyte tytuły. Obozy kadry juniorek organizowane są gdzieś w Miesiączkowie, a podczas ich trwania niektórzy trenerzy namawiali dziewczyny do przejścia do innych klubów. Tak być nie może. Zgadzam się z Szymonem Kowalikiem w stu procentach.
Nie zniechęcił się pan jednak całkowicie do futbolu. Dalej będzie pan pomagał bydgoskiemu klubowi?
Na tyle, na ile będę mógł. Wiadomo, że teraz będzie to wyglądało trochę inaczej. Wcześniej czułem się do tego zmuszony, gdyż jak już mówiłem, nie chciałem zostawiać klubu i zarazem kolegów, z długami. Z mojej strony byłoby to nie fair. Ale muszę także przyznać, iż popełniliśmy w przeszłości błąd wydając duże kwoty na zakup zawodniczek. Powinniśmy ściągnąć dwie-trzy bardzo dobre piłkarki i to wszystko. Liczę na dziewczyny, które obecnie walczą w pierwsze lidze. Uważam, że w przyszłości mogą mocno powalczyć o coś więcej.