Dla inowrocławskich strażaków zakup nowej ogromnej drabiny był świętem. Do tej pory dysponowali jedynie podnośnikiem hydraulicznym o ograniczonych możliwościach, bo drabina daje możliwość sprawniejszego ewakuowania zagrożonych osób.
Niczego nie testowaliśmy
Volvo z drabiną austriackiej firmy Rosenbauer kosztował 3 mln 382 tys. zł. Podczas uroczystego przekazania sprzętu 27 stycznia poświęcony został również samochód rozpoznawczo-ratowniczy oraz o gaśniczy za kolejne 1,2 mln.
Ale chociaż feta przekazania sprzętu odbyła się w styczniu, strażacy mieli okazję testować nową zabawkę już od grudnia. I robili to niemal codziennie. Do końca stycznia drabinę zdążyli już rozciągać kilkadziesiąt razy, stąd feralnego 30 stycznia - jak podkreśla Jarosław Skotnicki, oficer prasowy inowrocławskiej straży – ćwiczenia „miały charakter nie zapoznawczy, ale doskonalący”.
Skotnicki zżyma się na hasło „test”:
- Nie było żadnego „testowania drabiny”. Nie wiem skąd się wzięło sformułowanie „test” w przekazach prasowych. Straż pożarna niczego nie testuje, ale ćwiczy obsługę i zaznajamia się z możliwościami sprzętu. Od testów są inne instytucje – producent, instytucje zajmujące się certyfikowaniem. Oni mają do tego przyrządy i procedury.
Co ciekawe, pomimo że próby trwały od miesiąca, w koszu nie było strażaków. Dowódca kazał jako obciążenia użyć worków z sorbentem.
Różne siły
- Sprzęt został pozyskany jako nowy i należało zaznajomić się z jego walorami taktyczno-technicznymi – mówi Jarosław Skotnicki. - Symulowanie obciążenia jest procedurą przewidzianą w takiej sytuacji. Z tego powodu również do ćwiczeń z ewakuacji wykorzystujemy manekina, a ćwicząc zachowania w pomieszczeniach zadymionych posługujemy się dymem teatralnym. Z dnia na dzień zakres ćwiczeń miał być poszerzany. Może intuicja, a może wieloletnie doświadczenie sprawiły, że komendant i dowódca założyli, że ćwiczenia odbędą się obciążonym koszem.
Ciężar worków wynosił 400 kilogramów (maksymalny udźwig drabiny jest o 100 kilogramów większy). Drabina został wysunięta do wysokości 38 metrów i o godzinie 14:25 wygięła się i została przełamana na końcu drugiego przęsła.
- Układ działania sił i to która z nich spowodowała przegięcie jest przedmiotem badań zespołów z ramienia producenta i instytucji certyfikujących – mówi Jarosław Skotnicki. - Po widoku uszkodzonej konstrukcji wyraźnie widać, że drabina uległa wielu siłom i działały również siły skręcające.
A drabina skręcić się nie miała prawa.
Korony mogą się kołysać
W pojawiających się w internecie głosach strażaków natknąć się można na opinie, że szefostwo inowrocławskiej straży dmuchało na zimne, bo powszechna była wiedza o śmiertelnym wypadku podobnego modelu drabiny w Katarze. „Po prostu - uratowali chłopakom życie” - czytamy w jednym z komentarzy.
Jarosław Skotnicki zapewnia, że ćwiczenia wykonywane w Inowrocławiu odbywały się z uwzględnieniem wszelkich norm technicznych, przede wszystkim odnośnie siły wiatru, która w przypadku drabiny Rosenbauera nie może przekroczyć 12 m/s.
W instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej sprawdziliśmy jaka była siła wiatru w Inowrocławiu 30 stycznia. W najbliższym punkcie pomiaru w Kołudze Wielkiej około 14 (do wypadku doszło o 14.25 ) maksymalne porywy wiatru oszacowano 9,9 m/s. Obrazowo przedstawiając, jest to wiatr przy którym kołyszą się korony mniejszych drzew. Teoretycznie drabina Rosenbauera powinna bez problemu poradzić sobie z takim problemem.
Wszystkie drabiny wycofane
Po wypadku w Inowrocławiu wszystkie eksploatowane drabiny firmy Rosenbauer o wysokości ratowniczej ponad 40 m zostały czasowo wycofane przez komendanta głównego PSP do czasu zbadania przyczyn wypadku.
Dochodzenie prowadzone w sprawie zdarzenia dotyczącego drabiny L42A-XS prowadzi osobno Centrum Naukowo-Badawcze Ochrony Przeciwpożarowej oraz Rosenbauer.
„Po zgraniu w ubiegłym tygodniu danych z czarnej skrzynki drabiny L42A-XS, przystąpiono do szczegółowej ich analizy. Z uwagi na fakt, że dochodzenie nie zostało jeszcze zakończone, nie możemy uczestniczyć w żadnych spekulacjach ani umieszczać przedwczesnych komentarzy dotyczących ww. sprawy” - otrzymaliśmy odpowiedź z firmy Rosenbauer.
Na raport ekspertów zatem poczekamy pewnie jeszcze wiele tygodni, natomiast wypadek w Inowrocławiu był dla firmy Fire-Max pretekstem do nagłośnienia szczegółów lukratywnego przetargu. Niektóre z nich rzeczywiście wymagają szczegółowego zbadania.
Odstępstwo w kilku punktach?
Pierwszy przetarg na drabiny 30- i 40-metrowe miał miejsce na jesieni 2019. Stanęło do niego dwóch potentatów w dziedzinie sprzętu pożarniczego – austriacki Rosenbauer oraz Fire-Max oferujący sprzęt innego giganta niemieckiego Magirusa. Pod względem liczby sprzedanych dotąd strażakom drabin liderem w Polsce jest Fire-Max (sprzedał ich w Polsce około 250), Rosenbauer, który sekcję drabin zbudował w oparciu o przejętą niemiecka firmę Metz, sprzedał polskiej straży około 30-40 drabin.
Przedmiotem pierwszego przetargu było łącznie 20 drabin. W dwóch kolejnych chodziło o drabiny dla Inowrocławia i Grudziądza. We wszystkich trzech odsłonach przetargu oferta Rosenbauera była wyraźnie tańsza.
Przetarg na 20 drabin:
- 2.447.700,00 zł Rosenbauer, 3.069.711,00 zł Fire-Max,
Przetarg na dostawę drabiny do Inowrocławia:
- 3.381.885,00 zł Rosenbauer, 3.522.720,00 zł Fire-Max,
Przetarg na dostawę drabiny do Grudziądza:
- 3.518.046,00 zł Rosenbauer, 4.131.570,00 zł Fire-Max.
Jedno słowo: „komputerowy”
Fire-Max uznał ofertę konkurenta za skrajnie zaniżoną. Warszawska firma wskazuje również, że termin dostawy wyznaczono na koniec października 2021 roku, tymczasem drabiny Rosenbauera zostały dostarczone z kilkumiesięcznym opóźnieniem (trzykrotnie aneksowane za zgodą KW PSP w Toruniu). Pomimo to Rosenbauer nie został obciążony żadną karą za opóźnienie. Co więcej:
„Dostarczono drabiny niespełniające norm PN/EN co potwierdziło CNBOP wydając certyfikat z odstępstwem technicznym w kilku punktach dla każdej drabiny”.
Najważniejszy zarzut Fire-Maxa dotyczy jednak braku aktywnych systemów komputerowych stabilizacji przęseł w produkcie konkurenta, który znacząco zwiększa bezpieczeństwo strażaków.
W pierwszym przetargu wymóg dotyczący tłumienia drgań brzmi zapis w specyfikacji brzmi następująco:
„Drabina wyposażona opcjonalnie w automatyczny, komputerowy system tłumienia drgań przęseł przy gwałtownych zmianach obciążenia kosza drabiny”
W kolejnych przetargach wykreślone zostało słowo „komputerowy”, co sprawia, że hydrauliczna metoda tłumienia drgań stosowana przez Rosenbauera mieści się już w specyfikacji.
Drgania stłumione
„To, co Rosenbauer może dostarczyć w opcji, to prosty, hydrauliczny układ działający w sposób ograniczony tylko w kierunku pionowym. Taki system zasadniczo nie reaguje na boczny wiatr” - argumentuje Fire-Max. Jako dowód warszawiacy przedstawili ekspertyzę Instytutu Badania Dynamiki Systemów na Uniwersytecie w Stuttgarcie, z której wynika, że drgania w konkurencyjnej drabinie nie mogą one być skutecznie tłumione.
- Co ciekawe, Krajowa Izba Odwoławcza nie uznała jednak tego wątku za istotny, argumentując, że ponieważ drabiny będą dopiero wyprodukowane w przyszłości, to odpowiedniego sprawdzenia należy dokonać podczas odbioru końcowego – nie kryje poirytowania Piotr Pajor, wiceprezes firmy Fire-Max.
Według Komendy Wojewódzkiej w Toruniu „wszystkie dostarczone drabiny w przetargach realizowanych przez KW PSP w Toruniu, do tej pory wyposażone są w system tłumienia drgań i jest to ten sam system. Przy opisie systemu tłumienia drgań zastosowano zapis >>automatycznego systemu tłumienia drgań przęseł przy gwałtownych zmianach obciążenia kosza drabiny<<, co jasno określa funkcjonalność systemu jaką oczekuje zamawiający”.
Dlaczego zatem system komputerowy zniknął ze specyfikacji? „Zastosowany opis >>automatyczny<< jest wystarczający do opisu systemu i jego funkcji tj. tłumienia drgań”. A poza tym: „W każdym kolejnym postępowaniu wprowadzane są zmiany w opisie przedmiotu zamówienia”.
Wyjazd bez programu
Fire-Max argumentuje również, że w czasie, w którym rozstrzygał się przetarg podwładnym komendanta wojewódzkiego był szef wydziału technicznego w KW, a później komendanta PSP w Wąbrzeźnie, który aktualnie pracuje dla Rosenbauera.
Pojawił się również wątek wyjazdu służbowego do siedziby Rosenbauera w Karlsruhe komendantów wojewódzkich, naczelnik wydziału oraz księgowego. Po co tak liczna delegacja? - zapytaliśmy rzeczniczkę Komendy.
„Zgodnie z umową na dostawę, została przeprowadzona jednodniowa inspekcja produkcyjna w miejscu produkcji pojazdu, w której udział wzięła 4-osobowa komisja z KW PSP jako strona postępowania przetargowego. Celem inspekcji była wizja procesu produkcji, postępów prac i ustalenia dalszej realizacji dostawy”.
Jaki był program wizyty?
„Było to robocze spotkanie o charakterze inspekcji produkcyjnej. Takowe nie posiada oficjalnego programu” - czytamy w odpowiedzi Małgorzaty Jarockiej, rzeczniczki KW PSP w Toruniu.
Wszystko wskazuje na to, że dwie komisje badające sprawę wypadku w Inowrocławiu to jednak za mało, a sprawie przetargu będzie musiało przyjrzeć się inne grono ekspertów.
