Swoją drogą ciekawie się te tegoroczne dyskusje obserwuje w klimatach socjo i psycho, bo mam wrażenie, że ludzie dzielą się dziś na dwa plemiona. Na tych, co wolą pracować w domu, bo albo dziatki maleńkie, albo do pracy daleko, albo życie społeczne zapewniają sobie poza pracą znakomicie. Drugie plemię to ci, którzy wolą biuro – bo warunki do pracy w domu kiepskie, bo do roboty w miarę blisko, bo tak naprawdę to w tej pracy realizują się też jako istoty społeczne. Choćby na tych parunastu papieroskach dziennie.
I dziś w wielu firmach szefowie wsłuchują się uważnie w to, co każdemu konkretnemu pracownikowi w duszy gra. I może ta możliwość różnych rozwiązań i elastyczność to właśnie recepta na pracę przyszłości, która ma być lżejsza, łatwiejsza i przyjemniejsza, a do tego kreatywniejsza? Już widać, że przerzutka na zdalność stała się standardem choćby dla lekko chorych – bo kiedyś taki delikwent albo łaził z katarkiem i zarażał, albo znikał na zwolnieniu.
Najzabawniejsze jest zresztą to, jak niewiele minęło od czasów, kiedy nikt się w dusze pracowników nie wsłuchiwał, a nowoczesne i nowomodne było zamykanie ludu w zespołach najchętniej na całą dobę. Pamiętacie te wszystkie wyjazdy integracyjne i gry motywacyjne? I znowu – dla połowy to była radocha szalona, dla połowy przekleństwo. Bo nic tak nie boli jak przesada... Do dziś wspominam choćby naszego bilarda integracyjnego z czasów kapitalizmu wczesnego, którego – oczywiście w godzinach wolnych – zorganizował nam pan prezes. Nagrodą była ulubiona whisky prezesa, więc przynajmniej wiadomo było od razu, kto wygra. Wszyscy próbowali szybko odpaść, a potem solidarnie obserwowali zmagania tego nieszczęśnika, który awansował do finału i robił wszystko, żeby przegrać i nie wyjść przy tym na niemotę. W sumie więc zintegrowaliśmy się wtedy w cierpieniu. Z małą nadzieją na to słynne whisky, ale prezes zabrał butlę do domu.
I jasne, wiem dobrze, że irytuję tu tych, którzy zdalnie nie pracują wcale, a wcale. Drodzy rodacy! Wszystko przed wami. Ja też nie wyobrażałem sobie, że dziennikarze będą pracować zdalnie z zacisza domowego, bo w końcu istotą tej roboty było gadanie z ludźmi na żywca i w okolicznościach przyrody różnych. I co? I okazuje się, że byłem w mylnym błędzie, jak mawiał pan klasyk Lech.
